Akcja, Reakcja - Dokąd zmierzasz, Sony?
Kolejne decyzje i działania firmy Sony wywołują jedynie uśmieszek politowania na twarzach jej przeciwników. Jaki jest cel japońskiego giganta? Co chce on osiągnąć? Dlaczego obrano tak dziwną, odmienną strategię działania?
Wstępnie wydawało nam się, że założenia tego działu są bardzo proste. Ostatnimi czasy pojawiało się tyle kontrowersyjnych, bluźnierczych niemal kwestii, że nie w sposób było usiedzieć spokojnie na swoich czterech literach i przyglądać rozwijającej się sytuacji. Okazało się jednak, że sezon ogórkowy, tak często dotykający naszą branżę w okresie wakacyjnym, rozpoczął się kilka tygodni wcześniej niż zakładano. Traktujecie to jako wymówkę? A pewnie – możecie. Tyle, że co powiecie na to, że mimo wszystko mamy o czym pisać? No właśnie ;-).
W roli głównej występuje ponownie szefostwo giganta gałęzi konsolowej, mianowicie Sony. Dokładniej rzecz ujmując – nasz kochany Phil Harrison i nie mniej lubiany mistrz Ken Kutaragi. Cóż takiego zrobili ci dwaj panowie? To co zwykle, a raczej to, co robią nam i przede wszystkim sobie od dobrych dwóch miesięcy. Strzelili bowiem kolejnego samobója (klimat mistrzostw świata trzeba utrzymywać w dzisiejszych czasach wszędzie, nawet w ubikacji i w felietonach związanych z przemysłem gier video). Zanim jednak przejdę do ostatniej wypowiedzi pierwszego z wymienionych krasomówców, chciałbym przytoczyć kilka faktów i stwierdzeń już historycznych. No to jedziemy.
Ken Kutaragi
„Riiiiiiidgeeeee Raaaaaaceeeeeer!!!” – kultowa już reakcja Kaza Hiraia, prowadzącego konferencje Sony na tegorocznych targach E3 nie jest tu jednak głównym bohaterem. Zwyczajnie musiałem ją tu przemycić. Mimo wszystko pierwsza większa, zauważona przez światowe media i społeczność graczy wpadka szefostwa Sony miała miejsce właśnie w trakcie owej konferencji. Cena. Wielka i górująca nad wszystkim. $600 za pełnowartościową wersje PS3 zrobiło ogromne wrażenie na niemal wszystkich osobach związanych z grami. Płaszcz ochronny, którym Ken Kutaragi otoczył całą tę sytuacje nie zdołał uciszyć głosów sprzeciwu. Ba, stały się one jeszcze głośniejsze. Po dziś dzień wielu fanów i miłośników konsol japońskiego producenta m.in. sprzętu RTV nie jest w stanie uwierzyć w tę liczbę. Ktoś kiedyś powiedział – Sony przydałby się ktoś od dobrego PRu. Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni. Całą sytuację można skomentować jedynie przy użyciu języka sędziego Ivanowa – czerwona kartka!
Kolejnym, według mnie (ale i nie tylko), błędem była szaleńcza wypowiedź Phila Harrisona, potwierdzona w późniejszych czasie przez Kutaragiego, określająca PS3 mianem komputera. Własnie temu tematowi poświęcony został mój pierwszy felieton. Użytkowników chcących zapoznać się z jego treścią, jak i z całą otoczką owej sprawy, zachęcem do skierowania swych kroków tutaj. Pozwólcie, że się powtórzę – czerwona kartka!
