Przegląd gier niedostrzeżonych i niekochanych - sierpień 2021
Otrząsnąwszy się z sezonu ogórkowego, niezależni deweloperzy zdwajają siłę ataków na Steama – ja zaś tuninguję formułę swojego przeglądu, by pomieścić w nim większy odsetek ciekawych premier gier.
Poniewczasie dotarło do mnie, że w lipcowym przeglądzie opisałem marne siedem gier (w tym trzy wersje demo) – nawet sezon ogórkowy nie usprawiedliwia tak skromnego wyboru. Dlatego powziąłem mocne postanowienie poprawy i zdecydowałem się poeksperymentować trochę z formułą tekstu, upychając w nim więcej tytułów – by posty, które publikuje drenz na forum, już nie zawstydzały tak bardzo moich przeglądów (dziękuję za uzupełnienia! Zawsze jestem ciekaw, jakie interesujące pozycje mi umknęły). Zapraszam do czytania i, jak zawsze, do dzielenia się własnymi typami małych gier zasługujących na uwagę.
Svoboda 1945: Liberation
Chyba każda gmina w Polsce ma takie miejsce. Budynek, który obrósł legendą w lokalnej społeczności – legendą przekazywaną z ust do ust przez starzejących się mieszkańców – po tym jak Niemcy posłużyli się nim w trakcie II wojny światowej i zostawili na nim nieścieralne piętno. U nas w Szczercowie był to chociażby stary młyn, o którym babcia opowiadała mi, że jakiś nazistowski żołnierz się w nim zastrzelił. Zła aura otaczała niszczejący gmach przez dziesięciolecia, wabiąc szukającą przygód (a znajdującą połamane kulasy) młódź, aż wreszcie ktoś zrównał drewnianą ruinę – de facto zabytek architektury – z ziemią.
Za sprawą gry Svoboda 1945: Liberation (która stanowi swoistą kontynuację Attentat 1942) otrzymujemy poświadczenie, że i Czesi mają takie miejsca. Gracz wciela się w pracownika instytucji będącej czymś w rodzaju czeskiego odpowiednika IPN-u, który przybywa do tytułowej wsi Svoboda, zlokalizowanej nieopodal granicy z Niemcami, by przeprowadzić historyczne dochodzenie i zdecydować o losie tamtejszej starej szkoły – czy należy mianować ją zabytkiem, czy raczej skazać na zapomnienie? Oczywiście członkowie lokalnej społeczności mają podzielone zdania na ten temat – płynące z mniej lub bardziej bolesnych wspomnień związanych z tym miejscem – a sprawa ulega dodatkowej komplikacji, gdy w spór włączają się obywatele Niemiec (nie wspominając o niepokojących pamiątkach po własnym dziadku, które nieoczekiwanie znajduje tutaj bohater).
Właśnie takiego podejścia do historii oczekuję od gier. Poważnego, wieloaspektowego i bezkompromisowego. Nieprzypadkowo w tytule tej produkcji pada graniczny rok 1945 – opowieść traktuje o zbrodniach nie tylko hitlerowskich, ale też stalinowskich, przedstawiając życie w Svobodzie zarówno u schyłku II wojny światowej, jak i (a raczej przede wszystkim) po jej zakończeniu. Jak wyglądała codzienność Czechów po „wyzwoleniu” przez ZSRR? Jakich wyborów musieli dokonywać zwykli ludzie pod rządami komunistów? Jakie piętno odciskają wciąż te pozornie zapomniane sprawy na teraźniejszość? No i na ile znajomo wyglądają te doświadczenia z naszego, polskiego punktu widzenia?
Nie są to tematy, z którymi twórcy gier wideo często próbują swoich sił – a szkoda! – więc tym bardziej pragnę docenić pracę studia Charles Games i umieścić jej rezultat w świetle jupiterów. Zwłaszcza że Svoboda 1945: Liberation jest grą nie tylko pouczającą i skłaniającą do zadumy, ale też po prostu… cóż, wielce grywalną.
