Kultowy Metal Slug połączony z turowym Into the Breach? Tak, to działa!
Słynna dwuwymiarowa strzelanka została przerobiona na grę turową. Metal Slug Tactics umiejętnie łączy klimat oraz dynamikę serii z taktycznym zacięciem. Takie połączenie naprawdę działa, ale pozostawia z pewnym niedosytem – chciałoby się więcej!
Znane marki okazjonalnie eksperymentują z innymi gatunkami, robiąc skoki w bok, które bywają różnie odbierane przez fanów. Takie Gears Tactics zebrało sporo pozytywnych opinii, będąc łatwiejszą alternatywą serii XCOM oraz czymś diametralnie różnym od Gears of War. Z kolei gra Yakuza: Like a Dragon udowodniła, że turowe potyczki mogą być również całkiem dynamiczne. Dzisiaj natomiast chcę przedstawić Wam Metal Slug Tactics, które jest takim Into the Breach, ale ubranym w szaty popularnej serii dwuwymiarowych strzelanek w stylu run’n’gun.
Roguelite turowo-taktyczny
Podczas zapowiedzi Metal Slug Tactics pojawiło się sporo niezadowolonych komentarzy. Gracze liczyli na triumfalny powrót klasycznej marki, znanej z automatów do grania. A tutaj dostarczono im turową, taktyczną produkcję, na pierwszy rzut oka przypominającą Final Fantasy Tactics czy inne Tactics Ogre. Nic jednak bardziej mylnego, bo omawianemu tytułowi najbliżej właśnie do Into the Breach!
Metal Slug Tactics to roguelite, więc zapomnijcie o pełnoprawnej kampanii fabularnej. Prosta historia jest tutaj wymówką, by uczestniczyć w następujących po sobie walkach w czterech różnych regionach – starcia te zawsze kończą się pojedynkiem z bossem. Staramy się przejść całość lub dotrzeć jak najdalej, a gdy wszyscy z drużyny polegną, rozpoczynamy zabawę od nowa.
Na szczęście zadbano, aby misje były zróżnicowane, dodatkowe cele interesujące, a wybór kolejnych zadań miał wymiar strategiczny – każde zlecenie oferuje konkretne nagrody, które przydają się w dalszej przygodzie. Nie brakuje także nutki losowości, więc Metal Slug Tactics okazuje się całkiem regrywalnym tytułem. Problem jednak w tym, że moim zdaniem jest przy tym nieco za drogie!
To nie jest Into the Breach 2
Metal Slug Tactics wyceniono na Steamie na prawie 115 złotych, a wspomniane Into the Breach uszczknie z Waszych portfeli 54 złote. Ilość zawartości obu gier jest porównywalna, tymczasem podczas grania w ten nowszy tytuł miałem wrażenie, że nieco zawyżono jego wartość – być może w związku z wykorzystaniem znanej marki. Maksymalnie 80 złotych byłoby moim zdaniem uczciwą ceną. Przy czym to w zasadzie mój główny zarzut wobec tego projektu, bo cała reszta wypada naprawdę dobrze.
Wiem, że powyższy akapit sugeruje, iż Metal Slug Tactics to klon lub reskin Into the Breach. Jest jednak zupełnie inaczej! Tytuł ten ewidentnie wzorował się na swoim starszym koledze, ale dołożył też sporo własnych pomysłów. Według mnie najważniejszym z nich jest zwiększone tempo rozgrywki i wiem, że zabrzmi to jak oksymoron, ale Metal Slug Tactics faktycznie okazuje się „dynamiczną turówką”. Starcia trwają tutaj zaledwie kilka minut, zupełnie się nie dłużąc.
Co jeszcze? Podczas walki jesteśmy premiowani za jak najdalsze poruszanie się naszych jednostek. Zyskują one dzięki temu tymczasowe punkty życia, a także adrenalinę do wydania na umiejętności specjalne. Do tego mogą chować się za osłonami, które dodatkowo zwiększają ich przeżywalność. Całość uzupełnia system synchronizacji, znany z serii Disgaea, stawiający na pozycjonowanie jednostek. W Metal Slug Tactics sterujemy tylko trzema postaciami i jeśli dobrze je ustawimy, wykonają łączony atak na dany cel, praktycznie anihilując oponenta.
Do tego należy dołożyć mnogość modyfikatorów do broni, dodatkowe zdolności, a także efekty pasywne. Kiedy odpowiednio wszystko dopasujemy, możemy otrzymać niesamowite kombinacje! W pewnym momencie złapałem się na tym, że grałem tylko po to, aby zobaczyć, jak bardzo szalony build pozwoli mi gra stworzyć. I nie zawiodłem się, przy odrobinie szczęścia mogłem faktycznie poszaleć, chwilami nie pozwalając przeciwnikowi nawet wykonać jego tury.
