Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 19 grudnia 2023, 10:53

Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry

Krótkie gry wydają się rozwiązaniem dla graczy cierpiących na brak wolnego czasu. Czy jednak na pewno nim są? W moim przypadku remedium okazało się stać w całkowitej sprzeczności z tym, co mówiła mi intuicja.

Źródło fot. Rockfish Games/Ubisoft.
i

W życiu każdego gracza przychodzi moment, kiedy zaczyna brakować mu czasu na granie. W dzieciństwie i okresie nastoletnim, gdy czasu na wirtualną rozrywkę mieliśmy aż nadto, większość z nas nie miała dość pieniędzy, by bawić się do woli, zmieniając tytuły jak w kalejdoskopie. Kiedy natomiast rozpoczęliśmy dorosłe życie, a fundusze na gry teoretycznie przestały być problemem (zwłaszcza w epoce wszechobecnych abonamentów, promocji i rozdawnictw, przez które nasze kolekcje rosną jak na drożdżach), towarem deficytowym stał się dla nas czas. Co w takim wypadku zrobić, by nie rezygnować z ulubionego hobby?

O tym, że doba nie jest z gumy, po raz pierwszy przekonałem się po rozpoczęciu studiów i swojej pierwszej pracy. Po kilku latach natomiast życie zawodowe pochłonęło już znakomitą większość mojego czasu (witamy w dorosłości!). Niemniej bardzo długo udawało mi się wygospodarować rozsądną ilość czasu zarówno na granie oraz inne pasje czy zainteresowania, jak i na życie towarzyskie. Brak czasu na gry uderzył we mnie ze zdwojoną siłą w drugiej połowie 2021 roku. Uznałem wówczas, że oto nadeszła chwila, bym w końcu dał szansę szeregowi mniejszych produkcji, które do tej pory leżały na mojej kupce wstydu i czekały na swoją kolej. Czy miało to sens?

Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry - ilustracja #1
Exo One kończy się, nim zdąży porządnie się zacząć. Źródło: Exbleative / Future Friends Games.

Jak się gra w krótkie gry?

To oczywiście kwestia indywidualna. Dla mnie jednak pierwsze godziny rozgrywki to czas, w którym stopniowo „wchodzę” w daną grę, przyzwyczajając się do sterowania, ucząc się intuicyjnie wykonywać poszczególne czynności, a także przyswajając kolejne mechanizmy. Wyjątek stanowią produkcje o bardzo prostej konstrukcji, w których wszystko w zasadzie od samego początku przychodzi mi naturalnie.

Takie podejście generuje jednak pewne problemy. Poświęcenie pierwszych godzin na naukę krótkiej gry czasem doprowadza do sytuacji, że w momencie, gdy już czuję się w niej niczym ryba w wodzie, ona... właśnie się kończy. W drugiej połowie 2021 roku, kiedy to mogłem pozwolić sobie na – w porywach – godzinę grania dziennie (a i to nie każdego dnia!), ukończyłem szereg tytułów. Jaskrawym przykładem jednej z „zaliczonych” przeze mnie wówczas produkcji, którą przeszedłem zdecydowanie zbyt szybko, było Exo One – napisy końcowe zobaczyłem raptem po dwóch czy trzech godzinach. Świeższą pozycją dobrze ilustrującą ten problem jest natomiast Jusant. Wspinaczka w najnowszym dziele studia Don’t Nod wymaga nieco wprawy, a gdy do niej dochodzimy, okazuje się, że dotarliśmy też do finału (po ujrzeniu którego na dobrą sprawę nie ma już do czego wracać).

