Battleborn - Gearbox krzyżuje League of Legends z Borderlands - Strona 3
Gearbox Software zgotowało nam zaskoczenie, zapowiadając Battleborn – swoistą krzyżówkę sieciowego FPS-a z MOB-ą z komiksową oprawą graficzną. Gra wywołała małą burzę, dzieląc społeczność graczy, więc warto przyjrzeć się bliżej temu projektowi.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Battleborn – niezła strzelanka, zły marketing
- nową grą doświadczonego studia Gearbox Software;
- swoistą hybrydą sieciowego FPS-a i gry typu MOBA;
- połączeniem rywalizacyjnego multiplayera dla dwóch 5-osobowych drużyn z fabularną kampanią kooperacyjną;
- lekką opowieścią o walce o ostatnią świecącą gwiazdę we wszechświecie;
- galerią 20 grywalnych indywiduów, wyrwanych z najrozmaitszych bajek;
- kolejnym projektem w pogodnej, cel-shadingowej stylistyce.
O tym, że studio Gearbox Software odkłada na dalszy plan Borderlands 3, bo dłubie przy jakichś tajemniczych projektach, było wiadomo już od dawna. Tego, że dostaniemy FPS-a, co bardziej obeznani z dorobkiem ekipy Randy’ego Pitchforda też się spodziewali. Jednak tego, że strzelanina – zatytułowana Battleborn – wplecie do modelu rozgrywki rozwiązania jako żywo wyjęte z gatunku MOBA, nie mógł przewidzieć chyba nikt. I chociaż chłopaki z Teksasu wzbraniają się rękami i nogami przed określaniem przynależności ich dzieła przy użyciu wspomnianego akronimu, wieści o hybrydzie shooteraz z wieloosobowymi bitwami na arenie poszły w świat. Społeczność graczy podzieliła się na dwa obozy – tych, którzy na sam dźwięk słów League of Legends szykują się do egzorcyzmów, i tych, którym eksperymenty nie przeszkadzają. Ale czy konflikt ma w ogóle jakieś racjonalne podstawy? Czy FPS może być MOB-ą? Czy Dota 2 z widokiem FPP nadal byłaby MOB-ą? Spróbujmy poszukać odpowiedzi na te metafizyczne pytania, przyglądając się bliżej nowemu dziełu Gearbox Software.
MOBA MOB-ie… FPS-em?
Więc co takiego „mobowatego” jest w Battleborn? Nie sposób udzielić pełnej i rzetelnej odpowiedzi na tak postawione pytanie, jako że w tej chwili znana jest nam w szczegółach zaledwie jedna z części składowych gry – rywalizacyjny tryb sieciowy o nazwie Incursion. Tu natomiast wpływ League of Legends jest całkiem wyraźny. W zabawie biorą udział dwie pięcioosobowe drużyny, składające się ze zróżnicowanych bohaterów. Akcja toczy się na wydłużonej arenie, której odległe końce zajmują bazy obu zespołów, oddzielone kilkoma ścieżkami – prostym i szerokim środkowym pasem oraz sporą liczbą wykręconych bocznych ścieżek. Oprócz herosów w batalii biorą udział roboty kierowane przez sztuczną inteligencję, za jedyny cel istnienia mające podążanie do siedziby nieprzyjaciela i szturmowanie jej „wież” – tę rolę pełnią tutaj olbrzymie pająkowate roboty, eksterminujące intruzów rakietami, laserami i innymi środkami zagłady. Sednem zabawy jest przebicie się przez obronę oponenta i zdewastowanie jego bazy.
Czyż nie brzmi to jak rasowa MOBA? Jest jednak jeden poważny szkopuł – jak wspomniano, te wszystkie elementy zostały przedstawione w formie pierwszoosobowej strzelanki. Walka, sterowanie, bezpośrednie uczestnictwo w wydarzeniach i sposób ich postrzegania – w ogólnych założeniach nie różni się to niczym od tego, co oferuje Team Fortress 2 czy Titanfall, i prawie w niczym nie przypomina doświadczeń z pozycji pokroju Dota 2. Zatem kto skreśla nowe dzieło Gearbox Software już na starcie z powodu jawnych inspiracji, może powinien przemyśleć raz jeszcze, czy aby się nie pospieszył. A jeśli ktoś martwi się, bo utożsamia pojęcie „MOBA” z modelem free-to-play i mniej lub bardziej inwazyjnymi mikropłatnościami, może porzucić strach. Firma 2K Games wydaje omawiany tytuł w tradycyjnej, komercyjnej formie, a deweloper będzie go rozwijał poprzez dodatki DLC. Choć czy to rzeczywiście dobrze, pozostawiam wam do oceny.