AC Valhalla: Oblężenie Paryża - marny dodatek, który uratowały kobiety
Assassin's Creed: Valhalla - The Siege of Paris to dodatek nijaki, nieciekawy i wtórny. Jest jednak jeden element, który sprawił, że mogę to wszystko wybaczyć.
Assassin’s Creed Valhalla - Oblężenie Paryża to dodatek wizualnie i fabularnie pozbawiony wyrazu, nieposiadający wyróżniających się elementów, które zapadałyby w pamięć – poza jednym krótkim, mrocznym, niepokojącym motywem soundtrackowym (to dosłownie 5–10 sekund, ale za to jakich) oraz faktem, że przez mniej więcej pierwszą godzinę prawie nigdzie nie ma strzał do zebrania.
Następny „Asasyn” ma być jeszcze dłuższy od Valhalli? Cóż, może lepiej się z tego wycofać, skoro już na drugie większe DLC zabrakło pomysłu i finezji? A przecież czeka nas jeszcze jedno duże rozszerzenie. Przy dodatku Gniew druidów mówiłam, że ta gra nigdy się nie skończy. Wycofuję się z tego – są bowiem spore szanse, że twórcy wykończą Valhallę, nim zdążą zamknąć jej przedłużany w nieskończoność wątek fabularny.
Napisałam powyższe dwa akapity po 5 godzinach „pobytu” w Paryżu. Na wszelki wypadek, bo liczyłam, że najpóźniej przy końcu gry zupełnie straci on na aktualności i skończy w otchłani nicości; po prostu go usunę. Ale nie stracił. Podtrzymuję wszystko, co napisałam powyżej...
Mimo to wcale nie jest aż tak źle, ponieważ dodatek wprowadza przy okazji elementy, które chciałabym widzieć w podstawce w każdym zadaniu wątku głównego. I nie chodzi mi wyłącznie o mechaniki. Oblężenie Paryża wyraźnie pokazuje, że w uniwersum „asasyna” na wojnie lepiej być kobietą i że to do tej płci świat należy.
Nawet Eivor ma dość
W Waszej osadzie powstał nowy budynek – bez Waszej wiedzy wznieśli go „winolubni” nowoprzybyli z Francji. Wśród nich – Toka oraz jej doradca Pierre. Są tu w imieniu przywódcy tamtejszych wikingów, Zygfryda (wuja Toki), i chcą wyprawić wielką ucztę, ale Wy już wiecie, że nikt tak po prostu nie zjawia się w osadzie, by poucztować. Po chwili rozmowy wszystko już wiadomo – przyjechali tu po pomoc. Król Karol III Otyły rośnie w siłę i czai się na wikingów niczym głodny kocur.
A jeśli poprosić kogoś o wsparcie, to kogo jak nie waleczną Eivor, o osiągnięciach której zdają się już wiedzieć wszyscy? Właściwie moglibyście się nie zgodzić – niestety, Toka ma silne argumenty: kiedy Karol skończy z nimi, ruszy do Anglii, a Krucza Przystań nie poradzi sobie sama z jego ogromną armią. Wybieracie się więc na kolejną wyprawę. Tak samo jak do Irlandii, tak i do Francji z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie płynie z Wami kot, który na miejscu pływa z Wami wszędzie.
No ale – powiedzmy, że to drobiazg. W ramach pocieszenia w Evreux czekają na Was przecież wszystkie koty do wygłaskania. Zakończmy zatem tę dygresję.
Oblężenie Paryża, tak jak zresztą i sama Eivor w tym wydaniu, jest w gruncie rzeczy mocno pacyfistyczne. Pokazują to działania protagonistki (musicie mi wybaczyć – będę używać żeńskiej formy, bo z kobiecą wersją tej postaci spędziłam już ponad 200 godzin i to silniejsze ode mnie) oraz jej wewnętrzne rozterki. Po kolejnym wpakowaniu się w cudze brudy przysiada ona ze swoim krukiem w samotności i zastanawia się na głos:
Z dala od domu, przed kolejnym miastem obcych. Kiedy nasze życie stało się sagą?
Eivor ma dość. Ma dość zabijania, przemocy, ciągłych wojenek zaślepionych władców, niehonorowania umów i tego, że ius talionis, prawo odwetu, przeważa nad każdym innym. Całkiem przypadkiem jednak wypowiedziała też to, co myśli część z nas, towarzyszących jej w tej naprawdę długiej przygodzie: my tu ciągle robimy to samo.
