autor: Szymon Liebert
Pistolet. GTA na Dzikim Zachodzie
Spis treści
Pistolet
Studio z San Diego zmieniło nieco stylistykę niefortunnego Red Dead Revolver, skłaniając się bardziej w stronę spaghetti westernu, podgatunku filmowego wykreowanego przede wszystkim przez reżysera Sergio Leone. Produkcja ukazała się w 2004 roku na konsole (PS2, Xbox) i zebrała przyzwoite, choć niezbyt wysokie noty. Mimo że firma Rockstar Games była już wtedy znana ze świetnego Grand Theft Auto III, nie przeniosła ona idei sandboksowej rozgrywki do westernowego tytułu, który oferował tylko minimalną swobodę. Gra opowiadała przerysowaną historię chłopca, przeistaczającego się w mężczyznę i szukającego zemsty za śmierć swojej rodziny. Przeprawa Reda została podzielona na kilkanaście dynamicznych misji, przerywanych krótkimi scenami przygodowymi. Podczas nich mogliśmy przechadzać się po miasteczku, rozmawiać z pobocznymi postaciami czy robić zakupy w lokalnych sklepach z bronią.
Red Dead Revolver to dość standardowa gra akcji, osadzona po prostu w nieczęsto eksploatowanych realiach Dzikiego Zachodu. Twórcy oczywiście starali się przenieść jak najwięcej charakterystycznych elementów z filmów do mechaniki rozgrywki, więc podczas zabawy braliśmy udział w pojedynkach, a nasz bohater potrafił co jakiś czas błyskawicznie eliminować kilku wrogów (zaznaczając ich niczym Sam Fisher w Tom Clancy’s Splinter Cell: Conviction). Przygoda była tak skonstruowana, abyśmy mogli zobaczyć solidną porcję odniesień do klasycznych obrazów i wziąć udział w typowych dla westernów sytuacjach. Wszystko wzbogacono małą porcją komiksowego absurdu (np. walką z gangiem klaunów), ale mimo to pod względem klimatu, fabuły czy po prostu „westernowości” Red Dead Revolver nie zawodził.
Opisana gra Rockstara miała kilka problemów (kiepskie sterowanie, słabe AI wrogów, niewielkie poziomy) i ostatecznie nie „zbawiła” gatunku. Dość szybko jednak gracze doczekali się kolejnej próby odtworzenia westernowej stylistyki, tym razem w zdecydowanie bardziej otwartej postaci. Wszystko dzięki firmie Activision oraz deweloperowi Neversoft Entertainment (kojarzonemu głównie z serią Tony Hawk), za sprawą których otrzymaliśmy produkcję o nazwie GUN. W pierwszych minutach przypominała ona Red Dead Revolver, ale szybko „wyzwalała” gracza spod jarzma ściśle prowadzonej fabuły i pozwalała zaangażować się w poboczne misje, wyzwania oraz po prostu eksplorować świat, na który składało się kilka kanonicznych dla westernu lokacji (miasteczka, prerie, kaniony).
Studio Neversoft Entertainment w swojej westernowej produkcji postawiło na bardziej zręcznościowy i radosny model rozgrywki. Mówiąc krótko, trup w grze ścielił się gęsto, pod tym względem Red Dead Revolver był zdecydowanie bardziej stonowany. Fabuła GUN przypominała dzieło Rockstara, więc ponownie wcielaliśmy się w chłopaka, który mści się za śmierć przybranego ojca i po drodze wchodzi w kontakty z szeryfami, bandziorami, kobietami lekkich obyczajów, a nawet Indianami. Główny wątek wystarczał na niecałe 10 godzin zmagań, ale tak naprawdę pozwalał zaliczyć tylko 60% całej gry (według wbudowanych statystyk). Pomiędzy misjami, a nawet po zakończeniu przygody, mogliśmy bowiem zwiedzać wirtualny świat i szukać nowych wyzwań – łapać bandytów, pomagać na farmie, polować na zwierzynę czy podjąć pracę kuriera.