Skłodowska – szalony eksperyment biograficzny – felieton
Jeśli reżyserką jakiegoś filmu zostaje Marianne Satrapi od Persepolis, to nie będzie to zwyczajny obraz – tak w pozytywnym, jak i negatywnym sensie. I taki los spotkał Skłodowską (Radioactive): obraz biograficzny nietypowy, nierówny, ale wart uwagi.
- Tytuł oryginalny: Radioactive
- Co to: poświęcony Marie Skłodowskiej-Curie film biograficzny, który próbuje przełamać schematy gatunku. I połowicznie mu się to udaje
- Reżyseria: Marianne Satrapi
- Premiera w kinach: 3 marca 2020
Gdybym miał wskazać postać z polskiej kultury i historii, która nadawałaby się na komiksowego szalonego naukowca w stylu Iron Mana albo Bruce'a Bannera, to padłoby na Marie Skłodowską-Curie. Zaraz za nią uplasowałbym fikcyjnego Wokulskiego z metalem lżejszym od powietrza, ale o tym powstał nawet komiks – Pierwsza Brygada. Z kolei Skłodowska, kobieta z krwi i kości, człowiek, który zmienił naukę, póki co bryluje w kolejnym obrazie biograficznym. I choć Satrapi postanowiła poeksperymentować z wizualiami, to nie uwolniła się od przywar tego gatunku.
Skłodowska – czy raczej Radioactive – to jeden z tych filmów, w których zawodzi konstrukcja narracyjna, ale działa wszystko inne. Film ciągnie Rosamund Pike: już od pierwszych scen przykuwa uwagę mieszaniną impertynencji, niezręczności, pewnej nieporadności – oraz tego, że w kwestiach naukowych jest przekonana o swojej racji. Niepowstrzymana jak Juggernaut. Wierzymy, że ten skomplikowany umysł pełnej sprzeczności, ale konsekwentnej kobiety doprowadził do rewolucji naukowej i dwóch Nobli. To wszystko świetnie wybrzmiewa zarówno w chwilach tryumfu, jak i słabości.
Marianne Satrapi
Marianne Satrapi to nie tylko reżyserka – to także autorka uznanych komiksów, między innymi Persepolis (które zresztą zekranizowała razem z Vincentem Parronaud) i bardzo wdzięcznego, wisielczo-egzystencjalnego Kurczaka ze śliwkami. Miłośnikom opowieści innych niż te o spandeksowych bataliach szczerze polecam.
Pike nie jest osamotniona w walce o atencję widza: wtóruje jej Sam Riley jako Pierre Curie, umysł niemal tak wybitny jak Skłodowska, a zarazem jej mąż i partner, z którym dokonała przełomu. Riley udźwignął zarówno słabostki, jak i geniusz Curie. Razem tworzą bardzo dynamiczny, romansowo-naukowy duet. Z czasem do Pike dołącza też młodociana królowa horroru, Anya Taylor-Joy w roli córki Curie, również noblistki.
Zaglądamy bohaterom do głowy nie tylko z pomocą wyrazistej gry aktorskiej i retrospekcji, ale też szalonych wizualizacji przecinających realistyczną zazwyczaj narrację. Większość sprawnie działa jako metafory i podbija wartość filmu plastyką, kilka jednak okazuje się przegiętych; ot, okazjonalne spadki napięcia. Do tego dochodzą wizje rozgrywające się w czasach po śmierci Skłodowskiej, ukazujące skutki jej odkryć – a być może po prostu obawy bohaterki o ich konsekwencje. Bardzo dobrze, że Satrapi z ekipą postanowiła wyjść poza schemat, pójść odrobinę w zmysłowość i okazjonalną psychodelę. Bo ten obraz bywa szalony i wychodzi mu to na dobre. Lepiej oddaje naturę słynnej naukowiec, jej odjazdy, lęki, ale i tęsknoty.
Niestety, Radioactive potyka się często o szablon biografii. Jako że musi opowiadać o wszystkim po trochu, nie skupia się na żadnym z problemów dość mocno, by w pełni zaangażować widza emocjonalnie. Dramaty i konflikty Skłodowskiej dostrzegamy bardziej dzięki wizualizacjom i grze aktorskiej niż dzięki fabule. To zbiór epizodów spiętych relacją Marie i jej męża. Pewnie, widzimy jej zmagania, ale większość z nich nie ma kiedy wybrzmieć w pełni. Szkoda.
Najciekawsze konflikty zostawiono na ostatnie akty: zmagania ze skostniałą obyczajowością – bo Skłodowska chciała prowadzić po swojemu także życie erotyczne, i uprzedzeniami – także ksenofobią w odniesieniu do jej polskiego pochodzenia. Niestety, przez epizodyczny scenariusz impet tych pomysłów rozchodzi się po kościach. Żeby nie było, prócz oporu społeczeństwa Skłodowska ma w tym filmie wroga, jak tego wymaga każda dobra opowieść. I są to... odkryte przez nią pierwiastki, które zarówno rozwijają, jak i odbierają życie. I to starcie również ożywia film, nadaje mu odrobinę metaforycznego wydźwięku o obosieczności pewnych czynów. Tytuł może odnosić się więc zarówno do owoców pracy Skłodowskiej, jak i do niej samej. Wszak konsekwencja w pracy zapewniła jej zarówno wielkość – a nawet wieczność – jak i bolesną śmierć.
Mimo pewnych braków, warto dać Radioactive szansę. To obraz, który próbuje podejść do tematu inaczej niż wiele tego typu produkcji. Żeby uchwycić naturę Skłodowskiej i jej zmagania, Satrapi zaprzęgła całą swoją dziką, plastyczną wyobraźnię. Szkoda, że nie wpięła do zaprzęgu składniejszego scenariusza. Ale widać i tu trzeba było zapłacić pewną cenę.
O AUTORZE
Nieczęsto biorę na warsztat obrazy biograficzne. Ale kiedy zobaczyłem zwiastun Radioactive, pomyślałem, że warto dać szansę. I w sumie wyszedłem z seansu... co najmniej zainteresowany. Pewnie, obraz ma swoje wady, ale jeśli szukamy w kinie lekkiej odmiany, to Satrapi ją Wam zapewni.
Chcesz ze mną porozmawiać o tym i innych filmach, zostawić mi jakiś feedback? Zajrzyj na fanpage Hubert pisuje.