autor: Marek Czajor
Piwo i Orzeszki – Garstka ryżu i łyk źródlanej wody
A więc stało się! Dotychczas wydawało mu się, że jest wybrańcem, guru, bogiem, dla którego problem zepsutych X360-ek nie istnieje i nie zaistnieje.
A więc stało się! Dotychczas wydawało mu się, że jest wybrańcem, guru, bogiem, dla którego problem zepsutych X360-ek nie istnieje i nie zaistnieje. Że inni, wylewający żale na forach pechowcy, to paskudni lamerzy, obchodzący się ze swoim sprzętem jak z workiem kartofli. Jeśli tak, to mają za swoje. Nie to, co on. On przecież zna się na rzeczy, dba o swojego pupila, odkurza go, froteruje szmatką i nawet wyprowadza na świeże powietrze. W zamian X-ek odpłaca mu wierną służbą, bucząc z zadowolenia i mrugając wesoło zielonymi diodkami. Aż tu nagle trach! X-ek zamrugał czerwonymi i łzy rzewne pociekły po twarzy Fulko.
Co się stało? Kto zawinił? Wasz protagonista zerknął na tabliczkę z tyłu konsoli i w jednej chwili wszystko zrozumiał: made in China. Wszystko jasne, jechana w sęk skośnooka tandeta! Eeech! Przed rzucaniem dalszych obelg na naród chiński Fulko postanowił wpierw otworzyć paczkę solonych orzeszków i puszkę złocistego napoju, by słownictwo uczynić bardziej soczystym. Pech chciał, że sącząc browarka zaczął myśleć, a im dłużej myślał, tym mniej wylewał... I wykombinował jak zwykle coś ekstra. Posłuchajcie zatem.
Jako inteligentni, obeznani z gospodarką światową fachowcy zapewne dobrze wiecie, że producenci wszelakich dóbr od lat pchają się do Chin. Przyczyna jest prosta i nazywa się „niskie koszty produkcji”. Miejscowi pracownicy nie są wymagający, nie narzekają na czas i warunki pracy, nie żądają podwyżek, a związki zawodowe… jakie związki? Lepiej się nie wychylać, bo można wylecieć z roboty, a znaleźć pracę w 1,5 miliardowym kraju, to jak wygrać z Fulko na poziomie medium w Guitar Hero III – prawie się nie da. Wasz felietonista nie wspomni nawet o tym, że strajki i demonstracje w ogóle nie są w Państwie Środka mile widziane, a aktywiści od niepamiętnych czasów zamykani byli w więzieniach, rozjeżdżało się ich gąsienicami czołgów lub, co gorsza, cofało zezwolenie na drugie dziecko. Dlatego Chińczycy znoszą cierpliwie wszelkie formy wyzysku, w zamian jednak, jak się nam obcokrajowcom wydaje, pracując źle, na odwal się, niedokładnie. I dlatego dają światu tyle bubli. Zresztą, ile za garstkę ryżu i łyk źródlanej wody można zrobić sprawnych Xboksów?
Hola, nie tak prędko, to nie tak! Żółty pracownik wcale nie jest nauczony robić byle co, byle jak i byle gdzie. Gdyby tak było, gospodarka chińska nie plasowałaby się w pierwszej trójce światowej, dwadzieścia miejsc przed polską. A plasuje się. Gdyby tak było, skośnoocy inżynierowie nie wysłaliby człowieka w kosmos. A wysłali, choć nie podali, czy wrócił. Gdyby tak było, nikt przy zdrowych zmysłach nie zajmowałby się w Chinach energetyką jądrową. A zajmuje się, o czym świadczą elektrownie z trupimi czachami i 200 głowic atomowych w silosach. Gdyby tak było, Pekin nie stałby się areną największych w historii igrzysk olimpijskich. A stał się, choć przy okazji dowiedzieliśmy się, że chińskie dziewczęta od dziecka uczone są śpiewu z playbacku.
Dziś każda szanująca się firma, jeśli chce funkcjonować na rynku, musi spełniać szereg wymagań, norm, standardów. Jeśli taki Microsoft posiada certyfikat Systemu Zarządzania Jakością ISO 9001, to oznacza to, że posiada go każdy oddział tej kompanii na całym świecie. Dlatego niemożliwe jest, by jego chińska filia mieściła się w prowizorycznych szałasach, a robotnicy przybijali procesory do płyt bambusowymi młotkami. System Zarządzania Jakością rządzi wszędzie. Co więcej, wprowadzić to jedno, drugie – system taki utrzymać. Co rusz odbywają się audyty wewnętrzne, audyty zewnętrzne, audyty wznawiające certyfikat – jak jedni wychodzą, inni zaraz przychodzą. Tym się trzeba wyspowiadać, tamtym przymilić, a jeszcze innym zafundować ekskluzywną wyżerkę. Nie pytajcie, skąd to wszystko Fulko wie, bo i tak Wam nie powie. Szef by go nożem do papieru przebił.
