autor: Krzysiek Kalwasiński
500 godzin w 10 lat - Max Payne 3 jest jedną z gier mojego życia
Minęło 10 lat, odkąd Max Payne 3 pojawił się na rynku. I mimo upływu dekady ta gra pozostaje najlepszą trzecioosobową strzelanką.
Ilekroć mówię o strzelaniu w grach, zawsze do głowy przychodzi mi nie tylko trzeci Max Payne, ale również pozostałe dwie odsłony tej serii. Pierwsza część była prawdziwym przełomem, a „dwójka” ulepszyła wyśmienitą formułę. Obie pokazały, że w gatunku jest jeszcze miejsce na powiew świeżości i poważniejsze podejście. To była nowa jakość nie tylko w kontekście samego strzelania, ale też podejścia do narracji. Gry, które udowodniły, że fabuła w pozornie bezmózgich strzelankach może być czymś więcej niż tylko pretekstem do kolejnych wymian ognia. Opowieść o upadłym gliniarzu była spełnieniem najgorszych koszmarów każdego posiadającego rodzinę czy kogoś ukochanego. I to działało. Nietrudno wczuć się w te historie, poczuć rozdzierający smutek i nie taką znów bezsilną wściekłość. Bo Max Payne umie strzelać i lawirować pomiędzy kolejnymi pociskami. I to tak jak nikt inny.
„Tkwię w przeszłości tak długo, że już nie wiem, który mamy rok”
Pomimo upływu wielu lat trudno o podobne gry. Pierwsze odsłony Maxa Payne’a są niepowtarzalne, więc tym bardziej cieszy, iż doczekamy się ich gruntownie odnowionych wersji. Które w takim wydaniu mogą sporo zyskać – zwłaszcza jeśli twórcy pójdą w ślad za „trójką” i uderzą w jeszcze poważniejsze tony. I dodatkowo jeszcze bardziej ulepszą rozgrywkę oraz ją uwspółcześnią. Tak, by dzisiejsi odbiorcy mogli to wszystko jakoś przełknąć. Ale już o tym pisałem.
Jest też przecież Max Payne 3. Gra wyprzedzająca swoją epokę, ale jednocześnie mocno trzymająca się przeszłości. Trochę jak sam główny bohater, który nigdy nie zdołał zapomnieć o tym, co zgotował mu los, wskutek czego popadł w depresję i alkoholizm. Zagubiony, pozostawiony sam sobie, bezskutecznie próbujący ułożyć sobie życie na nowo. Ale przecież „z przeszłością jest jak z lustrem”. Możemy próbować je poskładać, ale tylko się pokaleczymy.
Ta gra o tym właśnie jest. O próbie pogodzenia się z przeszłością, odnalezienia się w nowym. To dlatego wciąż musimy zażywać tabletki na ból, zamiast liczyć na to, że sam minie. To dlatego widzimy Maxa w całkiem nowym otoczeniu – poza momentami, kiedy wspomnieniami powraca do nie tak odległej przeszłości. Kiedy upija się na umór i obwinia o wszystko, czego nie zdołał dokonać. Nie umiał i nie umie się odnaleźć.
„Jedni budują przyszłość, a drudzy starają się odbudować przeszłość”
Max Payne musiał się zmienić i ruszyć ku nowemu – podobnie jak gra, której jest bohaterem. Nie oznacza to jednak, że przeszłość za nim nie podążyła. Max widzi ją na każdym kroku. Uśmiecha się złośliwie do niego przy każdej nieudanej próbie naprawienia dawnych błędów. Historia lubi się powtarzać. I tu znów mamy do czynienia z poważną i ciężką opowieścią, często wręcz zahaczającą o tematy tabu – jak handel ludźmi i organami.
Bohater niezmiennie pozostaje najlepszy w tym, co robi – zabijaniu i korzystaniu z broni palnej. Alkoholizm i depresja tego nie zmieniły. Jakość samej gry wręcz o tym krzyczy. W żadnej innej produkcji nie czuć tak mocno, że wystrzeliwane pociski to fizyczne obiekty, które przedzierają się przez kolejne przeszkody, zostawiając po sobie zniszczenie.
