autor: Amadeusz Cyganek
ElMundo podsumowuje rok 2013
Właściwie każde growe podsumowanie roku można by zacząć od jednego hasła – nowa generacja konsol – i w sumie na tym zakończyć. Nie da się ukryć, że jest to wydarzenie bez precedensu, które otwiera nowy rozdział dla fanów elektronicznej rozgrywki i niejako nakreśla rozwój branży na kolejne lata, ale rok 2013 to przecież nie tylko Xbox One i PlayStation 4 – to również sporo innych ciekawych wydarzeń!
Next-gen battle!
Oczywiście cały rok stał pod znakiem przekomarzania się Sony i Microsoftu – technologiczny wyścig zbrojeń i wzajemne wytykanie sobie błędów nakręcało napięcie związane z premierą nowych konsol. Pamiętna konferencja Sony na E3, gdy Jack Tretton celnie punktował wszelkie nieprzyjazne dla użytkownika rozwiązania zastosowane w Xboksie One, tylko zapowiadała wielką walkę o portfele klientów, której świadkiem byliśmy wszędzie… tylko nie w Polsce. Osobiście nie mieści mi się w głowie, dlaczego tak wielki koncern jak Microsoft nie mógł przeprowadzić ogólnoświatowej premiery swojego flagowego sprzętu, ograniczając ją zaledwie do kilkunastu państw. Krótkowzroczna polityka włodarzy giganta z Redmond postawiła nowego Xboksa w naszym kraju z góry na pozycji przegranej i chyba raczej nie ma szans na to, by sytuacja się zmieniła. A szkoda, szkoda…
W paczce raźniej
Rewelacją tego roku jak dla mnie jest instytucja portali działających na zasadzie „pay what you want” – oczywiście mam tu na myśli głównie Humble Bundle, która niegdyś była tylko i wyłącznie okresową promocją, a dziś to już prężnie działający twór z własnym sklepem i ciekawymi paczkami gier, pojawiającymi się w regularnych odstępach czasu. Od momentu przeceny The Walking Dead nie zakupiłem ani jednej gry na Steamie, bo cały czas z tyłu głowy kołacze mi się myśl „A co jeśli ta gra zaraz trafi do Humble’a i kupię ją za bezcen?”. Jak kilkukrotnie się okazało, nie było to bezpodstawne myślenie – nie da się ukryć, że jest to świetna idea, na dodatek pozwalająca wesprzeć różnorodne organizacje charytatywne, ale z drugiej strony można sobie tylko wyobrazić, z jakim przekąsem na tego typu inicjatywy patrzą właściciele portali z elektroniczną dystrybucją gier. Cóż, pozostaje tylko czekać, kto wpadnie na następny świetny pomysł i ponownie odkroi część tego smakowitego tortu – bo, jak widać, wciąż zostało sporo do wzięcia.
Płacę, wymagam!
Kickstarter to już nie świeżynka, a czasy, kiedy gracze ładowali ogromne sumy pieniędzy w poszczególne projekty chyba powoli się kończą. Owszem, można odwołać się do kilkudziesięciu milionów dolarów uzbieranych przez Chrisa Robertsa na rzecz Star Citizen, ale zaczynam odnosić wrażenie, że wszyscy oczekują teraz rychłej weryfikacji projektów, w które zainwestowali swoje własne środki. Na razie trudno powiedzieć, żeby gracze byli zadowoleni z tego, co dostają – przeciętny Shadowrun: Returns i beznadziejny Takedown: Red Sabre to tylko przygrywka do kilku gier, które upadły w trakcie developingu, a twórcy musieli zwracać środki na konta graczy. Jeśli którykolwiek z wielkich projektów obliczonych na miliony zielonych okaże się porażką (czy to Wasteland 2, czy Pillars of Eternity, czy też wspomniane Star Citizen), może to być początek końca growego Kickstartera i kres zaufania, jakim gracze obdarzyli twórców. Pozostaje tylko życzyć, by każda ze wspomnianych produkcji dała satysfakcję osobom współfinansującym proces jej powstawania. W przeciwnym wypadku może być krucho.
Niekończące się oblężenie
Teraz trochę więcej prywaty – Twierdza to jedna z moich ulubionych serii gier strategicznych, a jakbym miał zliczyć ilość godzin przesiedzianych nad „jedynką” i „Krzyżowcem”, to na pewno znalazłoby się miejsce dla trzech cyfr. Z tym większym niepokojem obserwuję to, co dzieje się ze Stronghold: Crusader II, bo niestety na razie nic nie wskazuje na to, by mogło wyjść z tego coś dobrego. Panowie z Firefly Studios „trójkę” położyli koncertowo, kastrując grę z tak podstawowych trybów gry jak chociażby skirmish i choć wszystko zostało z czasem załatane, to niesmak pozostał. Twierdzę Krzyżowiec Extreme z dobroci przemilczę, a jeszcze wcześniejsze Legendy to również solidny niewypał. Na jakiej podstawie zatem można liczyć na to, że tym razem się uda? Prace nad grą trwają już dwa lata, pieniędzy ciągle brakuje, a wypuszczona wersja beta to jak na razie poligon doświadczalny dla cierpliwości i opanowania w związku z rojem błędów. Jeśli teraz się nie uda, to chyba już będzie po Twierdzy – ileż można?
Dwa falstarty
Mnie, jako fana gier sportowych, totalnie zawiodła również nowa odsłona serii NBA Live tworzonej przez EA Sports. Cztery lata prac, dziesiątki szumnych zapowiedzi, no finalnie wielki klops, przeprosiny, tłumaczenia i chyba koniec wirtualnej koszykówki od Elektroników na długie lata. Dobrze, że mamy NBA 2K14 - po raz kolejny okazało się, że produkcja 2K Sports konkurencji po prostu nie posiada. A Kyrie Irving może tylko gorzko zapłakać, bo pod względem marketingowym podjął chyba jedną z najgorszych decyzji ostatnich lat, firmując swoim wizerunkiem i nazwiskiem tak słabą grę sportową.
Nie da się zapomnieć także o ogromnych problemach startowych SimCity, tak wyczekiwanej przez wielu nowej odsłony wspaniałej miejskiej sagi. Nie dość, że sama gra okazała się nie do końca udaną kontynuatorką wielkich tradycji, to w dodatku wszyscy pamiętają olbrzymie kłopoty z połączeniem się z serwerami, co w praktyce uniemożliwiało jakąkolwiek rozgrywkę. Rozpętała się olbrzymia afera, dziesiątki portali branżowych pytało: „po co stosować DRM, skoro się tego nie potrafi?”, a studio Maxis bezradnie rozkładało ręce i tłumaczyło, że nie spodziewało się aż takiej popularności. Jeśli do tej pory nie wiedzieliście, jak koncertowo przerodzić swój sukces w porażkę, to twórcy SimCity przedstawiają Wam prostą i skuteczną receptę.
Mógłbym jeszcze napisać o premierze GTA V, o serii tytułów startowych na poszczególne konsole, o odejściu Johna Carmacka z id Software, o zamknięciu kilku zasłużonych studiów deweloperskich, ale skoro o tym nie wspomniałem, to konkluzja nasuwa się jedna – to był ciekawy rok, pełen wielkich sukcesów i nie mniej spektakularnych porażek. Pozostaje sobie tylko życzyć, bym o kolejnym mógł powiedzieć to samo.