Black Book
Trudno nazwać „niedostrzeżoną” pozycję, o której napisaliśmy (aż) cztery newsy, ale mimo wszystko czuję, że Black Book nie otrzymało tyle uwagi, na ile zasługuje. Słowiańska mitologia może nie jest zjawiskiem nieobecnym w grach wideo, jednak to samo trudno powiedzieć o słowiańskim folklorze. Owszem, Wiedźmin 3 liznął trochę i jednego, i drugiego, ale wszystko rozwodniło się nieco w „przekładzie” na klimat fantasy, a poza tym to było sześć lat temu. Co innego budzenie słowiańskich mitów do życia w historycznych realiach wsi w XIX-wiecznej Rosji – a w takiej właśnie otoczce osadzone zostało Black Book.
Za owym tytułem stoi studio Morteshka. Niektórzy z Was mogą kojarzyć tę nazwę z przygodówką The Mooseman wydaną w 2017 roku. Tym razem ci rosyjscy deweloperzy porwali się (z powodzeniem) na gatunek RPG, choć pozostali wierni założeniom swojego poprzedniego projektu – wciąż koncentrują się na eksplorowaniu i popularyzowaniu bogatej kultury swojej małej ojczyzny, tj. regionu okalającego miasto Perm, leżące u podnóży gór Ural (po zachodniej stronie). W tych okolicach toczy się zresztą akcja Black Book.
Podobnie jak Svoboda 1945, omawiana gra powinna być szczególnie interesująca dla Polaków, bo to, co przedstawia, jest po prostu swojskie. Ciemna, zabobonna wieś na rubieżach cywilizacji, wiedźmy odprawiające tajemne gusła, by pomagać chłopom w ich codziennych troskach, oraz czarty czy inne „diaboły” straszące w starych młynach tudzież szczające do studni – to obrazki, którymi Black Book jest przepełnione, a które wszyscy mamy wyryte w naszej zbiorowej świadomości.
Jednak nie tylko Słowianie mają powody, by docenić tę pozycję. 95% pozytywnych recenzji na Steamie – z prawie 1300 – świadczy o tym, że całemu światu przypadły do gustu wyrazista atmosfera, intrygująca narracja i niespotykane w gatunku RPG mechaniki rozgrywki (chwilami przypominające przygodówkę point-and-click bądź – w przypadku walki – karciankę). I całe szczęście, bo może dzięki temu znajdą się naśladowcy studia Morteshka w Polsce, pragnący w podobny sposób „reklamować” naszą kulturę.
The Vale: Shadow of the Crown
Zawsze z zainteresowaniem przypatruję się grom, które albo poruszają temat niepełnosprawności, albo są projektowane z myślą o osobach z niepełnosprawnościami – albo oba naraz, tak jak w przypadku The Vale. Tak po prawdzie ogólny pomysł na tę grę nie jest świeży. Istnieje już co najmniej kilka pozycji przeznaczonych dla niewidomych, a zatem kompletnie (lub prawie kompletnie) pozbawionych oprawy wizualnej i eksponujących w to miejsce przestrzenną warstwę audio.
Dzieło studia Falling Squirrel wydaje się jednak bardziej rozbudowane i ambitniejsze na tle innych podobnych mu pozycji – trochę jak Half-Life: Alyx względem prawie wszystkich gier VR (acz zdecydowanie nie jest to jeszcze półka AAA). To trwająca co najmniej 5 godzin przygoda w świecie fantasy, która odznacza się interesującą fabułą, znakomitym aktorstwem głosowym, a nade wszystko rozbudowanymi (względnie) mechanikami rozgrywki z pogranicza gatunków RPG i action-adventure. Polecam serdecznie, to doświadczenie jak żadne inne.
