Reżyser Mortal Kombat wyjaśnia kwestię linii czasowych
Simon McQuoid, reżyser nadchodzącego rebootu Mortal Kombat, zdradził sposób, w jaki ekipa filmowa podeszła do kwestii linii czasowych.
Fabuła gier z serii Mortal Kombat przyzwyczaiła fanów do istnienia wielu linii czasowych. Filmy rządzą się jednak swoimi prawami. Reżyser zapowiedzianego na ten rok rebootu, Simon McQuoid, zdradził serwisowi ComicBook.com, że w jego dziele znalazła się tylko jedna linia czasowa.
Australijczyk zdaje sobie sprawę, że bałagan na osi czasu mógłby niepotrzebnie skomplikować i tak już złożony film – wiecie, tych wszystkich bogów, obdarzonych supermocami wojowników ninja i cyberludzi trzeba widzom odpowiednio podać. Reżyser nowego „Mortala” wyjaśnia to w następujący sposób:
W materiale źródłowym istnieje wiele osi czasu, różnych wersji postaci i innych tego typu rzeczy. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę i tak jak cały materiał źródłowy, potraktowaliśmy to z szacunkiem. Nie zadzieramy z czasem. Oprócz początku filmu, który rozgrywa się w starożytnej Japonii (około trzynastu minut – dop. red.), reszta wydarzeń ma miejsce w teraźniejszości. Można więc powiedzieć, że w ogóle nie tykamy czasu. Staraliśmy się uprościć tę kwestię, bo i tak wiele elementów filmu musiało do siebie pasować, działo się w nim wystarczająco dużo (…)
Takie podejście wydaje się rozsądne (pamiętacie zamieszanie, jakie wywołały różne linie czasu w Wiedźminie od Netflixa?). Zwłaszcza że Mortal Kombat nie będzie dokładną adaptacją żadnej z dotychczasowych gier ani nie nawiąże do dwóch filmów o tym samym tytule, które zostały wydane w latach dziewięćdziesiątych (MK i MK2: Unicestwienie). McQuoid i spółka chcą dać marce nowe życie na dużym ekranie, a do tego – ich zdaniem – najlepiej nada się historia luźno oparta o serię gier, a nie o jeden konkretny tytuł.
Czy taki zabieg ma sens? Przekonamy się o tym już 16 kwietnia, kiedy to Mortal Kombat pojawi się w kinach (o ile te będą otwarte) i na HBO Max (którego nie ma w Polsce, a wciąż nie wiadomo, czy tytuł trafi także do HBO GO). Sam podchodzę do tego sceptycznie (choć trailer zapowiada niezłą produkcję, przynajmniej jeśli chodzi o sceny walki), bo wciąż mam w pamięci Mroczną Wieżę z 2017 roku, której reżyser – Nikolaj Arcel – też próbował połączyć różne wątki z poszczególnych tomów cyklu Stephena Kinga. Jak to się skończyło, pamiętam aż za dobrze.
Jedno jest pewne - Simon McQuoid idzie po linii najmniejszego oporu, bo zabawy z czasem są nieodłącznym elementem gier z serii Mortal Kombat. Pamiętacie, jak Raiden wysłał w przeszłość wiadomość do samego siebie? To jedno wydarzenie – chyba całkiem proste do wyjaśnienia – stało się fundamentem historii co najmniej czterech gier, w tym najnowszego MK11. Czyżby zatem reżyser filmu po prostu bał się igrać z czasem? A może, jeśli jego dzieło odniesie sukces, puści wodze wyobraźni w ewentualnej kontynuacji?