Długie gry lekarstwem na brak czasu

Będąc dzieckiem i nastolatkiem, uwielbiałem długie gry. Im większy świat miała któraś z nich, im więcej zadań czekało w niej na ukończenie, a także im dłuższa była opowiadana w niej historia, tym większe dany tytuł miał szanse, by trafić w moje gusta. Procedura uczenia się w obszernych grach wygląda u mnie bardzo podobnie jak w przypadku gier krótkich. Na dobrą sprawę dopiero po zaliczeniu fazy oswajania się rozpoczynam w takim kolosie prawdziwą rozgrywkę. Kiedy już czuję się w nim jak w domu, mogę wskakiwać do jego wirtualnego świata na krótką chwilę i robić małe postępy. Dodatkowo dawkowanie długiej produkcji w małych ilościach sprawia, że nie doskwiera tak bardzo powtarzalność i monotonia, będące zmorą wielu dużych dzieł.

Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry - ilustracja #2
Assassin’s Creed: Valhalla jest na tyle dużą grą, że w średniowiecznej Anglii, do której nas zabiera, można poczuć się jak w domu. Źródło: Ubisoft.

Sygnały świadczące o tym, że wbrew temu, co podpowiadała mi intuicja, to właśnie duże produkcje mogą być rozwiązaniem mojego problemu z coraz mniejszą ilością wolnego czasu, otrzymywałem na przestrzeni lat. Ostatecznie zrozumiałem to dopiero w trakcie grania w Assassin’s Creed: Valhallę. Przygoda Eivora wyjęła mi z życiorysu ponad trzy miesiące, co przełożyło się na około 120 godzin zabawy. Co ciekawe, zaczynając ją, miałem wrażenie porywania się z motyką na słońce; bałem się, że przez gigantyczny rozmiar gry w końcu się od niej odbiję. Po dwudziestu, może trzydziestu godzinach doznałem jednak swoistego oświecenia i zrozumiałem, że oto mając mniej czasu na granie niż kiedykolwiek, gram w olbrzymią grę z doskoku, a co więcej – świetnie się przy tym bawię.

W trakcie kolejnych miesięcy, a w konsekwencji lat, kilkakrotnie powtórzyłem ten manewr. Najświeższym przykładem jest Starfield, którego obszerności autentycznie trochę się obawiałem. To, że okazało się, iż po zaliczeniu zadań głównych, wątków pobocznych i szeregu pojedynczych misji opcjonalnych w tym monumentalnym dziele Bethesdy w zasadzie nie ma co robić, to już temat na inną historię...

Fabuła udźwignie nawet powtarzalny gameplay

Mimo wszystko produkcja, którą rozciągamy sobie na długie tygodnie lub nawet miesiące, potrzebuje elementu motywującego do dalszej zabawy. Dla jednych będzie nim wciągający rozwój postaci, dla innych – możliwość spędzania czasu ze znajomymi, natomiast dla mnie jest nim fabuła. Interesująca, złożona opowieść może jednak być mieczem obosiecznym. Nie chcąc wypaść z obiegu i zapomnieć wydarzeń oraz bohaterów, muszę dbać o to, by grać w miarę regularnie, nawet jeśli krótko. W przeciwnym razie mogłoby skończyć się tym, że wracając po dłuższej przerwie do gry, nie wiedziałbym, co się w niej dzieje – a bez fabuły ani rusz.

Pewnym rozwiązaniem tego problemu może być podzielenie opowieści na krótsze wątki, wspólnie tworzące większą, spójną całość. Skorzystała z niego wspomniana już Valhalla, dzięki czemu, nawet rozkładając sobie obcowanie z nią na trzy miesiące, nie miałem większych problemów, by połapać się w sytuacji, w jakiej nieraz na kilka dni zostawiałem Eivora i jego świtę. Innym sposobem na uporanie się z tą komplikacją może być zabieg rodem z Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu, gdzie ekrany wczytywania umila opowieść Jaskra o najnowszych wydarzeniach z życia Geralta. Na przeciwnym biegunie znalazło się natomiast The Elder Scrolls III: Morrowind – tam ani słabo zrealizowany dziennik (w podstawowej wersji gry, bo z czasem doczekał się poprawek), ani ściany tekstu wygłaszane przez postacie neutralne nie pomagały połapać się w tym, co się działo podczas naszej poprzedniej sesji z grą.

Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry - ilustracja #3
Wiedźmin 3: Dziki Gon zasypywał nas zadaniami, jednak dobrze zrealizowany dziennik i opowieści Jaskra pozwalały łatwo orientować się w aktualnej sytuacji życiowej Geralta. Źródło: CD Projekt RED.

A jak długa gra jest za długa?

Niestety, nie każdą długą grę jestem w stanie tak po prostu oszczędnie sobie dawkować. Chęć ogrywania różnorodnych tytułów, mimo że dawno przestała być moją obsesją (co jest kolejnym tematem na inną historię...), wciąż jest we mnie dość silna. Wydaje mi się, że z tego powodu nie jestem w stanie grać w jedną produkcję przez pół roku, rok lub wręcz kilka lat. Dlatego też omijam szerokim łukiem pozycje pokroju Elite: Dangerous (które od lat rozpala moją wyobraźnię), zaś moja przygoda z The Elder Scrolls Online zaczęła się i skończyła na dodatku Morrowind.

Gry, które trwają kilka godzin, dobrze sprawdzają się u mnie w formie przerywników pomiędzy większymi tytułami (nie zamierzam z nich rezygnować, bo zdarzają się wśród nich perełki zostające ze mną na zawsze, jak chociażby What Remains of Edith Finch). Produkcje trwające od kilkunastu do mniej więcej 50 godzin są moimi faworytami, gdyż opisane przeze mnie mechanizmy przyswajania specyfiki danego tytułu działają w nich idealnie. Pozycje zapewniające od 50 do około 100 godzin zabawy muszą już na wstępie pokazać mi, że nie zmarnują mojego czasu. Gdy bowiem dochodzę do wniosku, że nie jestem kompatybilny z takim tytułem, zadaję sobie pytanie, czy na pewno to, co teraz robię, jest tym, co chcę robić przez następne tygodnie albo nawet miesiące. Jeśli moja odpowiedź brzmi: „Nie!”, bez ceregieli rezygnuję z dalszej rozgrywki. Dzieła stworzone z myślą o setkach lub wręcz tysiącach godzin zabawy staram się zaś omijać... aż tyle czasu to ja znowu nie mam.

Moim lekarstwem na brak czasu na granie okazały się długie gry - ilustracja #4
W grach pokroju Elite: Dangerous można przepaść na miesiące lub wręcz lata. Źródło: Frontier Developments.

Najświeższe odkrycie

Piszę te słowa, gdy w tle rozgrzewa się napęd mojego myśliwca w Everspace 2. Serwis HowLongToBeat podaje, że przejście wątku głównego i misji pobocznych jest tu zadaniem na około 50 godzin. Wygląda więc na to, że znalazłem sobie kolejną produkcję na długie tygodnie. Szereg mniejszych pozycji, które niedawno zainstalowałem, będzie musiał uzbroić się w cierpliwość.

Krystian Pieniążek

Krystian Pieniążek

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w sierpniu 2016 roku. Pomimo że Encyklopedia Gier od początku jest jego oczkiem w głowie, pojawia się również w Newsroomie, a także w dziale Publicystyki. Doświadczenie zawodowe zdobywał na łamach nieistniejącego już serwisu, w którym przepracował niemal trzy lata. Ukończył Kulturoznawstwo na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Prowadzi własną firmę, biega, uprawia kolarstwo, kocha górskie wędrówki, jest fanem nu metalu, interesuje się kosmosem, a także oczywiście gra. Najlepiej czuje się w grach akcji z otwartym światem i RPG-ach, choć nie pogardzi dobrymi wyścigami czy strzelankami.

więcej

TWOIM ZDANIEM

Jaka długość gry jest według Ciebie idealna?

2 - 5 godzin
0,8%
6 -12 godzin
5,6%
około 20 godzin
17,3%
około 40 godzin
23,8%
60 i więcej godzin
44,8%
Wolę gry, w które mogę grać bez końca.
7,7%
Zobacz inne ankiety