Epilog: Gizmondo umiera dwa razy. Najgorsza konsola w historii
Spis treści
Epilog: Gizmondo umiera dwa razy
W styczniu 2006 zakończono sprzedaż konsoli. Na rynku nigdy nie pojawiła się jej ulepszona wersja czy większa liczba gier, trudno jednak powiedzieć, czy ktokolwiek na tym ucierpiał. Zamknięto sklep na Regent Street oraz działalność europejskiego oddziału Gizmondo. Po kolejnych raportach finansowych ukazało się, że od 2004 roku firma straciła ponad 300 milionów dolarów. Nie był to jednak koniec problemów Tiger Telematics: wkrótce wyszło na jaw, że przedsiębiorstwo wypłacało pieniądze deweloperom, którzy tak naprawdę nigdy nie tworzyli dla nich gier, co jawnie wskazywało na oszustwa w księgowości. Gizmondo miało przed sobą także perspektywę sądowych batalii z takimi markami, jak MTV, Handheld Gaming czy Jordan Grand Prix. Już w lutym 2006 roku ogłoszono bankructwo: pozostałościami po firmie zajęli się likwidatorzy wyznaczeni przez sąd w Londynie.
Czy wśród szych z Tiger Telematics była choć jedna osoba, która nie miała problemów z prawem? Chyba nie, bowiem nawet Carl Freer, nieoskarżony o oszustwa podatkowe czy uczestnictwo w działaniach mafii z Uppsali, naraził się wymiarowi sprawiedliwości. W 2005 roku w Niemczech musiał zapłacić grzywnę w wysokości 135 tysięcy funtów za niefortunną transakcję kradzionymi samochodami, z kolei rok później udowadniał w sądzie, że kupił swój pistolet legalnie – nie podszywając się pod funkcjonariusza policji Los Angeles. Można by pomyśleć, że na Gizmondo ciąży jakaś klątwa...
Na każdy projekt, który okazał się katastrofalną wpadką, przypada ktoś, kto uważa, że były w nim całe pokłady niewykorzystanego potencjału. Gorzej, że w przypadku tym kimś był Carl Freer – Szwed, który w 2005 roku wylądował na liście tysiąca najbogatszych osób na świecie według magazynu „Forbes”. Biznesmen, prowadzący wówczas firmę Media Power, miał fundusze, potrzebne na reaktywację konsoli. Drugie Gizmondo miało początkowo trafić na rynek w maju 2008 roku, w cenie 99 dolarów, z 35 tytułami startowymi. Freer zapewniał w wywiadach, że sporo aspektów przedsięwzięcia zostało dopiętych na ostatni guzik: produkcją miała się zająć na kredyt nieznana spółka z Shenzen, której obiecano, że stanie się wyłącznym dystrybutorem konsoli na terenie Chin, były też plany, by na święta 2008 roku wydać kolejną wersję z szerszym ekranem. Wkrótce jednak zaczęły się kłopoty: premiera została przesunięta, zmienił się także projekt urządzenia, które teraz miało stać się smartfonem. Krach giełdowy 2008 roku wstrząsnął ekonomią, jak również interesami Carla Freera: firma Media Power przestała istnieć właściwie z dnia na dzień, a wraz z nią – szanse na nowe Gizmondo. Dodatkowo okazało się, że prawa ręka Szweda, Mikael Ljungman, także miał powiązania z mafią z Uppsali; ostatecznie aresztowano go za oszustwa podatkowe oraz błędy w księgowości. Nic dziwnego, że do kolejnej próby wskrzeszenia konsoli nikt się nie kwapi. O ile bowiem w większości przypadków jak najbardziej kibicujemy nowym propozycjom na rynku, tak o Gizmondo najlepiej chyba po prostu zapomnieć.
Chociaż z drugiej strony – czy warto zapominać o takiej historii? Gry to branża, w której skandale wybuchają często, ale zazwyczaj dotyczą opóźnień, słabej optymalizacji czy niespełnionych obietnic deweloperów. Jednak ile mamy wiadomości o wpadkach tak kolosalnego rozmiaru? Co więcej – ile wiodących firm może się „poszczycić” powiązaniami ze zorganizowaną przestępczością? Gdy mówimy o Gizmondo, jest tu wszystko: kradzione sportowe samochody, mafia, oszustwa finansowe oraz straty idące w setki milionów dolarów. Dzięki Tiger Telematics, firmie, która z dystrybutora elektroniki postanowiła zmienić się w twórcę konsol, dostaliśmy historię o grach, którą dałoby się przerobić na solidny kryminał. A to coś, czego nie zapewni nam ani PlayStation Vita, ani Nintendo 3DS, ani Nvidia Shield.