Graliśmy w morskiego War Thundera – małe statki, wielkie emocje
Wielkimi krokami nadchodzi chwila, w której War Thunder stanie się pełnowymiarowym symulatorem pola bitwy. Po samolotach i czołgach, studio Gaijin rozpoczęło bowiem dodawanie do gry statków. Na Gamescomie 2016 chwyciliśmy za stery!
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- realistyczny model zniszczeń;
- nastawienie na zgodność z historią, a więc…
- tylko małe okręty (kanonierki, torpedowce etc.);
- wielkimi statkami może sterować SI;
- efektowna i realistyczna oprawa graficzna;
- wczesny dostęp do testów jeszcze w tym roku;
- otwarte beta testy w 2017 roku.
Rywalizacja War Thundera z World of Tanks jest niczym spór: kawa czy herbata. W ciągu wielu lat zmagań dwie najpopularniejsze czołgowo-samolotowe gry sieciowe miały swoje wzloty i upadki. W liczbach bezwzględnych na czele oczywiście jest „Świat czołgów”. Z kolei War Thunder od zawsze prowadził pod względem oprawy graficznej i realizmu – w końcu za grą stoją twórcy niezłych symulatorów lotniczych, z zamierzchłych czasów, zanim ten gatunek umarł. Dzisiaj różnice między tymi produkcjami widać jeszcze wyraźniej. Wargaming podchodząc do tematu samolotów czy statków przygotował oddzielne produkcje. Gaijin wprowadza zaś kolejne rodzaje sił zbrojnych do swojej właściwej produkcji, która w zamyśle stać ma się kompleksowym symulatorem pola bitwy – na jednej mapie rywalizować będą gracze w czołgach, samolotach i statkach. Dzisiaj War Thunder znalazł się o krok bliżej tego celu – zapowiedziano wprowadzenie bitew morskich, a na targach Gamescom 2016 mieliśmy możliwość przetestować ten pachnący morskim powietrzem tryb. Trzeba przyznać, że czujemy się w równym stopniu zaskoczeni co zaintrygowani.
Realizm ponad wszystko
Zanim twórcy z rosyjskiego studnia Gaijin pozwolili nam spróbować swoich sił w morskich pojedynkach, zaprezentowali krótkie wprowadzenie. Zazwyczaj takie wstępy sprowadzają się do chwalenia statystykami lub w samych superlatywach zapowiadają nowe opcje, ale tym razem było inaczej. Widać, że Rosjanom zależy na dokładnym wyjaśnieniu, czemu w ich nowym trybie nie będziemy mogli pokierować wielkimi okrętami w stylu „Bismarcka” czy „Yamato” – i trzeba przyznać, że te tłumaczenia są całkiem spójne.
Deweloperzy z Gaijin podchodzą do swojej gry z realistycznym zacięciem – nie znajdziemy w War Thunderze pasków życia, gdyż aby zniszczyć wroga nie trzeba zbić „hapeków” do zera, a po prostu uszkodzić go w sposób eliminujący z dalszej walki. Tryb symulacyjny w przypadku samolotów wymaga wręcz odpowiedniego sprzętu (najlepiej joysticka), gdyż na myszce po prostu źle się steruje. Prezentując takie podejście, twórcy nie mogli pozwoli sobie na kompromisy, które w swojej morskiej grze wprowadził Wargaming. Przypomnijmy, że w World of Warships znacząco przyspieszono okręty, którymi dowodzimy – w praktyce były znaczenie wolniejsze. Zbliżono je także znaczenie do siebie, gdyż w realiach historycznych statki tego typu walczyły nawet i z odległości kilkunastu kilometrów – a więc prawie się nie widząc. Najważniejsze jest jednak to, że bitwy morskie w rzeczywistości trwały po prosty okropnie długo – nawet słynne starcie Hooda z Bismarkiem, zakończone po jednej celnej salwie, trwało niemal godzinę. W tej sytuacji twórcy War Thundera po wielu testach i naradach podęli decyzję, że pozwolą graczom dowodzić tylko niewielkimi okrętami – mającymi góra kilkadziesiąt osób załogi, ale za to znacznie szybszymi i walczącymi na znacznie mniejszym dystansie. Twórcy nie wykluczają, że wielkie statki się pojawią, ale będą zapewne sterowane przez sztuczną inteligencję.