AgreGOLmat (20 - 26 grudnia 2008)
Przed dwoma tygodniami rozpocząłem krótki i jak najbardziej subiektywny przegląd najlepszych gier mijającego roku. W przyszłym tygodniu dokończymy zabawę i wyciągniemy z szafy szklaną kulę, aby sprawdzić, na co też warto czekać w nadchodzącym roku krowy. A według wszelkiego prawdopodobieństwa, trafi nam się dojny i wyjątkowo tłuściutki egzemplarz bydlęcia.
Przed dwoma tygodniami rozpocząłem krótki i jak najbardziej subiektywny przegląd najlepszych gier mijającego roku. W przyszłym tygodniu dokończymy zabawę i wyciągniemy z szafy szklaną kulę, aby sprawdzić, na co też warto czekać w nadchodzącym roku krowy. A według wszelkiego prawdopodobieństwa, trafi nam się dojny i wyjątkowo tłuściutki egzemplarz bydlęcia.
Fable II - Peter Molyneux po raz pierwszy od dość długiego czasu przełamał złą passę niespełnionych obietnic i dla odmiany nic specjalnego nie obiecywał. W rezultacie Fable II okazał się być grą ponadprzeciętną, znakomicie przemyślaną, a co najważniejsze, niesamowicie wciągającą. Wszelkie zarzuty mówiące o tym, że gra okazała się być przerośniętymi Simsami i polega głównie na przebierankach, urządzaniu domków i tym podobnych duperelach zbywam machnięciem ręki. Zupełnie nie zgadzam się, że Fable II jest produktem uproszczonym i przeznaczonym dla niedzielnych graczy. Jest to gra skierowana do wszystkich, którzy chcą się po prostu dobrze bawić. Walka za pomocą jednego przycisku pada sprawdza się i wcale nie polega tylko na bezmyślnym waleniu weń, jak to ma miejsce w kilku innych, dość mocno reklamowanych tytułach. Całkowicie niespotykany, jeżeli chodzi o gry video, jest design i tak zwany klimat, który jako żywo przypomina powieści Charlesa Dickensa. Ekipie Lionhead pod płaszczykiem prostoty udało się przemycić do produktu rozrywkowego kilka ważkich kwestii. Czasem podano je wprost, czasem dwuznacznie, nieraz trzeba się troszkę natrudzić, aby do nich dotrzeć.
Gears of War 2 – to pełnoprawny sequel czy tylko dodatek, który zamiast dwójki obok tytułu powinien mieć raczej dopisane 1,5? O ile na samym początku zabawy, kiedy walczymy z szarańczą w szpitalu, faktycznie można mieć jeszcze jakieś wątpliwości, to wraz z kolejnymi minutami wszystkie wątpliwości można zostawić za drzwiami. Zgodnie z zapowiedziami Clifforda Bleszinskiego, nowe „girsy” są większe, lepsze i jeszcze mocniej kopiące w tylną część ciała niż poprzednik. Zmieniła się skala starć, w których kilkakrotnie korzystamy z różnych środków transportu. Kto grał w jedynkę powinien pamiętać przejażdżkę transporterem i podróż wagonikami w kopalni. Teraz są wielkie platformy, brumak, czołg, a nawet latające stwory, na których grzbiecie latamy w misji przypominającej serię Panzer Dragoon. O ile pierwsza część była jednostajną sieką, o tyle dwójka nadal tą sieką jest, ale teraz jakby nieco bardziej finezyjną. Każdy poziom jest inny i każdy obfituje w nieco inne atrakcje. Jedyne, do czego można się przyczepić, to nieco za niski poziom trudności zabawy.