Gry w telegramie
Pozycji zasługujących na wyróżnienie wychodzi zwykle znacznie więcej, niż jestem w stanie opisać mniej lub bardziej szczegółowo – sierpień nie jest pod tym względem wyjątkiem – zatem spróbuję oddać im sprawiedliwość, uciekając się do nieco innej, krótszej formuły:
Dreamscaper – intrygujący roguelike o dziewczynie, która we śnie walczy (dosłownie) ze swoimi lękami zagnieżdżonymi w jej podświadomości, a dnie spędza, przełamując się do nawiązywania i/lub pogłębiania relacji z ludźmi z jej miasteczka. 92% pozytywnych recenzji na Steamie.
Black Geyser: Couriers of Darkness (wczesny dostęp) – izometryczne RPG w klimatach fantasy, które wygląda prawie jak zaginiony bliźniak Baldur’s Gate. Na premierę ma dostać polską wersję językową. 78% pozytywnych recenzji na Steamie.
KeyWe – słodka kooperacyjna zręcznościówka, w której urocze kiwi (takie ptaki) dwoją się i troją, prowadząc zwariowany urząd poczty. 91% pozytywnych recenzji na Steamie.
Boyfriend Dungeon – szaleńcza hybryda izometrycznego RPG akcji typu roguelike i symulatora randkowego, w którym bohater rośnie w siłę, romansując z… własną bronią. O dziwo, tej gry nawet nie zrobili Japończycy. 90% pozytywnych recenzji na Steamie.
Hoa – śliczna platformówka zręcznościowo-logiczna (albo, jak to mawiają bardziej rzeczowo na Zachodzie, puzzle-platformer), w której zadurzą się zwłaszcza wielbiciele twórczości studia Ghibli. 91% pozytywnych recenzji na Steamie.
Death Trash (wczesny dostęp) – niepozorne RPG (akcji) w nietuzinkowym świecie postapo, które licznymi genialnymi (i szalonymi) pomysłami rozkochało w sobie niejednego fana klasycznych Falloutów. 97% pozytywnych recenzji na Steamie. Jest demo.
Jupiter Hell – komercyjne rozwinięcie polskiego fanowskiego projektu DoomRL, czyli Doom przemieniony w grę roguelike z turową walką. Może brzmi jak szaleństwo, ale jest w nim metoda, o czym świadczy 94% pozytywnych recenzji na Steamie. Jest demo.
Road 96 – innowacyjna „autostopowiczowa” przygodówka (akcji) z politycznym przesłaniem, która łączy losowe generowanie epizodów z gęstą siecią znaczących wyborów. 91% pozytywnych recenzji na Steamie. Jest demo.
Tormented Souls – survival horror, który odwołuje się na wszelkie sposoby do pierwszych części serii Resident Evil. I chyba robi to dobrze, skoro gra ma 94% pozytywnych recenzji na Steamie. Jest też demo.
Grime – metroidvaniowa platformówka 2,5D kładąca nacisk na walkę w konwencji soulslike. Od coraz liczniejszych konkurentów odróżnia się systemem rozwoju postaci, wymagającym wchłaniania wrogów zamiast ich zabijania. 83% pozytywnych recenzji na Steamie. Jest demo.
Dema sierpnia
Wolfstride
Gier o walkach mechów jest na pęczki (choć T_Bone zawsze chciałby więcej), ale śmiem przypuszczać, że nie było jeszcze pozycji tak stylowej jak Wolfstride. Studio Ota Imon ma w ekipie świetnych grafików i animatorów, którzy przekuwają oszczędną w gruncie rzeczy oprawę 2D w zaskakująco efektowne widowisko, wdzięcznie imitujące anime – i to w samych odcieniach szarości. Wprawdzie pierwsze starcia ciągną się trochę za długo i nie grzeszą mnogością taktycznych opcji do wyboru z tury na turę, ale twórcy zarzekają się, że mają w zanadrzu wiele niespodzianek, a wraz z upływem czasu – i kupowaniem kolejnych ulepszeń dla mecha – zabawa zdecydowanie się rozkręci. Jestem skłonny im uwierzyć – i przeto zachęcić Was do zainstalowania dema Wolfstride.
