Pou, czyli Tamagotchi 2.0 – recenzja mobilnego fenomenu na miarę Flappy Bird
W 1996 roku japońska firma Bandai wprowadziła do sprzedaży niepozorną elektroniczną zabawkę. Tamagotchi (z japońskiego: tamago – jajko, i angielskiego: watch – zegarek) z miejsca zdobyło świat, trafiając w ręce blisko 80 milionów osób i zyskując miano jednego z symboli ostatniej dekady XX wieku. Gdy wydawało się, że moda na sprawowanie opieki nad wirtualnymi stworzonkami minie bezpowrotnie, pojawiło się Pou i świat znowu stanął na głowie.
W 1996 roku japońska firma Bandai wprowadziła do sprzedaży niepozorną elektroniczną zabawkę. Tamagotchi (z japońskiego: tamago – jajko, i angielskiego: watch – zegarek) z miejsca zdobyło świat, trafiając w ręce blisko 80 milionów osób i zyskując miano jednego z symboli ostatniej dekady XX wieku. Gdy wydawało się, że moda na sprawowanie opieki nad wirtualnymi stworzonkami minie bezpowrotnie, pojawiło się Pou i świat znowu stanął na głowie.
Pou to, najkrócej rzecz ujmując, Tamagotchi 2.0 pod postacią aplikacji na smartfony i tablety. Głównym bohaterem „gry”, wydanej w 2012 roku na iOS, Androida i Blackberry OS, jest nieokreślony stworek, przez jednych nazywany ziemniakiem, przez innych kamieniem, a przez resztę po prostu kupą (Pou najbliżej do angielskiego słowa poo, określającego w delikatny sposób ekskrementy właśnie). Gracz poznaje Pou w dosyć nieprzyjemnych okolicznościach przyrody – głodnego, brudnego i nie mającego ochoty na jakąkolwiek aktywność. Celem zabawy jest doprowadzenie zwierzątka (?) do stanu używalności i zadbanie o jego dobre samopoczucie.
Zabawą w Pou rządzą proste mechanizmy. Gracz dokarmia stworka, dba o jego zdrowie, kładzie go spać, a także zapewnia rozrywkę. Za niemal każdą akcję otrzymuje punkty doświadczenia (awans na wyższe poziomy jest równoznaczny z dorastaniem Pou) i zazwyczaj nieco grosza do pieniężnej puli. Fundusze pozyskuje również w kilkudziesięciu mini-grach, inspirowanych najpopularniejszymi gatunkami i tytułami mobilnymi. Nie zabrakło tu klasycznego, logicznego match-3, pamięciówki, klona Doodle Jump, zabawy w kółko i krzyżyk, samochodowego runnera, gier sportowych, a także prostych platformówek. Zdobyte pieniądze – proces można przyspieszyć decydując się na skorzystanie z mikropłatności – wydaje się na różnego rodzaju dodatki, przedmioty i elementy ubioru, pozwalające spersonalizować Pou oraz otoczenie, w którym ten na co dzień przebywa.
Pou nie sposób nie porównać do Flappy Bird – obie produkcje łączy prostota, niska jakość wykonania i wtórność. Są one także niesamowicie wręcz uzależniające. Ponadto ich autorstwo przypisuje się samotnym deweloperom: Dongowi Nguyenowi (w przypadku Flappy Bird) i Paulowi Salamehowi. O ile jednak Wietnamczyk projektuje gry „od zawsze”, o tyle dla 25-letniego Libańczyka Pou było pierwszym podejściem, jeśli chodzi o branżę elektronicznej rozrywki. Brak doświadczenia nie przeszkodził w odniesieniu wielkiego sukcesu – kilkaset milionów pobrań w App Store i Google Play czyni z Pou jeden z największych mobilnych hitów w historii. Czy zasłużenie?
Pou uzależnia, robiąc to w sposób bardzo niebezpieczny – gracz jest nieustannie nagradzany i chwalony, przez co czuje się zobowiązany do tego, by pomagać Pou. Gra celuje w naszą wrażliwość i poczucie odpowiedzialności za drugą istotę, nie dając tak naprawdę niczego w zamian. Niestety, ale czas spędzony przy Pou trudno uznać za dobrze spożytkowany. Gra nie ma zbyt wiele do zaoferowania, mini-gry rażą prostotą i szybko nudzą, a sprawowanie opieki nad stworkiem trudno byłoby uznać w dzisiejszych czasach za element mogący przyciągnąć uwagę na dłużej (aczkolwiek, dzięki doskonale zastosowanej mechanice grywalizacji, czyli kontrolowania zaangażowania gracza w działania w wirtualnym świecie, sytuacja w wielu przypadkach wygląda zgoła odmiennie – patrz: liczne facebookowe profile zakładane przez fanów Pou).
Pou to mobilny fenomen, który wypełnił lukę po Tamagotchi i osiągnął olbrzymi sukces. Produkcja Paula Salameha nie ma jednak zbyt wielu atutów, a jeśli już, to wątpliwej jakości. Po odarciu Pou z personalizacyjnej otoczki i mechanizmów grywalizacji, wychodzi na wierzch ubogość i wątłość całego projektu. Okazuje się jednak, że wielu milionom użytkownikom zupełnie to nie przeszkadza. Tamagotchi swego czasu również nie porażało jakością wykonania, a jednak zdobyło licznych fanów. Ludzkie potrzeby, nawet jeśli przesłonięte egoizmem, bądź odstawione na boczny tor przez permanentny brak czasu, tylko czekają na spełnienie – Pou unaocznia tę gorzką, dla niektórych osób, prawdę w sposób znakomity.
Ocena: 2/5
Piotr „jiker” Doroń