autor: Luc
Tom Clancy's Rainbow Six: Siege - popularna seria szturmem wraca do gry
Od ostatnich akcji, w których na czele elitarnej jednostki RAINBOW odbijaliśmy przetrzymywanych zakładników, minęło już dobrych kilka lat. Czy nowa odsłona, tworzona przez Ubisoft Montreal, ma szansę przywrócić dawny blask taktycznym strzelaninom?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Tom Clancy's Rainbow Six: Siege - Counter-Strike na sterydach
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- taktyczna strzelanina kładąca nacisk na drużynową współpracę;
- zaawansowany model zniszczeń otoczenia;
- rywalizacja w rozbudowanym trybie multiplayer;
- standardowa kampania dla jednego gracza
- tryb kooperacji;
- rozgrywka składająca się z dwóch faz – planowania oraz wykonania;
- produkt przygotowywany od początku z myślą o nowej generacji konsol.
W czasach, w których dynamizm rozgrywki oraz maksymalnie uproszczone zasady stanowią główne czynniki decydujące o sukcesie większości FPS-ów, decyzję o położeniu nacisku na skrupulatne planowanie kolejnych ruchów można śmiało nazwać szaleństwem. Choć jeszcze kilka lat temu opracowywanie szczegółowej taktyki nikogo nie dziwiło, dziś mało kto znajduje na to czas i ochotę. Być może właśnie dlatego Ubisoft ostatecznie zdecydował się porzucić doskonale rokujący, oldskulowy Rainbow Six: Patriots i zaczął tworzyć coś zdecydowanie bardziej „współczesnego”. Efekty ich starań obejrzymy w nadchodzącym Siege, mocno stawiającym na błyskawiczną akcję, ale jednocześnie nawiązującym jednak do taktycznego ducha swoich wielkich poprzedników. Czy w ten sposób seria na nowo podbije serca fanów?
Bez drużyny ani rusz
Z ujawnionych do tej pory informacji wiemy, iż gra zaoferuje nam przede wszystkim trzy podstawowe tryby – tradycyjną kampanię, kooperację oraz multiplayer. W odróżnieniu od poprzednich odsłon w Siege to właśnie wokół tego ostatniego skupiać ma się większość rozgrywki, twórcy zapewniają jednak, iż pozostałe dwa wciąż będą oferować rozrywkę na najwyższym poziomie. Szczegółów dotyczących podłoża fabularnego wciąż nie zdradzono. Możemy być jednak pewni, iż po dwóch częściach rozgrywających się na terenie tętniącego życiem Las Vegas wrócimy ponownie do nieco spokojniejszych lokacji, a całość opierać ma się na infiltrowaniu mniejszych budynków i kompleksów.
Większość czasu w nowym Rainbow Six spędzimy jednak nie na kontrolowaniu i planowaniu posunięć naszego zespołu w trybie dla pojedynczego gracza, lecz na sieciowych potyczkach. Choć multiplayer nie jest w serii żadnym novum, po raz pierwszy tak wyraźnie stał się podstawą całej rozgrywki. O tym, czy jest to właściwe posunięcie, zapewne dowiemy się dopiero w dniu premiery, trzeba jednak przyznać, iż sam koncept wygląda bardzo interesująco. Twórcy bez wdawania się w detale przyznali, iż do naszej dyspozycji trafi łącznie kilka trybów, z czego większość opierać będzie się na zasadach klasycznego, drużynowego deathmatchu z ewentualnymi modyfikacjami.
Ten, który do tej pory najmocniej eksponowano, polega na starciach dwóch pięcioosobowych drużyn – terrorystów (lub też jak woli nazywać ich Ubisoft – obrońców) oraz anty-terrorystów (atakujących), które próbują nie tylko wzajemnie się wyeliminować, ale i jednocześnie przejąć zakładnika. Sama rozgrywka składać ma się z dwóch głównych faz – przygotowania oraz egzekucji strategii. W pierwszej, jedna ze stron przygotowuje zajmowany budynek do obrony – rozstawia miny, barykaduje drzwi, okna oraz decyduje o umieszczeniu w danym miejscu swojej ofiary. W tym samym czasie ich przeciwnicy, przy pomocy dronów oraz specjalnych kamer próbują rozgryźć obserwowany plan oraz podejmują decyzję o tym, jak rozegrać całą misję, aby odnieść sukces.