PS6 nigdy nie powstanie? PlayStation 5 może być ostatnią konsolą Sony
Marka PlayStation jest z nami już od blisko 30 lat. Każda kolejna konsola to przede wszystkim mocniejsze podzespoły. Ogólny zamysł, czyli to jak wygląda i działa sprzęt Sony nie uległ jednak rewolucyjnej zmianie. Ta dopiero może nadejść.
Spis treści
PlayStation 6 przypuszczalnie… w ogóle nie powstanie. Co dostaniemy w zamian? Wydaje się, że PlayStation 5 będzie miało najdłuższy cykl życia spośród wszystkich urządzeń opracowanych przez Sony. Rozumiem przez to brak następcy, a nie zaprzestanie używania jej przez graczy. Problemy z dostępnością sprawiły, że sprzęt wciąż – po 6 miesiącach od premiery – nie trafił do wszystkich, którzy chcieli go mieć w momencie rynkowego debiutu. Na PS6, bez względu na to, co tak naprawdę będzie się kryło pod tym oznaczeniem, możemy więc czekać rekordowo długo. Przypominam, że do tej pory kolejne generacje wychodziły mniej więcej co 7 lat.
PlayStation 5 – to ostatnia konsola Sony?
Scenariusze są różne. Wśród nich znajduje się również ten, w którym za 7-8 lat dostaniemy kolejną konsolę. Jednak nawet i w tym przypadku mogą pojawić się rewolucyjne zmiany. Mam tu na myśli brak napędu. Do tej pory zarówno Microsoft, jak i Sony zdecydowało się na wydanie urządzeń typu only digital. Jednocześnie firmy produkowały też warianty z czytnikiem płyt.
Gigant z Redmond zdecydował się na niestandardowy krok wcześniej niż Japończycy. Konsola Microsoftu pozbawiona napędu powstała jeszcze w erze Xbox One. Azjaci zdecydowali się na stworzenie takiej edycji dopiero przy okazji premiery PlayStation 5. Temat braku napędu jest kontrowersyjny, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie wciąż królują wersje pudełkowe, które potem można sprzedać z niewielką stratą i tak zdobyte pieniądze wydać na kolejną grę. Na świecie panują jednak inne trendy.
Sprzedaż „cyfrówek” już jakiś czas temu przebiła sprzedaż fizycznych wydań. Tym samym PS6 może być dostępne już tylko w wersji bez czytnika. Będzie można to wprowadzić m.in. pod płaszczykiem dbania o środowisko. Odpadnie produkcja plastikowych opakowań i wypalanie płyt. Większość graczy, czyli ta korzystająca z cyfrowej dystrybucji, nie odczuje wtedy żadnej zmiany, a pozostali nie będą mieli wyboru i będą musieli przejść na jedyny dostępny model sprzedaży. Bez wątpienia zabicie rynku używek wygeneruje większe zyski dla wydawców, developerów i sklepów. Chyba nie muszę mówić, jak bardzo jest to dla nich kuszące.
Możliwość przedstawiona powyżej wcale nie jest najbardziej radykalnym przykładem zerwania z dotychczasową formą maszynki do grania. Ekstremalne podejście mówi o tym, że ta w ogóle nie powstanie. Oczywiście nie oznacza to, że Sony zrezygnuje z dochodowego biznesu, jakim jest gaming. Japończycy mogą przejść w całości na streaming. Rozwiązanie to nie jest nowością. Patrz Google Stadia i NVIDIA GeForce NOW.
W dalszym ciągu taka forma grania nie jest idealna, ale przecież PlayStation 5 pożyje jeszcze długie lata. W tym czasie technologia może zostać dopracowana. Obecnie największym problemem jest ograniczony dostęp do szybkiego Internetu z niskim pingiem. Współczesne platformy strumieniujące w praktyce wymagają łącza o prędkości 300-600 Mb/s. Na terenach wiejskich i na obrzeżach miast wciąż nie wszyscy spełnialiby więc podstawowy wymóg pozwalający cieszyć się komfortową rozgrywką tj. taką z małym opóźnieniem i dobrej jakości obrazem. A propos wymagań, warto poświęcić im nieco więcej czasu.
Granie w chmurze – jak to działa
Streaming gier w dużym stopniu przypomina strumieniowanie filmów na HBO GO i platformie Netflix. Pliki wideo, tak samo jak gry, nie znajdują się na lokalnym nośniku danych. Są one wgrane na serwer, do którego łączą się użytkownicy. Już sam ten fakt pozwala nie tylko zaoszczędzić przestrzeń na dysku, ale (co dla wielu jest ważniejsze) czas potrzebny na ich pobranie. W przypadku gier dystrybuowanych cyfrowo odpada więc jedna z ich największych (poza ceną) wad. Jeszcze do niedawna granie przez chmurę było obciążone dużym opóźnieniem, co uniemożliwiało komfortową zabawę w dynamicznych tytułach. Problem ten został już jednak w dużej mierze zminimalizowany, co widać na przykładzie GeForce NOW.