Mam ochotę na więcej i bardziej!
Metal Slug Tactics na najniższym poziomie trudności jest w zasadzie przedłużonym samouczkiem, który nie powinien nikomu sprawić większych trudności. Należy traktować go jako wprowadzenie do mechanik gry, ponieważ tych nie brakuje – mamy tu np. ograniczoną amunicję do broni specjalnych (można ją uzupełniać) czy określoną liczbę odrodzeń postaci w trakcie walki. Do tego dochodzą interaktywne obiekty na mapie (grywalny czołg), zawiłości związane z ukształtowaniem terenu oraz efekty niektórych przeciwników (np. mumii).
To wszystko jedynie wprawka przed prawdziwą zabawą, jaka zaczyna się na wyższym poziomie trudności, gdzie faktycznie trzeba korzystać ze wszystkich elementów rozgrywki. Na tym etapie przydadzą się także dodatkowe postacie, które ukryte zostały za osiągnięciami czy konkretnymi wymogami, a także kolejne umiejętności oraz zestawy broni. Zaczniecie również doceniać możliwość cofnięcia ruchu czy zresetowania misji, jeśli ta nie poszła po Waszej myśli!
Nie potrafiłem jednak pozbyć się wrażenia, że gra mogłaby być większa, a także bardziej dopracowana. W pewnym momencie odczułem powtarzalność losowanych modyfikatorów do sprzętu, zabrakło mi też urozmaicenia wśród przeciwników. Każdy biom ma swoje atrakcje, ale twórcy zdecydowanie nie poszli na całość. Czułem szaleństwo i „jajcarstwo” na miarę serii Metal Slug, tylko takie nie w pełni uwolnione.
Za przykład posłużą mi bossowie. Robili przyjemne wrażenie, mieli ciekawie przemyślane mechaniki, ale często wystarczyło po prostu skupić na nich całą uwagę, aby wygrać starcie, zanim to na dobre się rozkręciło. Tak jakby twórcy nie dopilnowali balansu w Metal Slug Tactics, co zresztą widać w wielu miejscach – taka Eri jest zdecydowanie przesadzoną postacią. Nie brakowało także mniejszych błędów czy problemów z interfejsem, który chwilami był zwyczajnie nieczytelny.
Gra taktyczna oddająca ducha Metal Sluga
Po spróbowaniu Metal Slug Tactics pozostał mi pewien niedosyt. Posiłek był naprawdę smaczny, ale ostatecznie okazał się przyzwoitym śniadaniem, a nie pełnym obiadem – chciałem więcej! Nie obraziłbym się za odejście od roguelite’a na rzecz normalnej gry turowo-taktycznej. Nie musi mieć rozmachu Final Fantasy Tactics, ale niech przynajmniej w pełni wykorzysta formułę run’n’gun, którą zaserwowali twórcy, bo ta jest naprawdę satysfakcjonująca i działa.
Za to od strony wizualnej nie mam się do czego przyczepić, bo to wypisz wymaluj dobrze znany i kochany Metal Slug. Jest odpowiednio pikselowo, niepoważnie oraz wybuchowo, by móc jako fan serii poczuć się jak w domu. Zabrakło mi jednak większego użycia charakterystycznego głosu, który krzyczałby „Heavy machine gun!” lub chociażby „Grenade!”. Jest częścią rozgrywki, ale według mnie zdecydowanie za małą.
Nie zaryzykowałbym stwierdzenia, że Metal Slug Tactics to Into the Breach 2. Nie, to przyjemna alternatywa dla wspomnianej produkcji, a także całkiem udane urozmaicenie w obrębie gatunku taktycznych turówek. Dostałem znacznie więcej, niż po tym tytule oczekiwałem, zaskoczono mnie także satysfakcjonującą rozgrywką. Równocześnie jednak nadmiernie pobudzono mój apetyt i ostatecznie nie zaspokojono głodu.
W efekcie jestem zadowolony oraz niezadowolony równocześnie, bo zapłaciłem za nieco zbyt drogi, choć zdecydowanie smaczny posiłek. Teraz czekam na pełnoprawną grę w tym stylu, a nie skromnego roguelite’a! Za nową odsłonę akcyjniaków również się nie obrażę, ale pod warunkiem, że zachowa swój specyficzny charakter. Skoro Metal Slug Tactics udało się utrzymać ducha oryginału w turowym wydaniu, tym bardziej wierzę w triumfalny powrót głównej serii.