Jeździmy od punktu A do punktu B, zabijamy tego, zabijamy tamtego, poziom trudności stale maleje, wszystko da się już łatwo odnaleźć, każdego wyeliminować. Najnowszy dodatek równie dobrze mógłby być częścią głównego wątku – niczym szczególnym się nie wyróżnia, więc moglibyście go nawet nie zarejestrować, jeśli przewijacie dialogi. Znowu skaczemy po dachach i znowu tłuczemy przeciwników, jest bitwa – bijemy bossa. Tutaj powtarzalność potęgują dodatkowo misje buntowników, poboczna aktywność polegająca w sumie na dalszym mordowaniu na zlecenie. Tyle tylko, że można przyjąć wyłącznie jeden taki quest naraz, a po jego zakończeniu trzeba wrócić do jednego z punktów rozdysponowujących zadania.
Wypełniając owe misje, budujecie swoją niesławę. Im jest większa, tym trudniejsi stają się przeciwnicy (wreszcie wyzwanie!). W praktyce biegacie zatem między kolejnymi wrogami a punktami zleceń – i tak w kółko. Jeśli chcecie wbić 100%, musicie to jakoś wymęczyć. Jest ciężko. Ja się poddałam.
Why the long face? Bez wyjątku każdy dodatek do ACV przed premierą obfituje w dokładnie te same bugi. Zawsze cieszą, choć różnie bywa z wczytywaniem sejwów. Eivor lewituje właśnie, drgając jednocześnie pod i nad mapą od 3 minut.
Tak naprawdę to mi się podobało (ogólnie)
Pod względem mechaniki wątek fabularny uratowały misje szpiegowskie, którym udało się odrobinę wyrwać mnie z rutyny typowego grania w Valhallę. Nagle okazało się, że można załatwić sprawy na kilka sposobów, a nie tylko w jeden oczywisty. A fabularnie co uratowało ten dodatek? Otóż moim zdaniem postacie kobiece.
Wreszcie zrozumiałam, jakie to uczucie mieć mocną reprezentację własnej płci w grze, z którą spędza się dużo czasu. W której osoby tej właśnie płci są liczne, odgrywają ważne role, są silne, z przekonaniem bronią swoich racji, nie gadają tylko o płci przeciwnej, robią co chcą i w większości to właśnie ich racja jest tą słuszną. Są pierwszoplanowe. I tą grą nie są Simsy.
Cały absurd tej sytuacji polega, niestety, na tym, że bez spoilerów nie mogę tej myśli rozwinąć tak bardzo, jak bym chciała. Ale Valhalla od samego początku kwestie równościowe ma już z grubsza wyjaśnione. Ten świat nadal w większości jest męski, niemniej aż tak się tego nie odczuwa, grając żeńską Eivor. Oblężenie Paryża idzie o krok dalej, bo oprócz kobiecej przewagi ilościowej mamy też tę jakościową. To kobiety zakulisowo realizują swoje plany, pertraktują, posiadają przydatną wiedzę, ustalają co i jak, sabotują i rozdają karty, stabilizują – to one są tymi silnymi, opiekuńczymi, dobrymi. Tymi, którym najbardziej zależy na pokoju, nie zaś na ciągłych konfliktach i przemocy. To one zdają się być przyszłością (choć przecież nie one jedyne), nawet jeśli mają też swoje słabości i czasem, jak każdemu, brakuje im jasnego oglądu sytuacji.
Dość dosłownie stereotypowy męski sposób rządzenia przeszedł w tym dodatku do historii. I szczerze mówiąc, jeśli tak wygląda przyszłość tego „Asasyna”, to ja się nawet pogodzę z tą fabularną miałkością, byleby tylko dostać kolejne silne i ważne postacie kobiece w następnym DLC. Tylko dlaczego miałabym znowu iść na kompromis? Poproszę do tego porządną historię!
O AUTORCE
Nie wbiłam w Oblężeniu Paryża 100%. Misje buntowników, za które zabrałam się po wątku fabularnym, odebrały mi całą radość z gry. Może coś robiłam źle? Może, choć powątpiewam. Valhalla nie jest już dla mnie wyzwaniem i przy każdym dodatku myślę sobie, że to będzie ten moment przełomowy, kiedy wreszcie gra przestanie przypominać pracę na taśmie. Gniew druidów podtrzymał tę nadzieję, Oblężenie Paryża – trochę ją przygasiło. Ale na pewno nie zgasiło zupełnie! Miało bowiem swoje plusy, i to całkiem doniosłe.
Z dodatkiem spędziłam jakieś 15 godzin. Z całą grą – ponad 200.
ZASTRZEŻENIE
Dodatek otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego oddziału firmy Ubisoft.