Epic Games Store to najlepsze co spotkało graczy od lat [SERIO]
Cokolwiek byście pomyśleli o powyższym tytule, to Epic Games Store robi nam wszystkim dobrze nie tylko rozdając darmowe gry.
Wiem, że opinia z tytułu jest kontrowersyjna. I wcale się nie dziwię. Ja też nie lubię Epic Games Store jako sklepu. Brakuje mi tam nie tylko osiągnięć, które dopiero zaczynają się pojawiać. Trudno znaleźć w zasadzie cokolwiek – nie ma recenzji graczy, wygodnych podpowiedzi w sklepie, tagów, kart, fajnego profilu gracza, forum… Słowem, wszystkiego tego, co czyni Steama tak zajebistym. Nie zmienia to faktu, że działalność Epica przynosi graczom konkretne zyski, które – jak sądzę – z nadwyżką przykrywają te niedogodności.
Nie, nie mam wcale na myśli darmowych gier. A przynajmniej nie tylko je. Te rozdawnictwa to oczywiście ważna sprawa – dopiero co dało się wyhaczyć na premierę nowego Total Wara, a teraz możemy odebrać świetnego co-opowego shootera, w którym rok temu zakochało się TVGRY. Epic rozdaje tak dużo darmówek, że Marcin napisał niedawno: przestaję kupować gry, bo i tak nie mam czasu ograć wszystkiego, co otrzymuję za friko. Więc tak – bezpłatne tytuły są ważne i trudno nie widzieć w tym konkretnych korzyści dla naszych portfeli. Ale to nie wszystko.
Magiczne 12%
Zakładając swój sklep, Epic rozpoczął wojnę z wysokimi prowizjami, jakie właściciele różnych platform narzucają twórcom gier. 30% pobierane od zysków przez Steama to jeden z powodów, dla których Ubisoft, EA czy Bethesda tak mocno promują swoje własne launchery, gdzie nie muszą się dzielić z nikim zyskami. Tworząc swoją platformę, Epic ogłosił, że będzie brał od twórców znacznie mniej, bo tylko 18% – a w przypadku korzystania z ich technologii Unreal Engine 4 nie muszą płacić za licencję (dodatkowe 5% zysków). Odpryskiem tej wojny są najświeższe wiadomości o usunięciu Fortnite’a ze sklepów App Store i Google Play. Sklepów, w których marża wynosi standardowe 30%…
Dla wielu graczy to są mało interesujące rozkminki, ale ostatecznie mogą się okazać znacznie bardziej znaczące niż te wszystkie darmowe gry, które Epic był w stanie rozdać dzięki szalonym zyskom, jakie przynosi Fortnite. Jeśli tworzycie grę i macie w perspektywie 12% więcej zysków, to możecie dłużej nad nią pracować, zatrudnić więcej osób (i zmniejszyć crunch) lub w ogóle zaryzykować z ambitnym tematem. Niższy próg opłacalności, o czym przypomniał ostatnio Jason Schreier, to też więcej ufundowanych projektów. Słowem, niższe prowizje to więcej dopracowanych gier i mniej potu programistów. Sytuacja win-win.
I chociaż już dawno temu przestałem odbierać darmowe gry, bo w nie i tak nie gram, a epicowego sklepu nie lubię, podczas gdy Steam chodzi na moim pececie w tle, nawet jak pracuję – to doceniam te działania firmy Tima Sweeneya. Nie myślcie, że jestem naiwniakiem. Wiem, że celem Epic Games nie jest dobro graczy, a zyski. Tyle że aby je osiągnąć, w tym przypadku trzeba najpierw osłabić konkurencję. A my jako gracze zwyczajnie na tym zyskujemy.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do naszego newslettera.