AgreGOLmat (6 - 12 grudnia 2008)
Syndrom dziadka polega na ciągłym narzekaniu na młode pokolenie. Jakie to ono niewychowane, pozbawione jedynie słusznych wartości moralnych, prawdziwych zainteresowań i wszystkiego tego, co dziadek uważał za warte uwagi sześćdziesiąt lat wcześniej. Jak wszyscy doskonale wiemy, pamięć lubi płatać figle.
Syndrom dziadka polega na ciągłym narzekaniu na młode pokolenie. Jakie to ono niewychowane, pozbawione jedynie słusznych wartości moralnych, prawdziwych zainteresowań i wszystkiego tego, co dziadek uważał za warte uwagi sześćdziesiąt lat wcześniej. Jak wszyscy doskonale wiemy, pamięć lubi płatać figle. Trudno więc podejrzewać naszego bohatera o to, aby świadomie pominął fakt, że kiedyś znajdował się dokładnie w tej samej sytuacji i gwizdał na wszystko i wszystkich dookoła. Analogiczne zachowują się stetryczali gracze, którzy na licznych listach dyskusyjnych i forach wspominają, jak to drzewiej bywało. A dzisiaj? Kicz, kapucha i odgrzewane kotlety.
Będąc z natury niepokornym i lubiącym stawać okoniem wobec każdej grupy nacisku, pozwolę sobie się nie zgodzić i stwierdzić, że jeszcze nigdy dzięki grom nie bawiłem się tak dobrze jak w tym roku. Co prawda to poprzedni rok, 2007 miał być według wielu dziennikarzy tym naj naj, ale w gruncie rzeczy okazał się tylko przedbiegiem do tego, co zaserwowali nam producenci teraz. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, aż boję się pomyśleć, co będzie się działo przed przyszłymi świętami Bożego Narodzenia. Ale ad rem.
Choć to jeszcze nie ostatni weekend grudnia i być może na wszelkie podsumowania mijającego roku jest jeszcze za wcześnie, to jednak tak naprawdę w ciagu tych ostatnich tygodni nic ciekawego już się raczej nie wydarzy. Gry, które miały przykuć uwagę naszą i naszych portfeli już ukazały się na rynku, a maruderzy uderzą dopiero w połowie stycznia i tym samym być może pojawią się w podobnym zestawieniu dopiero a rok. Poniżej pozwolę sobie więc na prywatny ranking najlepszych gier, z którymi miałem w tym roku przyjemność obcować. Kolejność wymieniania nie ma żadnego znaczenia.
Grand Theft Auto IV - Przyznam, że wcześniej nie lubiłem tej serii i jej zupełnie nie rozumiałem. Nie widziałem kompletnie nic interesującego w "bujaniu się" po mieście z kijem bejsbolowym w ręku i uzi pod pachą. Krótka styczność z Vice City w momencie premiery gry na PlayStation 2 całkowicie mnie zniechęciła i próby przekonania się do fenomenu serii w chwili debiutu San Andreas już nie podjąłem. Do czwórki też podchodziłem jak do jeża i tak naprawdę chyba na miesiąc przed premierą "marketoidom" udało się w końcu dopaść i mnie. Za co im jestem niezmiernie wdzięczny, co przyznaję niejako z olbrzymią niechęcią. GTA IV powaliło mnie przede wszystkim za sprawą prawdziwego, oddychającego miasta i było nie było, postacią głównego bohatera, znacznie bliższego naszej kulturze niż makaroniarze z Vice City czy ziomalskie towarzystwo w części następnej. Dość powiedzieć, że zdecydowałem się również na zakup wersji PC tylko po to, aby skończyć grę jeszcze raz, ale póki co, choć być może nieco bogatsza w szczegóły, okazuje się ona nieporozumieniem.
Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots - Podobno Hideo Kojima w tej grze zrealizował jedynie jedną dziesiątą tego co zamierzał. Mam nadzieję, że nikt nie dał nabrać się na ten PiaRowy bełkot, który jeżeli chwilę się zastanowić, samemu Snake'owi mógł przynieść więcej złego niż dobrego. Na całe szczęście saga ma jeszcze dość fanów na całym świecie, którzy chcieliby choć przez chwilę wcielić się w najsłynniejszego wirtualnego palacza. Mnie Kojima zaczarował rozmachem przedsięwzięcia, kilkoma niezłymi pomysłami (jak choćby misja, w której pędzimy wąskimi uliczkami na motocyklu) i, oczywista oczywistość, genialnymi cut-scenkami. Nie spodziewałem się również, że ekipie uda się zmusić PlayStation 3 do generowania tak znakomitej oprawy graficznej. Wcześniejsze prezentacje i filmiki sugerowały raczej, że będzie szaro-buro i nijako.
