autor: Marek Czajor
Piwo i Orzeszki – Polskie dziadostwo
Dawno temu matuszka komuna nauczyła nas, obywateli PRL, że nie warto używać rodzimych produktów. Co było zagraniczne, szczególnie kapitalistyczne, było super. Za to polskie artykuły to buble, niedoróbki, chłam i tandeta.
Uff, wreszcie po remoncie. Spokój. Pył, huk, niewygoda odeszły w niebyt. Tylko firanek w oknach nie można zawiesić! Dlaczego? To wina zatrudnionego przez Fulko fachowca, który, psia jego mać, kładąc gładź, zaklajstrował dziury pod karnisze. Trzeba wywiercić nowe, co dla autora niniejszego artykułu – człowieka z dyplomem inżyniera – jest błahostką. Wiertarka przecież leży, komplet nowiutkich wierteł z „Biedronki” także, jedziemy zatem z tym koksem. Start! Oj, co jest? Jasna cholera! Wszystkie wiertełka się spaliły, zanim ścianę zdrążyły! Skonfundowany inżynier pędzi galopem do sklepu metalowego, a tam pan mówi: wyrzuć chłopie ten rusko-chiński chłam, proszę, oto porządne POLSKIE wiertła. Fulko nie dowierzał, ale wiertła zakupił. I nie uwierzycie – weszły w beton jak w masło! Wasz bard w końcu powiesił te p…iękne firanki.
Dawno temu matuszka komuna nauczyła nas, obywateli PRL, że nie warto używać rodzimych produktów. Co było zagraniczne, szczególnie kapitalistyczne, było super. Za to polskie artykuły to buble, niedoróbki, chłam i tandeta. Jednym słowem: dziadostwo. Inna sprawa, że nie tylko słaba jakość miała wpływ na tak niską ocenę ojczystych wyrobów. Samo opakowanie odstręczało potencjalnego nabywcę. To, co z zagranicy, zawsze było kolorowe, czyste, eleganckie i świecące. Pełen profesjonalizm. To, co polskie, sprzedawano w szarych tekturowych pudłach, zawinięte w gazetę czy szmatę lub ewentualnie luzem. Samym szczęściem było to, że jakiś towar w ogóle był. Dlatego ani Fulko, ani inni towarzysze niedoli nie grymasili – po co dostać opieprz od Pana Sprzedawcy.
Gdy w 1989 roku na ZX-a ukazał się polski Mózgprocesor, technicznie niewiele różnił się od australijskiego Hobbita. No, może z małą różnicą – ten drugi został wydany 7 lat wcześniej!
Z polskim oprogramowaniem, a w szczególności z grami, było nawet gorzej niż z oponami, kiełbasą i papierem toaletowym. Bez dwóch zdań dziadostwo. Kopciuszki byliśmy, trzeci świat, zaścianek i ciemnogród. A przecież talentu nigdy nam nie brakowało. Sam Fulko stworzył dwie kultowe tekstówki, z sobą rzecz jasna w roli głównej, których jednak nigdy nie opublikował. Bo i po co? Wszędobylskie, bezkarne piractwo sprawiało, że nie opłacało się robić i wydawać gier na naszym rynku. Taki australijski Hobbit na świecie sprzedał się w ponad 1 mln egzemplarzy. Podobny, lecz polski Mózgprocesor w ogóle się nie sprzedawał, przynajmniej nie w normalnym obiegu. „Jak na polskie warunki sprzedaliśmy naprawdę dużo kopii tej gry, mimo iż na giełdzie była dostępna u piratów” – mówił jeden twórców. Taaa, Fulko dobrze pamięta, sam był zdaje się jednym z dziesięciu legalnych nabywców gry. Sam tytuł ustępował zresztą ówczesnym standardom, ustanowionym przez przygodówki pokroju Maniac Mansion.
