autor: Luc
Graliśmy w Far Cry 4! – z pomocą tygrysa testujemy dwie misje strzelankowego sandboksa - Strona 2
Zbliżający się wielkimi krokami Far Cry 4 ma nadzieję powtórzyć ogromny sukces poprzednika. Testowaliśmy dwie misje, żeby sprawdzić dokąd zmierza ta sandboksowa strzelanina.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Far Cry 4 - strzelankowy sandboks niemal bez granic
Po tropikalnych upałach z Far Cry 3 przyszła pora na potężne oziębienie. Podczas trwającego Gamescomu udało mi się rozegrać dwie przykładowe misje na jednym z zamkniętych pokazów Ubisoftu i sprawdzić, jak blisko definicji szaleństwa tym razem znaleźli się twórcy.
Pierwsze ze zadań, które przede mną postawiono rozgrywa się naturalnie w samym sercu Himalajów. Potężna wichura, nieustające opady śniegu, mnóstwo białego puchu naokoło, a na dokładkę nasz główny cel w postaci jednego z poruczników samego Pagana Mina – warunki wręcz doskonałe do obeznania się z podstawami mechaniki gry. Po kilku chwilach wstępnych testów, potrzebnych na wyczucie trzymanego kontrolera, uznaję, że jestem gotowy stawić czoła wszystkiemu, co twórcy przygotowali w prezentowanym demie. Nie zastanawiając się długo, rzucam się ze szczytu jednej z gór wprost w przepaść pode mną i w imponująco wyglądającym locie oraz przy pomocy specjalnego kombinezonu pokonuję w błyskawicznym tempie odległość dzielącą mnie od głównej bazy przeciwnika. Prawdziwa rozgrywka rozpoczyna się dopiero po miękkim lądowaniu i przycupnięciu za pobliską skałą.
Przy pomocy niezawodnego aparatu, szybko lokalizuję położenie swojego celu i po kilku minutach poświęconych na zwiedzanie zimowego krajobrazu, ruszam w końcu w kierunku charakterystycznej żółtej plamki na moim radarze. Jak można było się spodziewać, droga prowadząca do jego kryjówki jest zawiła i usiana patrolami czujnych żołnierzy. O tym, jak bardzo czujni potrafią być, przekonuję się już podczas pierwszych minut rozgrywki – pomimo solennego postanowienia o dojściu jak najdalej tylko się da bez wzbudzania jakiejkolwiek uwagi, już pierwszy ze strażników bez problemu wypatruje mnie ze sporej odległości. Zacinający nieustannie śnieg oraz biały kamuflaż okazują się niestety niewystarczające, aby ukryć moją obecność, jednak zamiast rozpaczać, postanawiam po prostu przetestować, jak funkcjonuje w Far Cry 4 element walki. Ta okazuje się wyjątkowo wymagająca – mimo całkiem rozbudowanego, dostępnego ekwipunku, żołnierze Pagana Mina stanowią spore wyzwanie nie tylko wykonując mnóstwo uników, ale także wzajemnie informując się o mojej obecności i stosując wspólną taktykę. Szybko otoczony przez ich dobrze zorganizowany oddział, ginę w zaledwie kilkanaście sekund od rozpoczęcia walki.
W drugim podejściu zamiast czystego zakradania się postanawiam skoncentrować się na cichym eliminowaniu kolejnych posterunków. Posługując się poręczną kuszą i pozostając w bezpiecznej odległości, zdejmuję po kolei strażników, nieustannie zbliżając do wyznaczonego punktu. Kiedy ostatecznie docieram do celu, krótka walka z osobistymi ochroniarzami wystarcza, aby stanąć oko w oko w samym porucznikiem. Wytyczne misji zakładają nie tylko jego zabójstwo, ale także specyficzne warunki w jakich miało się ono odbyć. Pierwszy z nich to zabicie przy pomocy noża, zaś drugi wymagał ode mnie zrobienia zdjęcia zwłokom, które wyślemy do Pagana Mina w ramach wymownego ostrzeżenia. W chwilę po udanej akcji ponownie robię użytek z mojego specjalnego kombinezonu – lot jest tym razem zdecydowanie dłuższy, a przy okazji przekonuję się o potędze przyrody, mijając spadające lawiny oraz kilka osypujących się skał. W momencie, w którym doleciałem do wskazanego punktu, misja niestety dobiega końca.