Stalker: Clear Sky - Cień Czarnobyla sobie odpuściłem. Nie lubię gier, które do poprawnego działania wymagają półrocznego okresu przejściowego. Czyli oczekiwania na to, co każdy producent winien zapewnić swojemu towarowi w dniu sprzedaży - stabilności i w miarę bezbłędnego działania. A jak wiadomo, dziś takie wartości są już passe. O, i przy okazji ujawnił sie mój syndrom dziadka. Tak czy siak, liczyłem na to, że w przypadku prequela Ukraińcom uda się uniknąć podobnej wpadki. I grę zamówiłem jeszcze przed premierą. To błąd, który Czyste Niebo musiało przez długi czas odpokutować leżąc samotnie pod stertą papierów. Aż do dnia, kiedy już w miarę swobodnie mogłem oddać się szukaniu artefaktów i przemierzaniu Zony. W klimat wpadłem jak do głębokiej studni. Okazało się, że rezygnacja z zabawy w poprzednią część wyszła na dobre, bowiem absolutnie każdy zakręt i każdy kamyk był dla mnie nowością. Parafrazując słowa piosenki Pet Shop Boys: „Go east, where the skies are blue.”
Too Human – na premierę czekaliśmy ponad dziesięć lat. Okazało się, że i dziesięć kolejnych nie zrobiłoby z tej gry arcydzieła. Uwielbiane wprost przeze mnie studio Silicon Knights pokpiło sprawę i ostatecznie przygody cybernetycznego boga Baldura w oczach wielu krytyków okazały się co najwyżej średnie. Osobiście wystawiłem grze ocenę 69%, co jednak zupełnie nie przeszkodziło mi się przy niej znakomicie bawić. Prasa i portale sieciowe przyzwyczaiły graczy do tego, że aby tytuł stał się godny uwagi, powinien otrzymać ocenę w okolicach dziewiątki, co jest zupełną bzdurą. Tytuł, który otrzyma „szósteczkę” jest właściwie spalony i generalnie pies z kulawą nogą nie zwróci na niego uwagi. Bardzo to smutne i gdyby to ode mnie zależało, zupełnie zniósłbym oceny gier. Wartość każdej gry powinna wynikać z tekstu recenzji, a nie abstrakcyjnej notki na końcu.
Za tydzień ciąg dalszy…
Celem AgreGOLmatu jest przede wszystkim przypomnienie wszystkich tekstów, jakie w minionym tygodniu ukazały się w serwisie Gry-Online, wobec czego najwyższa pora wywiązać się z obowiązku.
Zacznijmy od związanego z premierą pecetowego GTA IV tekstu Żyć i umrzeć w Liberty City, autorstwa Shinobixa. Polecam go szczególnie osobom zafascynowanym samym miastem i jego tajemnicami. Mazzi przygotował dla Was recenzję Mortal Kombat vs DC Universe, zaś Hed zapowiedź drugiej części Ojca Chrzestnego, który będzie miał trudny orzech do zgryzienia w postaci szykującej się również premiery Mafii 2. Fani dobrych erpegów, być może pamiętający jeszcze trylogię Realms of Arkania, powinni zajrzeć do recenzji Drakensang Karolusa. Wszystkie te gry korzystają z mechaniki i świata niemieckiego systemu Das Schwarze Auge, który jest naprawdę miłą odmianą od wszechobecnego D&D. Mnie osobiście urzekły krasnoludzkie kapelusze.
World of Goo, czyli twórcze rozwinięcie popularnego Pontifexa zwrócił nie tylko naszą uwagę, ale ponoć i piratów, którzy, jeśli wierzyć słowom producentów, masowo zabrali się za ściąganie gry z torrentów. Jakiś czas temu ratunek dla gatunku przygodówek upatrywałem w A Vampyre Story. Czy słusznie, dowiecie się z recenzji U.V. Impalera. Jeżeli zaś chodzi o mizerię gatunku, to daleko też nie trzeba szukać – Stranger musiał pomęczyć się z CSI: NY.
W związku z piętnastą rocznicą ukazania się pierwszej części Dooma, Thorwalian przygotował świetny tekst przybliżający nam fenomen serii. Myślę, że nie będzie nadużyciem życzenie od nas wszystkich solenizantowi stu lat. Byle w szczęściu i pomyślności.
Seria NBA w chwale powróciła na pecety, a autorzy Alpha Protocol zapatrzyli się na trzech panów J.B. Misz-masz RPG i akcji spod znaku Jamesa Bonda, Jacka Bauera i Jasona Bourne’a przedstawia się nad wyraz interesująco, co tylko potwierdza Soleil Noir opisując pierwsze ważenia z gry. Czy Just Cause 2 ma szansę zostać lepsze od poprzednika dowiemy się zaś z tekstu Jikera.
W minionym tygodniu serwis Gry-Online przygotował również specjalnie dla swoich czytelników aż pięć poradników:
- The Hardy Boys: The Hidden Left
- Bully: Scholarship Edition
- Dusk-12: Strefa Śmierci
- CSI: NY
- Grand Theft Auto IV w wersji PC