Phil Harrison
Następne błędne decyzje pojawiały się już całkiem niedawno, bo zaledwie przed kilkoma dniami. Pierwsza związana jest bardziej z softwarem, aniżeli z hardwarem, jednakże poziom kontrowersji osiągnął pułap porównywalny z wcześniej poruszonymi sytuacjami. Otóż, związana była z utratą tymczasowej wyłączności dla PS3 na nową grę z serii Grand Theft Auto. Jej utrata sama w sobie nie jest jeszcze straszna, lecz już komentarz Sony tak. Pozwólcie, że zacytuje słowa Jacka Trettona, przedstawiciela Sony: Nie sądzę, aby w jakiś sposób pogorszyło to naszą sytuację. Cóż, przypomnę tylko, że poprzednie gry wchodzące w skład GTA sprzedawały się na konsoli PS2 w co najmniej kilkumilionowych nakładach i w ogromnym stopniu przyczyniały się do zwiększonego popytu na poprzednika PS3. Jeżeli jeden z najważniejszych pracowników Sony nie zauważa tej prostej analogii, a robi to szary redaktor polskiego serwisu growego (oraz setki, jeśli nie tysiące normalnych graczy), to coś tu nie gra. Czy można to działanie nazwać próbą marginalizacji całego zdarzenia? Owszem. Niestety strasznie nieudolną. Czerwona kartka!
Tym samym dotarliśmy do momentu, w którym chciałbym zaprezentować Wam ostatni wybryk Phila Harrisona, zapowiedziany jeszcze na początku tego felietonu. Dotyczy on przykładu wykorzystania możliwości, jakie niesie za sobą zainstalowanie w konsoli dysku twardego. Przykład straszny, iście szatański. Mając jednak na względzie poprzednie pomysły opisanych już panów – niezbyt zaskakujący. Postaram się go w całości zacytować. Tak, aby w próbie opisu nie popełnić jakiegoś błędu. Wyobraźcie sobie, że najnowsza część serii Gran Turismo trafia rynek oferując jedynie jeden samochód (!) i jedną trasę (!!). Następnie, mając dostęp do naszych serwisów online, możecie uzyskać wejściówkę do bazy pojazdów, która rozrasta się poprzez dodawanie do niej każdego dnia nowych samochodów. Przeglądając ją, natraficie na odpowiadający waszym preferencjom pojazd i powiecie: „Ten wydaje się być ok. Ściągne go i będę nim grać”. Być może nasz plan biznesowy pozwolić ci używać go przez dzień (!!!). Być może zezwoli na posiadanie go przez cały czas. Najważniejsze jest jednak to, że masz go na swoim dysku twardym. W podobny sposób można rozprowadzać nowe trasy, utwory muzyczne, całe gry.
Nie trzeba być geniuszem, by wyczuć w tym pomyśle chęć zarobienia dodatkowych pieniędzy. Nie można oczywiście traktować tejże wypowiedzi w sposób jak najbardziej poważny, lecz już sam fakt, że została ona nam przekazana zakrawa na potępienie. Bo chyba nie uznamy jednogłośnie, że tego typu działanie mogłoby zostać z wielką radością przyjęte przez rzeszę dotychczasowych fanów konsol Sony. Osobiście nie jestem w stanie zrozumieć co też panowie z wymienionej wyżej firmy pragną osiągnąć. Być może są to działania wynikające z nasilającej się paniki związanej z coraz bardziej przemyślanymi i, przede wszystkim, trafionymi działaniami Microsoftu? Zapowiedź sporej, świątecznej obniżki (według niektórych źródeł nawet 50-100 dolarów!), nieźle skonstruowany plan wydawniczy – to wszystko rzutuje na poczynania Sony. Czwarta czerwona kartka!
Grunt usuwa się spod nóg japońskiego giganta. Ratunku szukają już niemal wszędzie. Poszczególne decyzje przynoszą jednak więcej szkód niż pożytku. Nie zmienia się tylko jedno – o Sony ciągle się rozmawia, dyskutuje. Poszczególni szefowie niemal każdego dnia są cytowani przez największe światowe media związane z przemysłem gier video. Być może taka jest strategia. Kutaragi i Harrison musza jednak wiedzieć, że raz nadwyrężone zaufanie bardzo ciężko odbudować. Jest to niemal niemożliwe.