Cztery godziny z Watch Dogs - testujemy głównego pretendenta do tytułu gry roku
Po zagraniu w Watch_Dogs możemy stwierdzić jedno: nowa produkcja Ubisoftu raczej nie zrewolucjonizuje branży gier, ale miłośnikom sandboksów dostarczy ogrom frajdy i wiele godzin zabawy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Watch Dogs - Ubisoft ma już swoje GTA
Artykuł powstał na bazie wersji PS4.
Nowy produkt Ubisoftu o nazwie Watch_Dogs jest już na ostatniej prostej i za niespełna pięć tygodni dotrze wreszcie do mety. Nie był to dla francuskiego koncernu bieg łatwy, bo też po drodze nie obyło się bez drobnych potknięć, jak choćby nieoczekiwanego przełożenia daty premiery gry. Tym razem jednak o żadnym opóźnieniu nie będzie mowy. Po czterech godzinach spędzonych na zwiedzaniu futurystycznego Chicago, wykonywaniu szeregu misji fabularnych i hakowaniu wszystkiego, co się dało, możemy stwierdzić, że Watch_Dogs wygląda w tym momencie na produkcję, którą wystarczy już tylko zapakować w pudełka i wysłać do sklepów – choć twórcy z pewnością wykorzystają pozostały do premiery miesiąc na szlifowanie wszelkich znalezionych niedociągnięć.
Kilkugodzinna sesja zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie, czemu obecnie damy wyraz. Zacznijmy od miasta, bo Chicago to w Watch_Dogs bohater równie ważny, co Aiden Pearce. Chociaż jego obszar do monstrualnych nie należy, trudno nie docenić ogromu możliwości, jakie dają nam poszczególne zaułki i skrzyżowania. Obiektów, do których możemy się dostać przy pomocy smartfona głównego bohatera, jest mnóstwo – od skrzynek elektrycznych przez sygnalizację świetlną aż po kamery, których liczebność zawstydziłaby orwellowski Londyn z Roku 1984. Zabawa z mieszaniem w różnych aspektach działania ctOS (Centralnego Systemu Operacyjnego) jest naprawdę przyjemna, nawet jeśli nie daje nam wymiernych korzyści. Ostatecznie gdzie indziej możecie jednym kliknięciem wywołać opóźnienie pociągu, wyłączyć prąd w najbliższej okolicy czy zaprogramować przydrożny billboard tak, by wyświetlał pojedyncze słowa z powieści Stephena Kinga?
Od pewnego czasu w temacie Watch_Dogs coraz częściej pojawiała się fikcyjna organizacja hakerska Dedsec, której członkom także niezbyt podoba się powolna transformacja ich rodzinnego miasta w podręcznikowy przykład antyutopii. Ilość informacji jej poświęconych i osobna edycja kolekcjonerska sugerowała, że to wątek wyjątkowo ważny dla fabuły. W rzeczywistości Aiden nie będzie mógł wstąpić w szeregi tego tajemniczego zrzeszenia, a z jego pomocy skorzysta głównie w celu namierzenia telefonów czy odblokowania dostępu do budynków.
Jednak największe wrażenie spośród wszystkich możliwości ctOS robi potężna baza danych na temat mieszkańców miasta. Prywatność? W Watch_Dogs to słowo już dawno stało się anachronizmem. Wystarczy wyjąć smartfona, uruchomić aplikację Profiler i delektować się eksponowaniem sekretów mijających nas przechodniów. Przy pomocy tej opcji odkryjemy nie tylko nazwisko czy wiek każdej napotkanej osoby: poznamy też jej roczny przychód (zhakowanie czyjegoś konta bankowego działa tutaj znacznie szybciej niż stanie w kolejce po kredyt) oraz krótki opis, zawierający zawód lub jakąś cechę charakterystyczną. I przez „cechę charakterystyczną” nie mam na myśli znamienia na prawej stopie czy blizny na podudziu. Nie, ctOS potrafi wyciągnąć na wierzch naprawdę ciekawe informacje: brudną przeszłość, zaburzenia umysłowe czy niecodzienne preferencje seksualne. Szkoda tylko, że niewiele możemy zazwyczaj ze zdobytą wiedzą zrobić: w większości przypadków interakcja z mieszkańcami miasta ogranicza się do poznania ich sekretów czy wykradnięcia pieniędzy z prywatnego konta.