Dziesięciolecie Dooma
Wydawałoby się, że jest to dzień jak każdy inny. Ale to właśnie dokładnie dziesięć lat temu, 10 grudnia 1993 roku, w piątkowy wieczór, Jay Wilbur wprowadził pierwszą, shareware'ową wersję Doom'a na serwer FTP Uniwersytetu Parkside w Winconsin.
Wydawałoby się, że jest to dzień jak każdy inny. Ale to właśnie dokładnie dziesięć lat temu, 10 grudnia 1993 roku, w piątkowy wieczór, Jay Wilbur wprowadził pierwszą, shareware'ową wersję Doom'a na serwer FTP Uniwersytetu Parkside w Winconsin.
Serwer miał ograniczoną ilość użytkowników, zaledwie 125 osób. Pierwsze próby połączenia zakończyły się fiaskiem, Jay nie mógł się nawet zalogować. Spróbował więc odwołać się do sumienia właścicieli kont, którzy co do jednego okupowali IRC'owy kanał uniwersytetu. „Słuchajcie ” - powiedział Wilbur – „Jest mi przykro, ale musimy Was wszystkich wykopać z serwera, inaczej nigdy nie będziemy w stanie tego załadować ". Trzydzieści minut później, „Doom ” był już dostępny. Tysiące graczy odwiedziło stronę i spowodowało przeciążenie serwera. Nadeszła nowa era.
„Dooma” pokochali wszyscy. Oficjalnie sprzedano 601.773 kopii gry, ilość pirackich wersji trudno policzyć, ale z pewnością opiewała na kilka milionów. Gra, korzystająca z najlepszych wzorców, zaczerpniętych z filmów „Aliens” i „Evil Dead”, powalała na kolana szybką akcją i nieskrępowaną chęcią mordu, była także faktycznym prekursorem nowego gatunku, zwanego dzisiaj „First Person Shooter”.
Ze względu na ładunek przemocy, „Doom” stał się postrachem rodziców. W ciągu dziesięciu lat napisano kilkaset książek, podań i raportów o destrukcyjnym wpływie gry na młodzież. Najsłynniejszym określeniem popisał się amerykański pułkownik David Grossman, który skomentował produkt id Software, jako „symulator zbiorowego morderstwa”. Kontrowersyjny, aczkolwiek elitarny miesięcznik PC Gamer, w rankingu dziesięciu najbardziej kontrowersyjnych gier ostatnich lat, wymienił „Dooma” na pierwszym miejscu. Nie da się ukryć, że to przysporzyło tytułowi tylko popularności. „Doom” ukazał się na wszystkie ważniejsze platformy sprzętowe, nie wyłączając Game Boy Advance i PocketPC.
„Doom” to także prekursor „moddingu”. Otwarta architektura i łatwość w uruchamianiu dodatków domowej roboty pozwoliła przetrwać grze długie lata. Ilość nakładek jest wręcz zatrważająca. Szacuje się, że w przeciągu kilku lat powstało ponad milion dodatkowych plansz, czym „Doom” zasłużył sobie na miejsce w Księdze Rekordów Guinessa. Do dzisiaj istnieje olbrzymia społeczność graczy, która nie mając chyba nic lepszego roboty, komponuje tonę oprogramowania dostosowującego klasyk do obecnych standardów...
Mimo dziesięciu długich lat, „Doom” ciągle ma się dobrze. W podtrzymywaniu kultu z pewnością pomoże trzecia część gry, którą od dawna przygotowuje id Software. I choć ze starego teamu pozostał tylko John Carmack, możemy być pewni, że będzie to kolejna rewolucja. „We are all doomed” - mawiano w zamierzchłych latach dziewięćdziesiątych. Mogę się założyć o każde pieniądze, że za kolejne dziesięć lat, ten prosty frazes nie zostanie zapomniany...