autor: Luc
Testowaliśmy Fortnite – nową, darmową grę od twórców Gears of War i Unreal
Długo czekaliśmy na kolejne wieści dotyczące gry Fortnite, nowej produkcji firmy Epic Games. Darmowa strzelanka została zaprezentowana na tegorocznym Gamescomie i to od razu w grywalnej formie. Jak wrażenia? Sprawdźcie sami!
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kiedy blisko trzy lata temu środowisko graczy obiegła informacja o tym, że Epic Games pracuje nad nowym tytułem, ekscytacji nie było końca. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że już niedługo ponownie złapiemy za karabin z piłą łańcuchową i w kolejnej odsłonie Gears of War uratujemy świat przed złem. Szybko jednak wyszło na jaw, iż chodzi o całkowicie nową markę. Fortnite, tak bowiem postanowiono grę nazwać, miało być absolutnym przeciwieństwem przygód Marcusa Fenixa. Mroczne klimaty ustępowały lekko bajkowej grafice, w miejsce wciągającej kampanii pojawiała się klasyczna kooperacja, zaś całość zmian przypieczętowała decyzja dotycząca oparcia gry o model free-to-play. Choć w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy wieści o tym tytule wypływały bardzo rzadko, twórcy nareszcie zdecydowali pokazać światu odrobinę więcej ze swojego powstającego dzieła. Na zamkniętym pokazie mieliśmy okazję przekonać się, jak Epic Games odnalazło się w nowym dla siebie gatunku.
- Gra oparta o model free-to-play;
- Rozgrywka łącząca zbieranie surowców, budowanie fortyfikacji oraz walkę;
- Widok z perspektywy TPP;
- Trzy klasy do wyboru;
- Kooperacyjna kampania oraz tryb PvP;
- Gra oparta o silnik Unreal Engine 4.
Kampania, z której fragmentem udało się nam zapoznać, skupia się na stosunkowo prostym, aczkolwiek wciągającym motywie – powstrzymaniu inwazji demonów i nieumarłych. W tym celu, wraz pozostałymi graczami, wcieliliśmy się w drużynę czterech śmiałków i ruszyliśmy ku pierwszej przygodzie. Całość kooperacyjnej kampanii opiera się o dwie osobne płaszczyzny – ogólną mapę regionów, na której decydujemy o kierunku podróży oraz bezpośrednią walkę. O ile ta pierwsza prezentuje się dosyć standardowo, o tyle w przypadku przeniesienia się na obszar konkretnej misji dosyć szybko zauważamy kilka interesujących rozwiązań i nowości.
Naszą batalię rozpoczęliśmy od... zbierania surowców. Przydatne materiały mogliśmy znaleźć praktycznie wszędzie. W Fortnite każdy element na mapie, który wystaje ponad powierzchnię ziemi, jest potencjalnym źródłem zasobów. Przy pomocy prostego kilofa możemy zutylizować zarówno stojącą nieopodal ciężarówkę, jak i znajdujące się obok drzewo czy kamienną ścianę. Cały proces, urozmaicony drobną minigierką, daje wprawdzie sporo satysfakcji, jednak pozyskiwanie poszczególnych części ma o wiele bardziej praktyczny wymiar. Dzięki zdobytym surowcom odblokowujemy możliwość konstruowania tytułowych fortów, a także całej masy innych przedmiotów – od karabinów, przez lecznicze zioła, aż po pułapki. Wraz z postępem rozgrywki zdobywamy nowe schematy, a to z kolei pozwala na tworzenie coraz to bardziej zaawansowanych wariacji.
Choć początkowo twórcy planowali wprowadzić czasowe rozgraniczenie poszczególnych faz rozgrywki, ostatecznie decyzję o rozpoczęciu walki oddali w ręce graczy. Mimo tego, że w ciągu dnia wciąż mogą nas zaatakować drobne grupy przeciwników, ich większe oddziały natrą na nas dopiero w chwili, w której własnoręcznie aktywujemy fazę obrony budowli.
Gdy uznaliśmy, że mamy już wystarczająco dużo kamieni, cegieł, drewna i całej reszty, skierowaliśmy się ku migającemu w oddali punktowi. Przed aktywacją złowieszczo wyglądającego urządzenia, nasza drużyna poświęciła dobrych kilka minut na wzniesienie okazałych umocnień. Podobnie jak w przypadku zbierania surowców, także i tutaj nie spotkamy żadnych ograniczeń – możemy wznieść dowolne konstrukcje (o ile nie łamią zbyt mocno praw fizyki) i obstawić je dowolną liczbą zróżnicowanych pułapek. Cały system jest mocno intuicyjny i nawet gracze z zerową architektoniczną wiedzą bez problemu powinni poradzić sobie ze zbudowaniem potężnego fortu. Im bardziej okazały i skomplikowany – tym lepiej. Punkt, którego bronimy ma bowiem ograniczoną wytrzymałość i dla powodzenia misji lepiej wszystkich przeciwników trzymać od niego z daleka.
O tym, czy fort spełni swoją obronną funkcję, mieliśmy okazję przekonać się chwilę później. Po włączeniu specjalnej maszyny, do naszych pozycji zaczęli z wolna zbliżać się przeciwnicy. Na wzór klasycznych gier tower defense, także i w Fortnite każda kolejna fala charakteryzowała się nie tylko coraz większą liczbą stworów, ale i ich coraz potężniejszymi odmianami. Szczęśliwie, rozpoczynając tę fazę rozgrywki nie musimy stać z boku – oprócz solidnych fortyfikacji, możemy liczyć także na własne umiejętności oraz siłę ognia. Każda z postaci ma możliwość aktywnego uczestniczenia w walce przy pomocy stworzonych wcześniej broni. W gruncie rzeczy sam model walki jest podobny do tego, który znamy z Gears of War – choć brakuje systemu osłon, cała reszta wygląda bardzo znajomo. Wyraźne podobieństwa można zaobserwować nawet w sposobie poruszania się niektórych postaci.