Pograłem na Xbox Series X i już nigdy nie wrócę do starych konsol
Po 2 tygodniach z konsolą Xbox Series X w redakcji, jeszcze trudniej zdecydować mi jaki sprzęt wybiorę w listopadzie, ale jak na razie Microsoft kupuje mnie za sprawą wstecznej kompatybilności.
Zbliża się dzień wielkiej decyzji, która wpłynie na to, w co i na czym przez kolejne lata (przynajmniej dwa czy trzy) grają konsolowcy. Internet chyba już zadecydował – po generacji zdominowanej przez PS4, rodzących hype zapowiedziach PS5 oraz zalewie memów ośmieszających Xboksa ponownie Sony zdaje się być faworytem konsolowego wyścigu zbrojeń. I choć sam nadal do końca nie wiem, który obóz wybiorę, jak na razie bardziej przemawia do mnie propozycja Microsoftu, mimo że jeszcze tydzień temu chciałem walczyć o pre-order PS5.
Mocny argument przeciwko PS5
W ramach pierwszych opinii na temat nowej konsoli chwaliłem na naszym kanale Game Passa, funkcję quick resume i wsteczną kompatybilność na XSX-ie, narzekając jednak, że to chyba za mało, żeby wygrać z PS5 w boju o masowego odbiorcę. Owszem, ten ostatni argument nie jest tym, co zachęci wszystkich, ale jak dla mnie stanowi bardzo mocny atut... który Sony zdaje się w dużej mierze ignorować. Na PS5 odpalimy prawie wszystkie gry z PS4 (z wyjątkiem może garstki crapów), co na pewno umili ten dziwny okres przejściowy, kiedy brakuje pełnoprawnych next-genów (czy – jak niektórzy już je nazywają – gier AAAA), a najbardziej ekscytujące produkcje nadal wychodzą na „stare” konsole (które nieraz nie radzą sobie z tymi tytułami). Ale co z pozycjami z PS2 czy PS3? No cóż... nic.
Wsteczna kompatybilność na XSX-ie to coś, o czym fani Sony mogą pomarzyć (i chyba długo taki stan rzeczy się nie zmieni, zważywszy na fakt, że Sony twierdzi, iż wsteczna kompatybilność nie interesuje użytkowników sprzętu tej firmy). Na nowym Xboksie zaś możemy już teraz zagrać w pokaźną liczbę gier nie tylko z Xboksa One, ale też z pierwszego Xboksa i Xboksa 360. Takie niby nic, ale jednak coś, co albo kompletnie nie występuje u konkurencji, albo ukryte jest za paywallem remasterów i reedycji – czyli ponownego kupowania tego, co już mamy. Ach... kto nie lubi prokonsumenckich posunięć?
Wszystko w jednym miejscu
Od lat kolekcjonuję gry, głównie dlatego, że często zapraszam do siebie znajomych, by pokazywać im stare lub dziwne tytuły, których mogą nie kojarzyć. I tak w ostatni weekend, pewnie ze względu na zbliżające się Halloween, nabraliśmy ochoty na Silent Hill: Shattered Memories z Wii. Zanim jednak odpaliliśmy ten świetny horror, trzeba było wyjąć z pudła moje stareńkie Wii U, podpiąć kable, zrobić miejsce, skalibrować kontrolery oraz podładować ich baterie. Ostatecznie uruchomienie, jakby na to nie patrzeć, gry „retro” zajęło nam niemal 20 min. Nie licząc, rzecz jasna, czasu potrzebnego na spakowanie sprzętu po fakcie, kiedy zdecydowaliśmy się zmienić repertuar na coś z PS3, które też trzeba było od początku podpinać i zmieścić w ograniczonej przestrzeni na półce pod telewizorem. Na 2 godziny zabawy sporo (za dużo!) tego czasu zajęło nam podłączanie starych konsol, na których nie gram na co dzień.
I choć zawsze broniłem fizycznych wydań w starciu z wersją cyfrową, tak przy nowym Xboksie nie dość, że coraz trudniej bronić mi zbieractwa (również z uwagi na kończące się miejsce na regale), tak im więcej gram na XSX-ie, tym bardziej przestaję widzieć sens w żonglowaniu konsolami na półce pod telewizorem. Ba, zdaje się, że gdy zdecydujemy się na własnego XSX-a, takich sytuacji będzie jeszcze mniej, bo w zakładce z grami w menu nowego Xboksa skok do jakiejś klasyki sprzed dwóch, a nawet trzech generacji wstecz to zaledwie kilka sekund, jeśli rzecz jasna mamy tę grę już na dysku (dzięki opcji quick resume).
Nadal nie jest idealnie, ale mnie wystarcza
Czy Series X jest pod tym względem idealny? Oczywiście, że nie, ale jak na razie jest to najlepsze, co w tej kwestii oferują konsole. Niestety, wsteczna kompatybilność Xboksa nie obejmuje kilku ulubionych gier z mojej kolekcji z czasów trzystasześćdziesiątki (Naruto Ubisoftu, seria Guitar Hero, pierwsza część Dead Rising), a różne komplikacje, związane m.in. z licencjami, raczej nie pozwolą tego szybko zmienić. Choć możemy próbować zgłaszać gry, które chcemy włączyć do programu wstecznej kompatybilności. Niemniej na XSX-ie w Game Passie mogę szybko pobrać i odpalić Alana Wake’a. Na PS3 mogę odpalić fizyczne wydanie Heavy Rain, ale na PS4 już nie... no chyba że ponownie kupię tę grę w formie remastera (co i tak niestety mi się zdarzyło).
Podsumowując, wiem, że nie do każdego to przemawia. Wiem, że nadal pod adresem XSX-a będą padać uszczypliwe komentarze typu „Xbox znowu nie ma gier”, ale jak dla mnie, kolekcjonera i fana staroci (oraz antyfana podpinania starych konsol od nowa ZA KAŻDYM RAZEM, gdy mam kaprys na powrót do klasyki), to Series X ma „więcej” gier, niż PS5 kiedykolwiek będzie w stanie zaoferować. I chyba właśnie dlatego, z niechęci do wyjmowania starych konsol z szafy, w listopadzie tymczasowo zaprzedam duszę Microsoftowi... no chyba że wreszcie dostaniemy Silent Hill na PS5.