Chciałbym więcej takich gier dla dorosłych
Nie, nie mam na myśli Cyberpunka 2077 ani The Last of Us 2. Nie mówię o grach brutalnych, ani tych wyuzdanych. Myślę o tytule, w którym możemy dużo siedzieć na kanapie i rozmawiać.
Na przestrzeni lat w grach wideo powstała niezliczona liczba gatunków. Żadne inne medium nie potrafi dostarczać tak różnorodnych doświadczeń. Od prostej pozycji logicznej na telefon, przez filmową historię jak The Last of Us: Part II, po symulatory lotu. O ile jednak postęp w przypadku mechanizmów rozgrywki mknie jak szalony, tak rodzaje snutych w grach opowieści rozwijają się w dość ślimaczym tempie. Szczególnie opóźnione w tym względzie wydają się gry dla dorosłych o dorosłych.
Pisząc „gry dla dorosłych”, nie mam jednak na myśli pozycji 18+ według klasyfikacji PEGI. Nagich piersi, penisów czy eksplodujących czaszek jest w naszej branży pod dostatkiem. To, czego mi brakuje, to dzieł, które skierowane są przede wszystkim do dojrzałych graczy. Tytułów opowiadających o rzeczach, z którymi dorosły człowiek obcuje na co dzień, a które nastolatkowi mogą wydawać się nudne i z którymi trudno mu się utożsamiać (chociaż nie jest to niemożliwe).
W grach najczęściej spełniamy nasze dziecięce lub późniejsze fantazje. Ratujemy świat, romansujemy z piękną księżniczką lub przystojnym księciem albo wyruszamy na poszukiwanie skarbów. Nawet mniej fantastyczne pozycje, jak tegoroczne Ghost of Tsushima czy drugie The Last of Us, poruszają mało przyziemne tematy. Dzieło Naughty Dog to rewelacyjna opowieść o zemście, a najnowsza produkcja Sucker Punch pozwala przekonać się, jak to jest walczyć o wolność ojczyzny. Tylko umówmy się. Jako mieszkańcy zachodniego świata w okresie trwania najdłuższego względnego pokoju w historii Europy nie doświadczyliśmy i możliwe, że już nigdy nie doświadczymy (oby!) tego typu problemów. Raczej nie będziemy się mścić na mordercach naszego rodzica, zabijając po drodze dziesiątki osób, i nie staniemy się gotowym na wszystko partyzantem, siejącym popłoch w szeregach wroga.
Oczywiście nie ma w tych historiach absolutnie niczego złego. Takie były gry od samego początku i to jest ich wielka siła. Pozwalają przeżywać coś, czego w realnym świecie nigdy nie zaznamy. Nie chcę tego zmieniać, ale chciałbym, żeby trochę więcej produkcji zaczęło przedstawiać też inne historie.
Skończyłem niedawno Haven. Tytuł francuskiego studia, które znane jest przede wszystkim z rewelacyjnego Furi. Mimo dość przeciętnych recenzji zaintrygowało mnie, że gra wyglądająca niczym baśń dla dzieci otrzymała rating PEGI 18+. Uznałem, że nawet jeśli jest słaba, to musi być w niej coś wyjątkowego. Miałem rację.
Jako gra Haven okazuje się bardzo przeciętne. Rozgrywka polega tu w głównej mierze na eksploracji mało interesującej planety przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej. Pozwala całkiem nieźle zrelaksować się po pracy, ale nic poza tym. Tym, co jednak wyróżnia Haven, są bohaterowie i relacje między nimi. Para młodych zakochanych, którzy utknęli na bezludnym globie i mieszkają razem w zepsutym statku.
Sytuacja z pozoru mało prozaiczna, ale ich perypetie niewiele odbiegają od przeciętnych doświadczeń dwojga osób będących w związku i zamkniętych w czterech ścianach podczas trwającej obecnie pandemii. Każdego dnia jedzą śniadanie, biorą prysznic, tracą czas na kanapie czy rozmawiają przed snem. To dobrze znająca się para, więc nie ma tutaj miejsca na romanse typowe dla gier BioWare. Naszym celem nie jest zaciągnięcie drugiej osoby do łóżka, bo… ona śpi w nim z nami codziennie. To właśnie ta codzienność i zwyczajność (mimo generalnie nietypowych okoliczności) są w Haven najlepsze.
Każdy, kto żyje w dłuższym związku, na pewno niejeden raz podczas grania uśmiechnie się pod nosem, odnajdując w rozmowach bohaterów momenty z własnego życia. Tłumaczenie partnerowi bardzo skomplikowanej planszówki i przekonywanie, że już za chwilę wszystko stanie się proste. Zabawne (lub nie) flirtowanie, pełne seksualnych podtekstów. Udawanie, że się kogoś słucha, ale tak naprawdę myślenie tylko o pryszczu na ciele drugiej osoby, który idealnie nadaje się do wyciśnięcia! Haven nie jest grą wybitną, ale w dobitny sposób uświadomiło mi, jak bardzo brakuje podobnych historii w grach.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że produkcja studia The Game Bakers, to nie pierwszy i nie ostatni tytuł tego typu. Prężna scena gier niezależnych to jedno z największych osiągnięć naszej branży, dzięki któremu powstaje masa świetnych i oryginalnych dzieł. Żałuję jednak, że podobną tematyką tak rzadko interesują się więksi wydawcy.
Brakuje nam też wielu gatunków znanych z innych mediów. Gdzie w naszej branży podziały się tak popularne w kinach komedie romantyczne i melodramaty? Gdzie bijące rekordy sprzedaży w księgarniach biografie czy książki popularnonaukowe? Czy naprawdę wszystko, na co nas stać w kontekście historii, to tytuły Ubisoftu ze słynną już formułką ostrzegającą, że gra to tylko fikcja i nikt nikogo nie chciał obrazić?
Zdaję sobie sprawę, że każde medium ma swoją specyfikę i pod niektórymi względami sprawdza się lepiej, a pod innymi gorzej. Wierzę jednak, że gry to najbardziej pojemna ze wszystkich gałęzi kultury, której nie powinien być straszny żaden literacki czy filmowy gatunek. Szkoda, że deweloperzy nie wykorzystują jeszcze pełni ich potencjału. Jest też jednak dobra wiadomość. Gry mają przed sobą cały czas olbrzymie możliwości rozwoju, a to, czego doświadczamy teraz, to jedynie pierwsze kilometry długiej drogi, która wciąż jest przed nami.