W pierwszych latach wolności i demokracji wszystko, nawet tworzenie gier, wydawało się piękne, proste i radosne. Zgodnie z przewidywaniami ukazywało się coraz więcej polskich produkcji, lecz o dziwo – prym wśród nich wiodły wciąż przygodówki (łatwiej było zrobić?). Niestety, jakościowo odstawaliśmy od reszty świata, ale słowa „dziadostwo”, by Fulko nie użył. Raczej solidna druga liga. Bo Polanie, A.D. 2044, Książę i Tchórz czy Teenagent szansy na międzynarodową karierę nie miały, ale obciachu naszej rodzimej myśli informatycznej nie przyniosły. Taki Teenagent zyskał nawet sporą popularność na Zachodzie jako shareware. A propos – graliście w wersję CD tej gry? Fulko grał. Masakra. Podkład głosowy pewnych kolegów z growej branży do dziś straszy Waszego mistrza pióra w snach. Skończ, Gulash, proszę cię. Błagam! Aaaaaaaa…!
Ostatnia dekada to już kupka całkiem fajnych polskich tytułów, w które nie tylko da się bez bólu zębów pograć, ale można się nawet nimi pochwalić. Razem z Fulko jesteście w stanie wymienić wiele „eksportowych” pozycji, jak Earth 2xxx, Painkiller, Chrome, Call of Juarez itd. Wasz miłośnik piwa i orzeszków nie wspomniał jeszcze o Wiedźminie – największym chyba polskim projekcie growym w historii. Gra ta wydana została w 15 wersjach językowych, zyskując dużą popularność na całym świecie. Cóż, sukces, choć w sumie był to do przewidzenia. Gdy wybula się na produkcję prawie 20 baniek, trudno dziwić się setce branżowych nagród i ponad milionowi sprzedanych egzemplarzy. Fulko ma teraz prawdziwy ból głowy, bo za RPG-ami nie przepada, za facetami z białymi długimi włosami również, o Michale Żebrowskim nie wspominając, a tu w Wiedźmina zagrać wręcz trzeba. Nie zagrał, ale zagra. Obiecuje.
Mamy już polskiego filmowego Wiedźmina, ale skoro gra spodobała się za oceanem, czekamy na produkcję rodem z Hollywood. Tylko kto zagra amerykańskiego Witchera? Miejscowy gubernator miałby w sumie niedaleko…
Aktualnie nie mamy zbyt wielu profesjonalnych grup developerskich. Niemniej polskie dziadostwo w branży growej i nie tylko dawno się skończyło. Wasz ulubiony felietonista jest przekonany, że już w najbliższym pięcioleciu wyjdzie wiele produktów pokroju Wiedźmina i lepszych, i to niezależnie od kryzysu (który się przecież kończy, prawda?). Swoich przekonań Fulko nie opiera tylko na przeczuciach. W Krakowie powstała przecież Europejska Akademia Gier, w której adepci zgłębiają wiedzę w zakresie projektowania gier, pisania scenariuszy, programowania, tworzenia assetów audiowizualnych itd. W przyszłości, mając papierek takiej uczelni, jej absolwenci z pewnością złapią fuchy w najlepszych grupach producenckich nie tylko Polski, ale i całego świata. Jeszcze Meier, Molyneux, Kojima i inni na kolanach przyjdą…
Jako że Fulko z dziada pradziada jest centusiem i w grodzie Kraka na co dzień przebywa, okazji, której na imię Europejska Akademia Gier, z pewnością nie przepuści. Będzie Wam relacjonował na bieżąco, co się na uczelni dzieje. Skąd będzie miał informacje? Z pierwszej ręki! Nie, nie będzie studiował. Będzie wykładał i to już wkrótce! Jak tylko kafelki na magazyn przywiozą…
Marek „Fulko de Lorche” Czajor
Wypite piwo
- PiO.1 – Zabij mnie gro
- PiO.2 – Rozterki nałogowca
- PiO.3 – Pożycz dychę
- PiO.4 – Jaśnie Pan Redaktor
- PiO.5 – Giełdowe mydło i powidło
- PiO 6 – Pierwsze zloty na płoty
- PiO 7 – Kolekcjoner
- PiO 8 – Nie ma w co grać!?
- PiO 9 – Ja pisać lux teksty
- PiO 10 – Bajeczki medialne
- PiO 11 – Sklep
- PiO 12 – Fanboy – brzmi dumnie?
- PiO 13 – Plastikowa rzeczywistość
- PiO 14 – Obywatelski obowiązek
- PiO 15 – Virtual Reality