autor: Redakcja GRYOnline.pl
Myśli nieprzemyślane - Od wschodu do zachodu
Jesteś władcą niewielkiego miasta, które terroryzowane jest przez grupę ogrów. Na twój dwór zawitał bohater, który potrzebuje cennego artefaktu z twojego skarbca. Zaproponuj, że otrzyma on upragniony skarb w zamian za uwolnienie miasta od potworów.
Jak bardzo nie wychowałyby mnie komputery i nie wykarmiły gry pecetowe przede wszystkim, tak łowiąc skąpe przecieki o Revolution, dostrzegam u siebie objawy zainteresowania. Eufemistycznie tak nazywając wypieki na buźce i mocne kombinowanie, skąd i kiedy zdołam tę konsolę zdobyć jak najszybciej. Polityka reklamowa Nintendo bowiem zdołała mi dać coś, czego stary pryk nie zdołał doświadczyć od ho-ho kiedy – suspens, klimat tajemnicy, ale takiej tajemnicy, która daje pewność, że zbliża się do nas rzecz nieprzeciętna. I ani (nie)konkretne informacje o stosunkowo niewielkich możliwościach technicznych konsoli, ani (nie)konkretne wypowiedzi o jej ułomności w porównaniu z konkurencją (vide opinia Marka Reina o niemożności implementacji silnika Unreal 3 na Revolution), nie są stanie zmienić przeczucia, że na nowym dziecku Nintendo będzie mi się chciało grać. Dowcip polega na tym, że pośród całej tej niekonkretności, mamy pewność, że Nintendo i tym razem nie zawiedzie.
A wszystko zaczęło się od pokazanego w Tokyo kontrolera. Rewolucyjnego i z nazwy, i – co ważniejsze – nie tylko z nazwy. Mając do czynienia z grami od bez mała 20 lat, można bezpiecznie przyjąć, że widziało się ich kilka tysięcy. Przynajmniej kilkuset wirtualnym, trójwymiarowym postaciom dawałem życie za pośrednictwem klawiatury i myszki – cóż w tym dziwnego, że zaczęło to nużyć? I wtedy z Kraju Kwitnącej Wiśni na skrzydłach developerskiej fantazji przylatuje filmik, na którym widzimy, że grając w golfa na ekranie, używamy kontrolera jak kija golfowego, że walcząc na miecze, trzymamy w garści było-nie-było rękojeść, a strzelając z broni palnej również musimy samodzielnie wycelować. Czysta frajda dla starego pryka, a dla dzieciaków – dam sobie głowę uciachać – jeszcze większa. Oczywiście, aby porwać się na standard i wywrócić świat do góry nogami, trzeba mieć wizję i tupet. Nazywać się Nintendo na przykład.
I na scenę wygląda zza kulisy informacja, jakoby w produkcji znajdowało się Call of Duty dedykowane Revolution. A w tym przypadku ‘dedykowane’ bynajmniej nie oznacza, że również żałośni posiadacze innej konsoli pograją sobie w hit. Tu oznacza to zapewne, że do wrogów naprawdę sobie postrzelamy. Tak, jak kiedyś to bywało, ale tak atrakcyjnie, jak nie było nigdy. Ooo, ja chcę Revolution. :-)
Pewną niepewność budzi zbytnie, jak na ogólny brak konkretów, przypominanie przez Nintendo o klasyce gier. Jest to absolutnie fajowe, że Revolution będzie w stanie odtwarzać gry wydane na NES-a, SNES-a, N64, Genesis, Turbo Grafx i GameCube’a – 20 lat świetnych gier – ale trochę za mało miejsca pozostaje na ‘wybierzmy przyszłość’. Zwłaszcza, że pojawiają się nareszcie ciut-ciut bardziej precyzyjne informacje o tym, co tak naprawdę Revolution będzie mieć w brzuchu. I tak sobie myślę... gdyby nie atmosfera niewiadomego, gdyby nie niezwykle estetyczny design konsoli, gdyby nie rewolucyjny kontroler, gdyby nie zaufanie do Nintendo... mało kto nowym sprzętem by się podniecał. A wypieki z twarzy jakoś nie schodzą.
GameSpot zbiera w jedną całość wszystko, co o Revolution się dotychczas dowiedzieliśmy. Wnikliwa analiza tekstu owocuje wyłowieniem z niego wszystkiego, co rzeczywiście wiemy, oraz wnioskiem, że jakiekolwiek charakterystyki sprzętu, komukolwiek by nie wyciekły, wciąż mają status plotek. Niby sporo w tym tygodniu wyciekło informacji dotyczących Revolution. Konkluzja jakaś? Nadal nie wiemy prawie nic konkretnego... Normalnie, muszę mieć tę konsolę – choćby z samej wdzięczności za miesiące trzymania mnie w dziecięco podniecającej nieświadomości tego, co się kryje za horyzontem plotek. Z wdzięczności dla Nintendo za przebudzenie w starym pryku dziecka. Zmykam po lizaka.
Borys „Shuck” Zajączkowski
Polish your english
O ile mnie pamięć nie zmyla, w nie zreformowanym jeszcze systemie matury z angielskiego funkcjonowało pojęcie „języka sytuacyjnego”. Bogiem a prawdą, nie wiem jak jest teraz. U nas w liceum (Sobieski Sharks) polegało to na tym, iż egzaminowany losował jedną z kilkudziesięciu zadanych sytuacji, po czym odbyć miał z nauczycielem parozdaniowy dialog, wykorzystując możliwie jak najbardziej fachowe słownictwo. W gąszczu różnych-różniastych możliwości („zapytaj o bankomat”, „przeproś za spóźnienie i podaj przyczynę” etc.) zawsze z przymrużeniem oka wypatrywałem opcji nieco bardziej abstrakcyjnych. O ile bowiem słowa-klucze w temacie tak fascynującym jak kupowanie mąki w sklepie wymagają dla statystycznego maturzysty jako-takiej powtórki, dowolny przedstawiciel naszej grającej kultury bez problemu uporałby się z zadaniem w rodzaju „zleć bohaterowi zabicie orka, który ukradł twój magiczny medalion”.