Jeśli więc Chińczycy potrafią dobrze pracować i na dodatek ich pracy strzegą systemy jakości, to dlaczego Waszemu mistrzowi pióra zepsuł się sprzęt do grania i kupa innych, wyprodukowanych w Chinach rzeczy? Fulko jest przekonany o braku winy ze strony żółtych braci. Winny jest wszechobecny, światowy konsumpcjonizm, z którego rzecz jasna bardzo cieszą się producenci. Współczesny człowiek bez względu na własne potrzeby łyka wszystko, co mu się odpowiednio zareklamuje. W związku z tym cykl życia wielu produktów spadł na łeb, na szyję. Dziś wprawdzie Wasza karta graficzna jest na topie, ale już nazajutrz okazuje się przestarzała i niemodna. Przedsiębiorcy nie są głupi i kalkulują – po co produkować coś trwałego, na lata, skoro za rok albo niewiele dłużej będziemy chcieli wymienić to coś na lepsze, nowe?
Oczywiście nie każdy ulega od razu presji reklam i co rusz śmiga do sklepu po „nowość, super rewolucję”, która ma parę bitów, garść pikseli czy kilka herców więcej od swojej poprzedniczki. Ale nie ma rady, uciec przed konsumpcyjną polityką firm nie sposób. Nie chce Fulko nowego? To może być pewien, że to, czego aktualnie używa, i tak mu się wkrótce zepsuje. I to raczej dość szybko, najprawdopodobniej miesiąc po upływie terminu gwarancji. Jeśli jednak uparty grzyb Fulko będzie naprawiał, łatał, klepał i nadal nie pofatyguje się do sklepu, producenci wytoczą ostatni argument. Otóż postarają się, by stary sprzęt stracił wsparcie techniczne, nie dało się go serwisować (np. z braku specyficznych części), przestano tworzyć nań oprogramowanie itd. I w końcu dusigrosz Fulko do tego cholernego sklepu pójdzie…
Czas na podsumowanie, bo piwo się kończy. Dlaczego uważamy chińskie wyroby za słabe? Czy dlatego, że są istotnie cienkie? A może dlatego że prawie wszystko, czego używamy, pochodzi od narodu chińskiego i z racji tego, jeśli już coś się zepsuje, to po prostu musi być chińskie. Tak na marginesie: PlayStation 2, którego właścicielem jest Fulko, nie pochodzi z Państwa Środka, lecz z Japonii, a też się w ubiegłym roku zepsuło (laser padł). Tak czy siak – nie narzekajcie na naszych żółtych braci – to, jak długowieczne produkują przedmioty, nie jest ich, lecz naszą winą. Tak, naszą – zachłannych, sterowanych przez koncerny-piranie konsumentów, namiętnych pożeraczy dóbr i usług. Oni są tylko trybikiem w ogólnoświatowym mechanizmie konsumpcjonizmu, na dodatek trybikiem wyzyskiwanym.
Na koniec dobra rada by Fulko: jeśli Wam, Szanowni Czytelnicy, zepsuje się komputer, konsola czy magnetofon „made in China”, nie przejmujcie się zbytnio. Pomyślcie, że za garstkę ryżu i łyk źródlanej wody (choć pewnie aż tak tragicznie nie jest), to i tak długo Wam chodził. Zróbcie tak, jak chcą producenci (kupcie nowy) lub tak, jak chce Wasza kieszeń (naprawcie stary). Poczujecie się lepiej. Jeśli jednak złość na Chińczyków nadal Wam nie przejdzie, zawsze możecie przydybać jakiegoś handlującego kitajca na bazarze. I sprzedać mu kuksańca. Ale pamiętajcie – kung-fu to ich sport narodowy.
Marek „Fulko de Lorche” Czajor
Wypite piwo
- PiO.1 – Zabij mnie gro
- PiO.2 – Rozterki nałogowca
- PiO.3 – Pożycz dychę
- PiO.4 – Jaśnie Pan Redaktor
- PiO.5 – Giełdowe mydło i powidło
- PiO 6 – Pierwsze zloty na płoty
- PiO 7 – Kolekcjoner
- PiO 8 – Nie ma w co grać!?
- PiO 9 – Ja pisać lux teksty
- PiO 10 – Bajeczki medialne
- PiO 11 – Sklep
- PiO 12 – Fanboy – brzmi dumnie?
- PiO 13 – Plastikowa rzeczywistość
- PiO 14 – Obywatelski obowiązek
- PiO 15 – Virtual Reality
- PiO 16 – Polskie dziadostwo