Reboot Kevina samego w domu to strata czasu zdaniem reżysera
Chris Columbus, twórca dwóch kultowych, świątecznych filmów z serii Kevin sam w domu, nie jest zachwycony planami Disneya na nakręcenie własnej wersji produkcji. Nie ma to według niego żadnego sensu.
Kevin sam w domu skończył 3 dni temu 30 lat. W związku z tą uroczystą rocznicą reżyser dzieła, Chris Columbus, zgodził się na wywiad z serwisem Business Insider Australia, by podzielić się paroma zakulisowymi ciekawostkami. Najciekawszym poruszonym tematem wydaje się jednak kwestia rebootu przygotowywanego przez Disneya. Columbus nie kryje swoich negatywnych emocji z nim związanych:
Nie, nikt się ze mną w tej sprawie nie kontaktował i jeśli o mnie chodzi, to zwykła strata czasu. Jaki w tym sens? Jestem głęboko przekonany, że nie powinno tworzyć się remake’ów filmów, które mają tak długą żywotność jak Kevin sam w domu. Nie uda się ponownie utworzyć pioruna w butelce. To się po prostu nie wydarzy. Więc po co to robić? To tak, jakby robić z filmu animowanego Disneya jego aktorską wersję. Jaki ma to sens? To już zostało zrobione. Zajmij się czymś swoim. Nawet jeśli robisz to żałośnie, przynajmniej wymyślisz coś oryginalnego.
Sam mogę nawet zostać oskarżony o podobną praktykę, biorąc pod uwagę Kevina samego w Nowym Jorku. Ten film jest w zasadzie remake’iem Kevina samego w domu. Ale czy powinien on istnieć? Niby tak, ponieważ niektóre z tych wypadków bardzo mnie rozśmieszają, ale uważam, że tak naprawdę nie musiał on zostać nakręcony.
To odważny głos nie tylko w kontekście samej serii Home Alone, ale i ogólnej dyskusji wokół sensu tworzenia wszelkiego rodzaju remake’ów i rebootów. Columbus najwyraźniej nie jest ich wielkim fanem i nie bał się o tym głośno powiedzieć.
Aby jednak nawiązać do świątecznej atmosfery, to powspominajmy choć trochę tego Kevina i wyłówmy z wywiadu parę ciekawostek, dotyczących prac na planie. Po pierwsze, Joe Pesci nie był od samego początku w planach reżysera jako jeden ze złodziei – wstępnie marzono o Robercie de Niro, ale temat szybko upadł.
Po drugie, pamiętacie też zapewne cameo Donalda Trumpa w drugiej części filmu. Okazuje się, że zostało ono wymuszone przez samego polityka, który powiedział, że użyczy swojego hotelu do nagrywania Kevina samego w nowym Jorku tylko, jeśli sam będzie mógł wziąć udział w dziele. Po trzecie, Columbus pośmiał się chwilę z Setha Rogena i Chrisa Evansa, gdyż ci uwierzyli, że fragment czarno-białego filmu użyty w oryginale był prawdziwy. W rzeczywistości został on nakręcony specjalnie na potrzeby paru scen.
Czyżby przypomniała Wam się nagle cała fabuła? Nie martwcie się, seans powtórzycie już niedługo – w końcu idzie grudzień. A reboot Disneya nie ma jeszcze oficjalnej daty premiery. Film wyreżyseruje Dan Mazer – scenarzysta pierwszej części Borata, jak i twórca komedii Co ty wiesz o swoim dziadku?.