Użytkowa znajomość języka wyrobiona na postawie gier wideo to bezdenna studnia pstryczków w nos systemu. Ile razy zdarzyło ci się, że pojawiająca się na lekcji/kursie formułka czy słówko automatycznie przypomniały ci o konkretnej misji w jakiejś tam grze? He. Zabawne, że gracz potrafi mieć problemy z nazwaniem poszczególnych elementów umeblowania swego pokoju, ale z prędkością Sonica strzela terminami a’la „cutlass of bloodlust +1”. W dawnych czasach, gdy o grach nie było jeszcze tak głośno, edukacyjne wartości anglojęzycznych produkcji często wymieniane były w roli koronnego argumentu przemawiającego za ich nieszkodliwością. Gdy zaczęły pojawiać się polskie lokalizacje, automatycznie podniesiona została dyskusja, czy aby tej wartości nie zatracamy. Żyjemy jednak w cywilizowanym świecie, w coraz bardziej cywilizowanym kraju, i każdy powinien mieć możliwość wyboru. Inicjatywę, którą jest tłumaczenie gier na język narodowy, trudno poddawać jakiejkolwiek krytyce. Aksjomatycznie przyjmuje się wręcz, że produkt zlokalizowany jest na pewien sposób bardziej wartościowy. No, może poza ewidentnymi wpadkami – te jednak nie są mimo wszystko zbyt częste.
Niedawno wydany TES: Oblivion na każdym kroku przypomina nam o prostej zależności: aby osiągnąć mistrzostwo w pewnej umiejętności, należy jej praktycznie cały czas używać. Organ nieużywany zanika – mawiają nauczyciele, gdy po zadaniu pytania w sali słychać tylko bzyczenie much i kaszel palącej części klasy. Choć słownictwo i język gier są bardzo specyficzne, człowiek potrafi wyciągnąć z nich nadspodziewanie dużo obycia i językowego sznytu. Docelowe audytorium MNP na pewno nie ma już wątpliwości co do faktu, że nie wolno bać się prowadzenia w wirtualnym świecie dialogów po obcemu. Sam kończyłem ostatnio Onimushę po hiszpańsku, chcąc złapać z tym melodyjnym językiem trochę więcej utylitarnego kontaktu, niż słuchanie La Camisa Negra Juanesa. Wszyscy poświęcamy na te „bzdury” stanowczo zbyt dużo czasu, by bez przemyślenia godzić się na kompletne wyłączenie ośrodków rozsądku w czasie zabawy.
Dość mędrkowania, jednak. Teraz, ze specjalną dedykacją dla tegorocznych maturzystów, kilka przykładowych tematów do wykucia – po znajomości wydobytych z Ministerstwa Edukacji Narodowej (w skrócie MEN, czyli „faceci”).
1. Jesteś władcą niewielkiego miasta, które terroryzowane jest przez grupę ogrów. Na twój dwór zawitał bohater, który potrzebuje cennego artefaktu z twojego skarbca. Zaproponuj, że otrzyma on upragniony skarb w zamian za uwolnienie miasta od potworów.
Key vocabulary:
Adventurer, ogres, artifact, deal (verb), deal (noun), chief, pack, reward, kill, bandit, monsters, problems, threat, gold, eliminate, return, cave, lair.
2. Wspólnie ze swoim skrzydłowym lecisz na samobójczą misję do systemu planetarnego opanowanego przez wroga. Jego gwiezdny myśliwiec jest uszkodzony, ale mimo to chce ci pomóc. Przekonaj go, że to twoja osobista wojna i że musisz zrobić to sam.
Key vocabulary:
Wingman, starfighter, system, aliens, enemy, damaged, hyperspace, hyperengine, lasers, blasters, disruptor gun, personal vendetta, war, retreat, order, alone, suicide, blow up.
3. Jesteś szalonym naukowcem, którego plan zdobycia niewyobrażalnej mocy jest już bardzo bliski realizacji. Zostało kilka minut, a do twojego centrum dowodzenia przedarł się tajny agent. Musisz go powstrzymać. Wytłumacz mu na czym polegają twoje zamiary i wyjaśnij wszystkie zawiłości uknutej przez ciebie intrygi. Wypowiedź zakończ groźnym zdaniem, które zasugeruje agentowi, że zaraz nastąpi epicka walka pomiędzy wami.
Key vocabulary:
Welcome, headquarters (HQ), power, god, absolute, complicate, efforts, too late, stop, plan, foolish, attempt, struggle, enjoyable, opponent, secret, machine, plan, rule, luck, destroy, die, nice, prepare.
Gwarantujemy, że po takiej powtórce żaden egzaminator was nie zaskoczy. Innych nagród nie będzie. :-)
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
Powiązania do myśli
- MNP.11 – Listopad miesiącem niepamięci
- MNP.21 – Seks, przemoc i gdybanie
- MNP.24 – Science-Fiction
- MNP.25 – Czas Gigantów
- MNP.26 – Legenda tonie
- MNP.27 – Wojny w Niemczech
- MNP.28 – Niepożądane
- MNP.29 – Temperatura rośnie
- MNP.30 – Gramy za darmo
- MNP.31 – Zagłębie erpegowe