autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy Next Car Game - godnego następcę serii FlatOut - Strona 2
Oto Next Car Game, następca FlatOutów, jeden z tegorocznych kandydatów do miana najlepszej gry wyścigowej. Rynek na chwilę odetchnie od kolejnego Need for Speed, więc może... teraz Finlandia!
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Fińskie Bugbear Entertainment zyskało status fachowców od wyścigów dzięki niesamowitej serii FlatOut. Totalna rozwałka samochodowa przeszła już do klasyki, ale firma z Krainy Tysiąca Jezior nie zamierza spocząć na laurach. Od premiery ostatniej części tworzonej przez “hodowców reniferów’ (nie licząc przygotowanego na handhelda Sony Head On), zatytułowanej Apokalipsa, minęło już co prawda siedem lat, ale szykuje się godny następca. Next Car Game od kilku miesięcy dostępne jest w ramach wczesnego dostępu na Steamie, pora więc przyjrzeć się temu, co w chwili obecnej wersja pre-alfa oferuje.
Menu główne gry od razu nasuwa skojarzenia z produkcjami typu free-to-play. Póki co dostępny jest tylko garaż, w którym znajdują się trzy różne wozy reprezentujące dwie różne klasy, ale doskonale widoczne są nieaktywne okienka prowadzące do Rynku, Badań oraz opcji społecznościowych. Tego typu zabawa, jaką oferowały kolejne FlatOuty i teraz NCG najlepiej właśnie sprawdza się w trybie wieloosobowym i wygląda na to, że właśnie w tym kierunku zmierzają Finowie. Same auta możemy tuningować, korzystając z kilkunastu różnych części. Dostępna jest zmiana hamulców, typu opon, silnika czy przekładni. Poza tym każdy z wozów posiada pięć predefiniowanych malowań. W przyszłości odniesione w czasie wyścigów zniszczenia zapewne będzie można reperować za zdobytą gotówkę, ale na tę chwilę również ta opcja jest wyłączona. Podobnie zresztą jak możliwość sprzedaży samochodu.
W wersji pre-alfa przygotowano kilka trybów zabawy, dosyć dobrze obrazujących to, z czym będziemy mieli do czynienia w pełniaku. Przynajmniej, jeśli chodzi o samotną rywalizację z komputerem. Najbardziej chaotyczne są derby, czyli kwintesencja totalnej rozwałki. Maksymalnie dwadzieścia cztery wozy rozbijają się bez pardonu, wokół latają kawałki blach, wszystko przysłonione jest dymem z płonących wraków. Liczy się przede wszystkim przeżycie tego ryczącego silnikami piekła, ale również wypatrywanie, którego z rywali warto staranować, zaliczając takedown. O ile te zmagania odbywają się na dużej arenie, można sobie od czasu do czasu pozwolić na chwilę wytchnienia i chroniąc auto w którymś z rogów odczekać na odpowiednią chwilę do ataku. Taka taktyka niespecjalnie sprawdza się w małych lokacjach, gdzie niemal każdy metr powierzchni zajmują powykręcane blachy ledwo trzymające się ramy auta. Niezależnie czy mamy do czynienia z asfaltową nawierzchnią czy z błotem, liczy się przede wszystkim łut szczęścia.
Przyznam jednak, że taka zabawa, pomimo wysokiego pierwiastka intensywności, nie wywołała u mnie specjalnego zachwytu. Może dlatego, że nigdy nie pałałem przesadną chęcią do tego typu zawodów. Nie wątpię, że derby znajdą wielu amatorów, ale moim zdaniem to tylko wstęp do głównej treści gry. Pokazówka możliwości silnika ROMU napędzającego Next Car Game. Zaledwie przedsmak, bo głównym daniem są po prostu wyścigi.