autor: Bartosz Świątek
CA broni żeńskich generałów w Total War: Rome II; “możecie je zmodować, albo nie grać”
W odpowiedzi na oburzenie fanów związane z dodaniem do gry niezbyt zgodnych z historią żeńskich generałów, Ella McConnel – menadżer społeczności Creative Assembly – odparła, że gracze mogą wykorzystać mody albo nie grać.
Total War: Rome II doczekało się w ostatnich miesiącach licznych usprawnień i poprawek mających udoskonalić mechanikę i balans rozgrywki. Niestety, nie wszystkie z nich spotkały się z akceptacją ze strony fanów. Szczególne kontrowersje wzbudził pomysł umożliwienia graczom rekrutowania… żeńskich generałów. Jak zwracają uwagę niektórzy z nich, rozwiązanie to jest kompletnie niezgodne z historią. Menadżer społeczności Creative Assembly Ella McConnel zareagowała na te zarzuty w dość charakterystyczny sposób.
Jak już wcześniej zostało powiedziane: gry Total War są historycznie autentyczne, ale nie historycznie dokładne – jeśli kobiece jednostki denerwują cię tak bardzo, możesz je zmodować lub po prostu nie grać – napisała McConnel w jednym z licznych wątków dotyczących tej sprawy na platformie Steam.
Rzeczywiście, mod zmieniający omawiany element gry już powstał i nosi nad wyraz sugestywną nazwę. Jego twórca, Oatman, tłumaczy, że zadał sobie trud sprawdzenia, jakie było prawdopodobieństwo napotkania kobiecego generała w każdej z historycznych kultur reprezentowanych w grze i odpowiedniego dostosowania wartości procentowych.
Ten mod powstał po badaniach nad częstotliwością z jaką kobiety dzierżyły władzę w starożytności. Ten mod nie ma na celu umniejszania kobiet, ale próbuje historycznie umieścić je w ich roli społecznej w omawianym czasie. Żeńscy generałowie w wielu frakcjach nie występują, a w roli polityków kobiety pojawiają się niezwykle rzadko. Niewiele jest znanych przypadków kobiet prowadzących armie i tylko kilka przykładów kobiet mających władzę polityczną (zwykle przez małżeństwo) – czytamy w opisie moda.
Sytuacja, a w szczególności odpowiedź studia CA, do złudzenia przypomina kontrowersje, które parę miesięcy temu wybuchły wokół Battlefielda V – a konkretniej obecnego w tej grze, niezbyt realistycznego (przynajmniej zdaniem niektórych) podejścia do drugiej wojny światowej, widocznego m.in. w sposobie ukazywania kobiecych postaci (a także innych elementów świata – np. sztucznych kończyn, ras czy w ogóle atmosfery konfliktu jako takiej). Patrick Söderlund z EA (obecnie już w tej firmie nie pracujący) oskarżył wówczas graczy o bycie niedoedukowanymi i oznajmił, że mogą pogodzić się z wizją DICE, albo nie kupować gry. Dziś wiemy już, którą opcję wybrali – słabych pre-orderów Battlefielda V nie można oczywiście sprowadzić wyłącznie do tej sprawy, ale wypowiedź byłego dyrektora kreatywnego EA niewątpliwie nie odbiła się najlepiej na wizerunku gry.
Czy podobnie będzie w przypadku Creative Assembly? Firma jest w o tyle komfortowej sytuacji, że Total War: Rome II miał swoją premierę przeszło 5 lat temu – ktokolwiek miał ten tytuł kupić, zapewne już to zrobił. Z drugiej strony, sprawy tego typu mają to do siebie, że przylegają do twórców niczym mucha do… miodu. Oby nie okazało się, że gracze przypomną sobie o tym motywowanym ideologią zachęcaniu ludzi do niegrania w stworzoną przez dewelopera produkcję w dniu premiery jego nowej gry. Warto też odnotować, że to już kolejna po aferze z Red Shell sytuacja, w której nazwa Creative Assembly pojawia się w negatywnym kontekście.