Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość gry 14 marca 2013, 14:21

autor: Łukasz Szliselman

Call of Duty psuje graczy – twierdzi twórca Red Orchestra 2

Zastanawialiście się kiedyś, co poszło nie tak w ewolucji FPS-ów? Dlaczego rynek zalewa nas masą podobnych, do bólu uproszczonych strzelanin? John Gibson, prezes studia Tripwire (Red Orchestra 2) – zna odpowiedź. Winne jest Call of Duty.

Sekret Call of Duty? Sprawić, by największy noob poczuł się jak pro

Nie ma co ukrywać, Call of Duty jest najlepiej sprzedającą się marką pierwszoosobowych strzelanin wszech czasów. Od kilku lat każda kolejna odsłona cyklu bije rekordy popularności, mimo niewielkich zmian w rozgrywce. Czy tego chcemy, czy nie, sukces serii zapoczątkowanej przez studio Infinity Ward ma ogromny wpływ na kształt większości dzisiejszych FPS-ów. Co o stanie gatunku pierwszoosobowych strzelanin myśli John Gibson, prezes studia Tripwire, odpowiedzialnego m.in. za Red Orchestra 2?

W rozmowie z wysłannikiem serwisu PC Gamer, Gibson przyznał, że cieszy go powrót do jednoosobowych, nieliniowych strzelanin RPG, w stylu Deus Ex, czy Fallout. Z drugiej strony martwi go stan wieloosobowych FPS-ów pokroju Call of Duty.

Dobija mnie obecny stan strzelanin wieloosobowych. Sądzę, że (…) Call of Duty zepsuło niemal całą generację miłośników FPS-ów.

Na poparcie tych słów Gibson opowiedział o swoim doświadczeniu z grupą znajomych fanów Call of Duty. Tworząc tryb akcji do Red Orchestra 2 chciał sprawdzić, czy będą się oni dobrze bawili w czymś, co łączy casualowość CoD-a, ze stylem rozgrywki znanym z RO2. Dlatego poczuł się zdołowany, gdy okazało się, że kręcili oni nosem na wszystko, co odróżniało się od ich ulubionej gry. Słysząc narzekania na najróżniejsze aspekty rozgrywki – takie jak nieco słabsza moc broni, czy fakt, że postać nie rozpoczyna sprintu na pełnym gazie, ale musi się najpierw rozpędzić – doszedł do wniosku, że gracze przyzwyczajeni do mechaniki Call of Duty, nigdy nie będą zadowoleni z czegokolwiek innego.

Nie ma quick scope'ów? Ta gra ssie!

Zarzuty Gibsona co do produkcji ze stajni firmy Activision ciągną się dalej. Twierdzi on, że Call of Duty przesadnie niweluje różnicę w umiejętnościach graczy dodając do rywalizacji mnóstwo przypadkowości. Jest to wynikiem umieszczania w grach broni z ogromnym polem rażenia, których obsługa nie wymaga żadnej wprawy, losowego respawnu oraz całej masy urządzeń bojowych, które robią brudną robotę za gracza. Z tego powodu nieco bardziej realistyczne produkcje, pokroju Red Orchestra 2, są odrzucane przez graczy, którzy nie mogą się odnaleźć w rzeczywistości, gdzie nie są w stanie bez większego problemu zdominować innych za pierwszym posiedzeniem. Według Gibsona sekret Call of Duty tkwi w tym, że pozwala ono nawet słabym graczom poczuć słodki smak zwycięstwa.

Gibson ubolewa, że w ten sposób gry nigdy nie osiągną odpowiedniej głębi. Jego zdaniem strzelaniny powinny wywoływać u graczy napięcie i strach przed śmiercią. Bez tego, jak mówi, „zwycięstwo jest płytkie”. Pomocne w osiągnięciu takiego efektu byłoby zmuszenie grającego do podejmowania ryzyka, do położenia na szali czegoś znacznie cenniejszego niż kilku sekund straconych w oczekiwaniu na odrodzenie. Osiągnięcie sukcesu poprzez własne umiejętności, zamiast karmienia się zwycięstwem podawanym przez dewelopera na tacy.

Czy i Wam również brakuje podobnych doznań w multiplayerowych FPS-ach? Czy Waszym zdaniem Gibson ma trochę racji, czy może jego zarzuty są niczym innym jak manifestacją zazdrości?