Fall of Porcupine
Po poprzedniej publikacji powziąłem postanowienie, że pocznę podkopywać przesadną przewagę przygodówek nad pozostałymi produkcjami w przeglądach (nie za dużo „p”?). Czy mogłem jednak przejść obojętnie obok dema Fall of Porcupine, słysząc od steamowej braci, że jest to gra naśladująca Night in the Woods? Rzeczywiście, skojarzenia z przygodami Mae Borowski nasuwają się same – składają się na nie styl graficzny (bardzo estetyczny, nawiasem mówiąc) z antropomorficznymi zwierzętami w roli głównej, melancholijno-obyczajowa atmosfera, nutka humoru wpleciona w dialogi czy wreszcie model rozgrywki miksujący przygodówkę ze szczyptą platformówki. Po samym demie nie sposób wyrokować, czy FoP powtórzy sukces NitW, ale na pewno warto zapoznać się z tą próbką i obserwować grę na radarze.
Cultic
Skoro już wdepnąłem w gniazdo FPS-ów retro, wypada mi wspomnieć też o drugim istotnym demie gry z tego gatunku, które pojawiło się w sierpniu (na Steamie). Mowa o Project Warlock II – to kontynuacja polskiej strzelanki z 2018 roku, która zdobyła zaskakująco dużą popularność na całym globie (inaczej chyba nie powstawałaby „dwójka”, nie?). Czy sequel pójdzie w jej ślady? Jeśli fanom nie będzie przeszkadzać lekkie unowocześnienie grafiki i „shooteryzacja” rozgrywki kosztem magii, zanosi się na kolejny sukces. Choć Bogiem a prawdą Cultic zrobił na mnie większe wrażenie.
Choć FPS-ów w stylu retro przybywa z każdym dniem i ten trend zaczyna zjadać własny ogon, wciąż unoszę brew z zainteresowaniem, gdy widzę projekt, pod którym podpisuje się firma 3D Realms – jak choćby Cultic właśnie. Gra opracowywana przez Jasona Smitha odznacza się mrocznym, wyrazistym klimatem, niepospolitym arsenałem z połowy XX wieku oraz wysoce interaktywnym otoczeniem (wliczając w to przeciwników, których głowami można rzucać) – oczywiście na tyle, na ile pozwala archaiczna grafika stylizowana na lata 90. Dodajmy do tego satysfakcjonujące i krwawe starcia, dające graczowi wykazać się pomysłowością i taktycznym instynktem, a w efekcie otrzymujemy grę, której wersję demo warto wypróbować.
My Lovely Wife
Sam nie wiem, co mnie właściwie pchnęło do zainstalowania dema My Lovely Wife. Chyba głównie pamięć o My Lovely Daughter jako o grze, co do której nigdy nie miałem pewności, na czym właściwie polega (i jakie tematyki przypiąć jej w encyklopedii w związku z tym). Gdy zacząłem grać i porównywać ze sobą oba te tytuły, doszedłem do wniosku, że MLD wypada jednak bardziej interesująco. Mroczna historia obłąkanego ojca, który przyzywa dziecięce homunkulusy i rękami gracza robi straszne rzeczy, próbując przywrócić życie córce, zaintrygowała mnie mocniej niż analogiczna opowieść o mężu przywołującym sukkubusy i rozporządzącym nimi w różnych niecnych sprawkach (a także zabierającym je na randki), zanim zostaną złożone w ofierze, po to, by ostatecznie wskrzesić ukochaną żonę. Tym niemniej miłośnicy nietypowych gier (a zwłaszcza My Lovely Daughter) raczej nie pożałują, jeśli wypróbują MLW.