LittleBigPlanet – jeżeli miałbym określić, jakiego gatunku najbardziej brakuje mi na konsolach obecnej generacji, to na pierwszym miejscu wymieniłbym dwuwymiarowe platformówki. Niegdyś gatunek dominujący w elektronicznej rozrywce. Jeszcze za czasów świetności Amigi i takich tytułów jak niezapomniany Superfrog (dlaczego do tej pory nikt nie odważył się zrobić jakiegoś remaku, który trafiłby do XBLA czy PSN?), w momencie zachłyśnięcia się grafiką trójwymiarową i wypuszczeniem na świat pierwszego PlayStation, odszedł do lamusa. Platformówki podzieliły los klasycznych przygodówek point and click i praktycznie zostały zapomniane. Tylko od czasu do czasu gdzieś tam przewijało się kilka lepszych tytułów w rodzaju Earthworm Jim czy Jazz Jack Rabbit (nota bene autorstwa Cliffy’egoB, czyli tego samego gościa, któremu zawdzięczamy Gears of War). LittleBigPlanet przypomniał mi te stare dobre czasy, choć jest jednocześnie czymś całkowicie nowym i stanowi kolejny szczebelek w drabinie ewolucyjnej. Szkoda tylko, że amatorów na tego typu rozrywkę jest jakby troszkę zbyt mało, bo z tego, co do nas dociera, gra nie sprzedaje się najlepiej.
Viking: Battle for Asgard – dla mnie totalne zaskoczenie, właściwie gra znikąd. Owszem, coś tam słyszałem, że powstaje, ale raczej mało mnie to interesowało. Mając w pamięci nieudanego Spartan: Total Warrior byłem zdania, że co jak co, ale Creative Assembly powinno się raczej skupić na swojej sztandarowej serii, czyli Total War. Viking okazał się być jednak kawałkiem bardzo dobrego softu, który wyrósł chyba bardziej na gruncie chęci dobrej zabawy kilku programistów, niż z premedytacją przygotowywanym hicie. Którym zresztą gra wcale nie jest, co wcale nie przeszkodziło, abym się bawił jak mało kiedy. Prosta, powtarzalna rozgrywka w dość urokliwym świecie trzech wysepek, ze smokami i złymi mocami w tle. Pamiętam, że już przy pierwszym posiedzeniu przyszło mi na myśl, że jeżeli kiedyś Wiedźmin trafi na konsole, to chciałbym, aby był on właśnie tak jak ta gra. W moim prywatnym rankingu ten tytuł to największe pozytywne zaskoczenie roku.
Tak oto wygląda prywatny i całkowicie subiektywny ranking najlepszych gier, jakie udało mi się w tym roku kończyć z nieukrywaną przyjemnością. Na pewno brakuje w nim kilku innych ważnych dla mnie tytułów. Lista wyglądałaby być może inaczej, gdybym zdążył zagrać we wszystko, co leży i czeka na półce na lepsze czasy. Są to m.in. Dead Space, Red Alert 3, Fallout 3, Drakensang i LEGO Batman. Kiedyś zapewne wszystkie je skończę, ale czy będzie na to czas w zalewie przyszłorocznych nowości? Sprawdzimy za tydzień.
A co mijający tydzień przyniósł czytelnikom GOL-a? W związku ze świąteczną przerwą w serwisie pojawiło się być może nieco mniej materiałów niż zwykle, ale jak zawsze były one niezmiernie ciekawe i wciągające.
Zainteresowanym polecam zapoznać się przede wszystkim z zapowiedziami konsolowego Wiedźmina i kolejnej części przygód Nathana Drake’a w Uncharted 2: Among Thieves. Wszystkie poznane dotychczas informacje na temat Powrotu Białego Wilka zebrał dla Was Del, zaś w podróż śladami Marco Polo udał się U.V. Impaler.
O tym czy szykuje się poważna konkurencja handheldom dowiecie się z tekstu iPod Touch – prawie konsola do gier autorstwa Fulko de Lorche. Osobiście zapraszam do recenzji Rise of the Argonauts i niezwykle ciekawej polemiki, jaka wytworzyła się pod nią w licznych komentarzach.
Ponadto jak zwykle Gry-Online przygotowało garść kilku poradników: