Top Gun: Maverick stawia na autentyzm, nie green screen
W Top Gun: Maverick nie uświadczymy scen kręconych na green screenie – podkreślił to w wywiadzie dla magazynu Men's Journal Miles Teller, który w filmie Josepha Kosinskiego wciela się w syna znanego z jedynki Goose'a. Produkcja ma zadebiutować w kinach w lipcu przyszłego roku.
Oryginalny Top Gun w reżyserii Tony'ego Scotta w wielu kręgach cieszy się statusem kultowego. Duża w tym zasługa efektownych scen ukazujących myśliwce w akcji, które powstały we współpracy z lotnictwem armii USA (via Screen Rant). Choć technologia poszła do przodu i dziś filmowcy mają możliwość skorzystania z efektów specjalnych coraz lepiej naśladujących rzeczywistość, Joseph Kosinski, reżyser Top Gun: Maverick, czyli kontynuacji wspomnianego filmu z 1986 roku, postanowił pójść podobną drogą, i postawić przede wszystkim na użycie realnych maszyn, czego przykład mogliśmy zobaczyć chociażby na tym nagraniu, oraz sztuczki montażowe. Bardzo praktyczne podejście twórców potwierdził również w wywiadzie udzielonym magazynowi Men's Journal odgrywający rolę Bradleya Bradshawa (syna znanego z jedynki Nicka „Goose'a” Bradshawa) Miles Teller. Podkreślił on, że w nadchodzącej produkcji nie uświadczymy scen nakręconych na green screenie. Cytując słowa aktora:
Każde ujęcie, każdy wyczyn kaskaderski, był rezultatem ciężkiej pracy, jaką w nie włożyliśmy.
Jak nietrudno się domyślić, takie podejście do realizacji filmu, który raczej będzie należał do gatunku efektownych, jest dość mocno czasochłonne. Jak zdradził Teller, okres zdjęciowy do Top Gun: Maverick trwał cały rok – najdłużej w jego karierze. Poza tym musiał on przejść trzymiesięczne szkolenie lotnicze mające go przygotować na wszelkie przeciążenia, które będą na niego działały, gdy już zasiądzie w kokpicie F-18 Hornet (którego rzecz jasna nie mógł pilotować sam; wszelkie zaplanowane z największą możliwą dokładnością manewry wspomnianych myśliwców były wykonywane przez profesjonalnych pilotów). Ponadto aktorzy wcielający się w pilotów wzięli udział w szkoleniu survivalowym marynarki wojennej, podczas którego między innymi dowiedzieli się, jak przetrwać, gdy konieczne okaże się katapultowanie z kokpitu nad oceanem.
Widać zatem, że ekipa filmowa włożyła sporo serca i wysiłku w stworzenie Top Gun: Maverick. Pytanie tylko, czy przełoży się to na dobry film, będący w stanie konkurować z legendą poprzednika? O tym dowiemy się najprawdopodobniej 1 lipca 2021 roku, kiedy to według planów produkcja zadebiutuje w kinach. Na tym etapie Teller nie obawia się jednak reakcji publiczności.
Odgrywanie syna Goose'a i kontynuowanie historii opowiedzianej w tak wspaniały sposób lata temu, to naprawdę wielka sprawa. Myślę, że kiedy widzowie zdadzą sobie sprawę z tego, że moja postać to ten mały dzieciak, który był w oryginale, to będzie hit. Widziałem film kilka tygodni temu. Całkowicie mnie rozwalił, a moja żona powiedziała: "To może być najlepsza produkcja, jaką kiedykolwiek widziałam". Wiele razy płakała.
(…)
Całość jest zabawna, rozrywkowa, emocjonalna i „wysokooktanowa”. W tej historii znajduje się wiele serca i nie mogę się doczekać, aż ludzie będą mogli ją zobaczyć. Myślę, że fani oryginału będą się uśmiechali od ucha do ucha przez cały czas. Film da im to, czego pragną.
Podobnie jak miało to miejsce w oryginale, głównym bohaterem Top Gun: Maverick jest Pete „Maverick” Mitchell – mistrz pilotażu, który staje na czele grupy mającej na celu szkolenie młodych adeptów lotnictwa. Pod jego skrzydła trafia wspomniany Bradley Bradshaw. Protagonista musi stawić czoła swojej trudnej przyszłości i stać się mentorem dla syna zmarłego przyjaciela. Prócz Tellera w filmie zobaczymy między innymi Toma Cruise'a, Vala Kilmera, Eda Harrisa, Jona Hamma oraz Jennifer Connelly.