CS 2 dał mi 3 powody, bym wrócił do gry, która mnie zmęczyła
Counter Strike 2 istnieje i dożycie do jego premiery nagle nie wydaje się niemożliwe. Wspomnień czar i nadziei garść - wątpliwości niestwierdzone. To będzie bezrefleksyjny powrót do gry, którą kocham i której nienawidzę.
Tak, jestem na tyle młody, by dobrze pamiętać czasy, kiedy w gronie hermetycznego, nieco wulgarnego, ale kumpelsko zgranego PLZ Teamu próbowałem wybić się z diabelskiego srebra w piekielnych czeluściach CSGO. Były to lata beztroskie, ale i intensywne. Ponad 300 godzin fartownych headshotów, koślawo rzucanych granatów oraz bezczelnie nadużywanego friendly fire’a i głosowego czatu. Niczego nie żałuję, dzięki temu jestem, jaki jestem, ale e-sportowej kariery robić nie zamierzałem, a grą w końcu się znudziłem, bo zabrakło czasu swojego i innych, by spotykać się na wieczorne partie i co chwilę ustalać, w którym to miejscu i sekundzie rundy należy podsadzić kolegę na murek nieopodal spawna przy de_dust2.
Żyłem więc Counter-Strikiem jako melodią minionej na zawsze przyszłości, wracającej sporadycznie w efemerycznych wspomnieniach. Aż tu nagle Valve rzuciło „fleszem” prosto w moją twarz, bez większego ostrzeżenia, i choć plotki na dzielni i forach się pojawiały, a i sam pashaBiceps ostatnio wspominał o nadchodzących planach Gabe’a Newella i spółki, tak oślepiony i zszokowany zostałem równie skutecznie. CS 2 stał się rzeczywistością. Najpierw jako zapowiedź, latem jako gra/aktualizacja/iteracja, cokolwiek. Wspomnienia wróciły raz jeszcze i nie chcą ulecieć. A to, co widzę w trailerach Counter-Strike’a 2, mówi mi jedno: „Karol, zrushujesz B w swoim życiu jeszcze nie raz i nie dwa. Bo masz ku temu TRZY powody”.
1. Pieprzone granaty dymne
Tak, wiem, osobie z CS-em niezaznajomionej może się to wydawać absurdalne, ale to nie przypadek, że Valve zaczęło promować nowego Counter-Strike’a właśnie tzw. „smoke’ami”. Tych od zawsze nienawidziłem, bo nie umiałem grać nimi i przeciw nim. Nie potrafiłem wyuczyć się pozycji, kąta rzutu, momentu skoku i tak dalej. Teraz jednak rewolucja w używaniu granatów dymnych zmieni diametralnie grę od strony taktycznej i uczyni ją milszą wszystkim manualnym fajtłapom.
Gaz będzie rozpylany zgodnie z geometrią otoczenia (koniec wizualnych bugów), strzelanie przez dym ułatwi na moment, punktowo, widoczność przez niego, a eksplozja granatu „ziemnego” w epicentrum rozpylenia się smoke’a całkowicie zniweluje jego efekt. Kontra prosta i skuteczna. Dla mnie – wymarzona. Dla „prosów”, zapewne zalążek nowych koncepcji drużynowych.
2. Odbicia, które spalą mój komputer
Po CS 2 nikt raczej nie oczekuje graficznych wodotrysków. Zły adres, zła seria, zły zawór. Ale, ale... nie ma też co bawić się w usilne postarzanie odświeżonej gry, trzeba w końcu wykorzystać możliwości silnika Source 2. Valve przekonało mnie paroma ujęciami nowiusieńkiego Overpassa i Azteca, że nie były konieczne fundamentalne zmiany na poziomie assetów i efektów środowiskowych. Wystarczyło dodać ładne odbicia, podkręcić oświetlenie, dopieścić tu i tam teksturki i nagle wszystkie mapy wydają się nieco bardziej żyjące, a mniej surowe i ponure, nawet jeśli, takie jest moje odczucie, odrobinę przejaskrawione.
W czasach ray tracingów, DLSS-ów i innych takich całość może prezentować się archaicznie i zabawnie, ale starzy wyjadacze owe drobnostki docenią. A ci jeszcze starsi i e-sportowo usposobieni, nie oszukujmy się, i tak zagrają ze zmodyfikowanymi celownikami w rozdzielczości 800x600. Liczy się każda milisekunda, pamiętajcie!
3. Obietnica rozwoju
Do CS-a, i to nie tylko na poletku turniejowym, w końcu wróci życie! Może przesadzam, może gra miała się dobrze, ale CS 2 sprawi, że rzucą się na nią miliony (w tym ja i paru moich „dinozaurzych” znajomków); i wiem to na sto procent – wystarczy spojrzeć na hiperentuzjastyczny internetowy odzew po trzech krótkich filmikach Valve. A i na GOL-u rozpętała się aktualnie niemała burza związana z tą zapowiedzią.
Powrót graczy do produktu oznacza też, mam taką nadzieję, obfite i kreatywne wspieranie gry w ciągu paru miesięcy po premierze (nieco mniej intensywne, ale nadal znaczące w kontekście wielu lat – to akurat pewne). Dobrze więc będzie choć na chwilę nacieszyć się tym, co dostarczało tylu skrajnych emocji tak, wydaje się, niedawno. Bo wiecie co? Ten hucznie zapowiadany w kontekście gier rok 2023 jakoś powoli się rozpędza, ale lato może przynieść tymczasowy exodus z zakładów pracy. „Pobaldurzymy”, na dokładkę wespniemy się na kosmiczne góry imienia Todda Howarda, a pomiędzy sesjami RPG będziemy rozważnie rozgrywać rundy ekonomiczne z glockiem i kevlarem. Choć to P90 za nieco ponad dwa kafle tak kusi...