Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość pozostałe 9 marca 2007, 18:07

autor: Redakcja GRYOnline.pl

Myśli nieprzemyślane - Cześć, jestem Mac

Każde spotkanie z jakimkolwiek produktem Apple’a owocuje miłością od pierwszego wejrzenia. Weźmy takiego iPoda na przykład, który całkiem nieźle sobie w Polsce ostatnio radzi...

Mac to jest takie cóś, o czym wiemy od zawsze, że jest chyba lepsze od peceta, ale gier na to nie ma, więc cóż. Poza tym jest drogie. Niewiele w tym zmienia fakt, że w zasadzie każde spotkanie z jakimkolwiek produktem Apple’a owocuje miłością od pierwszego wejrzenia. Weźmy takiego iPoda na przykład, który całkiem nieźle sobie w Polsce ostatnio radzi. A czym on się różni od innych odtwarzaczy mp3? Jest ładny, wygodny (i w kwestii chowania go do ciasnej kieszeni i posługiwania się nim) i przede wszystkim działa bezawaryjnie. To ostatnie zresztą stanowi niemal cytat z reklamowego motto Apple’a: „Why Mac? – It just works” (Czemu Mac? – Bo po prostu działa). I ta miłość nie bierze się znikąd. Za pierwszą swoją wizytą w firmowym sklepie Maca zakochałem się we wszystkim, co tam zobaczyłem i czego dotknąłem – w gustownie wykonanych notebookach, eleganckich monitorach, dobrze leżących w ręce myszkach, cieszącym oko i intuicyjnym w kontakcie interfejsie Mac OS X. Oczywiście potem i tak kupiłem pecetowego notebooka, niby niezłej firmy – któremu dysk padł po roku.

A przecież na notebooku raczej nie grywałem – używałem edytora tekstu, programu graficznego, kilku aplikacji programistycznych – wszystkiego, co Apple oferuje przeważnie razem ze sprzętem i to często w lepszej jakości. Czemu więc wówczas nie kupiłem MacBooka, który wcale nie był droższy? Głupie przyzwyczajenie do pecetów – to jedyne wytłumaczenie, jakie mi przychodzi do głowy. (To znaczy... Mac kupowany w salonie w Polsce jest półtora raza droższy od identycznego egzemplarza, jaki dostaniemy w analogicznym salonie w Stanach, więc argument cenowy ma u nas nieco inny wymiar – niemniej byłem za Wielką Wodą niewiele wcześniej, niż kupiłem notebooka i w moim przypadku pozostaje jedynie argument głupoty).

Jestem o tym jednak głęboko przekonany, że w swoich przyzwyczajeniach nie jestem osamotniony. :-) Co więcej, Apple również najwyraźniej zdaje sobie sprawę z ich istnienia, gdyż od dłuższego czasu – już bez żadnej powściągliwości – z pecetów się w swoich reklamach regularnie naśmiewa. Drwi ze smakiem i z dowcipem, ale drwi. Oglądam te reklamówki z niekłamaną przyjemnością i czuję, że... działają na mnie. Tym bardziej że strach przed nieznanym, czyli przed przesiadką na Maca wydaje się maleć, odkąd w komputerach Apple’a zagościły Intelowskie procesory Core 2 Duo.

Zresztą jak się nie uśmiechnąć, gdy przy wejściu na stronę Apple’a (www.apple.com) za pomocą Microsoft Internet Explorera jestem proszony o decyzję, czy chcę uruchomić komponent podpisany przez Microsoft Corporation...

Myśli nieprzemyślane - Cześć, jestem Mac - ilustracja #1

... a pierwsza reklamówka, którą oglądam, zatytułowana jest Security (Bezpieczeństwo):

Myśli nieprzemyślane - Cześć, jestem Mac - ilustracja #2

Mac: Hello, I’m a Mac. (Cześć, jestem Mac).

Security: Mac has issued a salutation. Cancel or Allow? (Mac wysyła pozdrowienie. Odmawiasz czy zezwalasz?).

PC: Allow. And I’m a PC. (Zezwalam. A ja jestem PC).

Security: You’re returning Mac’s salutation. Cancel or Allow? (Odpowiadasz na pozdrowienie Maca. Odmawiasz czy zezwalasz?).

PC: Allow. (Zezwalam).

I tak dalej. :-) A puenta brzmi: 114.000 Viruses? Not on a Mac. (114 tysięcy wirusów? Nie na Macu).

Ta reklama akurat jest elementem kampanii Apple’a skierowanej przeciwko Windows Vista, ale podobnie jak w przypadku każdej innej – drwiącej i śmiesznej zarazem – reklamówki Apple’a, których znajdziemy niemało na stronie www.apple.com/getamac, ciężko odmówić im racji. Przecież wszystko to, o czym mówią i z czego sobie kpią, znamy na co dzień z autopsji. Wieszające się oprogramowanie, potracone dokumenty, których się na czas nie zapisało, psujące się myszki, nieustanne grzebanie w plikach konfiguracyjnych... Owszem, kilkanaście lat temu miało to niepodważalny urok – dawało poczucie ‘znania się na rzeczy’, ale czy po tak długim czasie pracy i zabawy na komputerach grzebanie w nich wciąż jest zabawne?

Ostatniego peceta, jakiego kupowałem, już nie składałem samodzielnie – na pytanie chłopaka w sklepie, czy chcę sobie złożyć go sam z części, jakie wybrałem, czy mają to zrobić za mnie (gratis), odparłem, że już się czuję na tę zabawę za stary – proszę mi go wystawić na ladę, jak już wszystkie śrubki w obudowie będą dokręcone. Od tamtej pory nawet do obudowy nie zajrzałem, żeby choćby zobaczyć, czy kabelki są spięte, czy rzucone luzem. Ale będę musiał w końcu zajrzeć, żeby zanieść do serwisu kartę grafiki – póki jest na gwarancji – bo wentylator na niej brzęczy, a chip się ewidentnie przegrzewa – i ponownie: nie była to bynajmniej najtańsza karta...

Wracając do początku, dlaczego to ja od lat pracuję na kolejnych pecetach...? [Uwaga, uruchamiasz proces myślowy. Cancel or Allow?]

Borys „Shuck” Zajączkowski

Powiązania do myśli