autor: Łukasz Szliselman
Pegaz: „Nie posiadam praw do Secret Service” – kto ponosi winę za śmierć magazynu?
Na reaktywowanym fanpage'u Secret Service Waldemar „Pegaz” Nowak tłumaczy, że nie jest winny ponownemu upadkowi magazynu. Podobno to Robert Łapiński, wydawca periodyku, podjął decyzję o wypowiedzeniu umowy z właścicielem marki i zmianie nazwy na Pixel.
Afera trwa w najlepsze, a w międzyczasie od narodzin Secret Service minęło 22 lata (źródło: Facebook, fanpage Secret Service)
Do dziś wielu fanów magazynu branżowego Secret Service nie może odżałować nieudanej reaktywacji pisma. W związku z wciąż gorejącą dyskusją na temat przyczyn upadku „sikreta”, głos w sprawie postanowił zabrać sam Waldemar „Pegaz” Nowak – przez wielu uważany za głównego winnego. Z okazji 22-iej rocznicy narodzin czasopisma Pegaz reaktywował dziś fanpage Secret Service na Facebooku. Tam opublikował on obszerny post, w którym tłumaczy, że nie może być obarczany winą za odebranie redakcji periodyku praw do nazwy, gdyż nie należą i nigdy nie należały one prywatnie do niego, lecz do rodzinnej firmy Bronwald, w której jest tylko pracownikiem (funkcję prezesa pełni pani Bronisława Nowak, matka Waldemara). Pegaz wyjaśnia, że nigdy nie był oficjalnie członkiem redakcji reaktywowanego Secret Service, a po nieudanej eksperymentalnej współpracy nad 97 numerem (pierwszym po wznowieniu), rozstał się z ekipą. Jak jednak zapewnia, nie miało to wpływu na zmianę tytułu.
„W całej sprawie w kontaktach z Robertem [Łapińskim, byłym wydawcą Secret Service –przyp. red.] nigdy nie występowałem jako przedstawiciel filmy Bronwald bo i nie byłem do tego umocowany. Fakt posiadania udziałów w spółce nie oznacza, że jest się z automatu właścicielem np. praw do znaków towarowych. Wcześniej będąc jednoosobowym właścicielem spółki ProScript też nie ja byłem właścicielem praw do tytułu - był nim ProScript. W związku z tym wszelkie domysły jakobym komuś zabrał tytuł bo się obraziłem są wyssane z palca. Z powyższego wynika, że nie mogłem ani dać, ani tym bardziej zabrać praw do czegoś co nie jest i nigdy nie było prywatnie moje. Moje „odejście” z redakcji nie miało żadnego związku z prawami do tytułu, ani nie pociągnęło za sobą żadnej negatywnej reakcji ze strony Licencjodawcy.
Pegaz zapewnia również, że przed wznowieniem pisma, strona prawna była dopięta na ostatni guzik, tak, by mogło one być wydawane bez zakłóceń przez lata. Dlaczego więc tak się nie stało? Podobno to wydawca Secret Service wypowiedział umowę właścicielom marki tydzień po zakończeniu zbiórki społecznościwej – 5 września 2014 roku. Jeśli wierzyć Pegazowi, Robert Łapiński chciał podpisać nową, zmienioną umowę na starych warunkach (z nieznanych Pegazowi powodów propozycje zmian nie zostały zaakceptowane przez panią prezes), ale w końcu wydawca zrezygnował z niej całkiem. Bez wdawania się w szczegóły, cała afera wydaje się być podszyta osobistymi spięciami na linii Łapiński-Nowak, w których ten drugi, jako współzałożyciel pisma oraz osoba odpowiedzialna za jego szatę graficzną, czuł się ignorowany. Jak pamiętamy, wiadomość o odejściu Pegaza z Secret Service gruchnęła zaraz przed zeszłorocznym PGA. Sam zainteresowany zdradza jej kulisy:
„Tuż przed PGA jedna z najbliższych mi osób trafiła do szpitala na OIOM, zasygnalizowałem chłopakom problem i nie miałem w ogóle głowy do wyjazdu. Siedziałem przy łóżku. Napisałem list otwarty i zrobiłem co mogłem w tamtych warunkach - wrzuciłem go na Facebooka żeby być fair wobec osób, które być może liczyły na spotkanie ze mną, wysłałem go mailem do obu panów i dla pewności puściłem do nich po SMSie, żeby mogli się przygotować na pytania i nie byli zaskoczeni nimi na scenie. Podobno i tak byli...”
Podsumowując, Waldemar „Pegaz” Nowak nie bierze odpowiedzialności za ponowną „śmierć” Secret Service i utworzenie w jego miejsce miesięcznika Pixel, gdyż to nie on, lecz wydawca magazynu podjął decyzję o zerwaniu umowy z właścicielem marki. Czekamy na odpowiedź Łapińskiego.