To jeden z powodów, dla których rozgrywka w trzecim Maxie jest tak wyśmienita. Wymiany ognia są po prostu cudowne. Tu każda minuta jest jak wyjęta z najlepszego filmu akcji – pod warunkiem oczywiście, że umiemy w dzieło Rockstara grać. Bo jeśli nie, to nasz protagonista bardzo szybko polegnie. Tak, Max Payne 3 to bardzo wymagająca gra i żeby się o tym przekonać, nie trzeba uruchamiać wyższych poziomów trudności.
Mimo iż tytuł ten oferuje chociażby mocne wspomaganie celowania, wciąż musimy uważać na to, co robimy i w jaki sposób podchodzimy do kolejnych starć. Całość utrudnia sztuczna inteligencja przeciwników, która nie pozwala na przesiadywanie za jedną osłoną. Wrogowie starają się nas otoczyć lub wykurzyć z ukrycia w inny sposób. Jako osoby kontrolujące Maxa musimy wykazać się sprytem i dobrymi umiejętnościami. To coś coraz rzadziej spotykanego w grach. A przynajmniej w tych z najbardziej kosztownej kategorii.
„Pożegnania są bolesne”
Przy tym wszystkim trzeba zaznaczyć, że Max Payne 3 stoi na szalenie wysokim poziomie, jeśli chodzi o wszelkie technikalia. To, jak zachowuje się krew zabitych przeciwników na różnych powierzchniach. To, jak pot Maxa zaczyna pojawiać się na jego koszuli, by następnie stopniowo zanikać. To samo dzieje się z ubiorem zmoczonym deszczem. Wrażenie robi zresztą nawet zachowanie ubrań, które odpowiednio marszczą się z każdym ruchem postaci. Albo to, jak zmienia się postać Maxa w ciągu jednej misji – widać to choćby po luzującym się bandażu w rozdziale piątym. Takiego przywiązania do szczegółów mogą pozazdrościć nowsze gry z tej samej półki cenowej.
Są oczywiście pewne zgrzyty – jak na przykład to, że możemy trafić przeciwnika, nawet gdy lufa pistoletu znajduje się za przeszkodą (bolączka większości TPS-ów). Maxowi zdarza się też celować do góry, zamiast wyciągnąć rękę przed siebie, nad osłoną. Ale spędziłem z tą grą blisko 500 godzin (na przestrzeni ośmiu lat, nie dziesięciu) i wszelkie problemy dały mi się we znaki raptem setkę razy. Można było je też łatwo rozwiązać.
To także gra, w której zauważyłem, że przeciwnicy przewracają się, starając się w popłochu uniknąć wystrzeliwanych w ich stronę pocisków. Często zresztą potrafią upaść (i następnie spaść ze schodów) od jednego postrzału w tułów, co również jest rzadkością. Postrzeleni raz, przykładowo w brzuch, wykrwawią się po jakimś czasie. Nie zabrakło też bogatej destrukcji otoczenia, która jako taka mocno uatrakcyjnia kolejne starcia. Czasami aż żałuję, że ta gra nie pojawiła się później, bo z dzisiejszymi możliwościami sprzętu mogłaby być jeszcze lepsza.
Max Payne 3 dostarczył i dostarcza mi do dzisiaj wielu niezapomnianych przeżyć. Wracam do tej gry co jakiś czas i za każdym razem łapię się na tym, że swoistą euforię odczuwam już od pierwszych scen. Połączenie monologu Maxa z motywem przewodnim granym na wiolonczelach to istne mistrzostwo świata. Zresztą większość wypowiedzianych przez niego kwestii po prostu zapada w pamięć. Nic tylko sięgnąć po szklankę whisky, by lepiej wczuć się w ten nastrój.
Wielka szkoda, że Max Payne 3 nie sprzedał się zgodnie z oczekiwaniami. Gra miała szalenie wysoki budżet i w swoim czasie była najdroższą produkcją. To po prostu widać. Żałuję i jednocześnie cieszę się, że to ostatnia odsłona tej serii. Z jednej strony to godne jej pożegnanie (umęczony Max zasługuje na odpoczynek), choć z drugiej chciałoby się więcej. Niewiele jest tytułów o tak wysokiej jakości, z tak dopieszczonymi szczegółami i tak szanujących gracza jako odbiorcę.