autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Castlevania: Lords of Shadow 2 - różnorodność i rozmach w ostatniej przygodzie Gabriela Belmonta - Strona 2
Castlevania: Lords of Shadow 2 zaskakuje na każdym kroku – różnorodnością, rozmachem i wykonaniem. Graliśmy w czterogodzinne demo i chcemy jak najszybciej wrócić do roli Drakuli.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Castlevania: Lords of Shadow 2 - zmarnowany potencjał
Castlevania: Lords of Shadow była rzadkim przypadkiem dobrej gry stworzonej przez zachodniego producenta na zlecenie japońskiego wydawcy. Taka kooperacja przyniosła mizerne skutki już kilkukrotnie, chociażby w przypadku niedawnego Lost Planet 3. Hiszpańskie studio MercurySteam odniosło sukces, bo stworzyło współczesną interpretację klasycznej platformówki – zupełnie inną od słynnych pierwowzorów, ale jednak mającą pewne cechy wspólne. Nie chodziło nawet o rozgrywkę, fabułę czy liczne nawiązania. Mnie osobiście urzekł klimat – określiłbym go mianem „magicznego” i przywołał królującego obecnie w kinach Hobbita. Ucieszyłem się, kiedy potwierdzono prace nad kontynuacją, chociaż nie miałem pewności, czy to osiągnięcie uda się powtórzyć.
W grudniu 2013 roku miałem okazję testować grę Castlevania: Lords of Shadow 2 przez jakieś cztery godziny i wstępnie mogę powiedzieć dwie rzeczy: podczas zabawy kilkukrotnie łapałem się za głowę, a po zakończeniu sesji demonstracyjnej czułem ogromny niedosyt. Wyjaśnienie mojego zachowania znajdziecie w poniższym tekście, gdzie spróbuję opisać natłok wrażeń i odczuć, jakie budzi we mnie nowa przygoda Gabriela Belmonta. O bogactwie Lords of Shadow 2 świadczy chociażby to, że na pokazach gier z opcją przetestowania ich zwykle nie robię zbyt wiele notatek.
Drakula niczym Tony Soprano
Lords of Shadow 2 kontynuuje historię Gabriela Belmonta, który w zakończeniu części pierwszej… No właśnie, mówienie o kontynuacji wymaga użycia paru spojlerów, o których często zapominam ostrzegać. Trudno jednak mówić o grze bez wyjaśnienia paru rzeczy. Otóż Gabriel wygrał batalię ze złem tylko w części – sam bowiem stał się tytułowym lordem ciemności, czyli Drakulą. Opętany poczuciem beznadziei sprawował krwawe rządy przez lata i w końcu stracił wszelką wolę życia. Zamknął się w sarkofagu w katedrze, pragnąc już tylko śmierci. Po setkach lat nawiedza go Zobek, dawny towarzysz, który przynosi złe wieści. Szatan gromadzi armię i zamierza utrzeć nosa ludzkości – Drakuli w pierwszej kolejności. W zamian za pomoc Zobek obiecuje nietypową przysługę – uwolnienie Gabriela spod klątwy nieśmiertelności. Jak widać, motywacja bohatera uległa drastycznej zmianie względem pierwszej części, a nie jest to jedyna nowość w toku całej opowieści.
Mam wrażenie, że o ile pierwsza odsłona Lords of Shadow była grą o utracie nadziei, tak druga będzie opowiadała o powrocie z mroku i odkupieniu. Zresztą zapytałem o to producenta Lords of Shadow 2. Chcemy pokazać bohatera, który z pewnych powodów podjął złe decyzje, wierząc, że postępuje słusznie. Na wielu płaszczyznach to bohater podobny do Tony’ego Soprano – jest złym gościem, ale chcemy, żebyś go lubił – wyjaśnił David Cox. Deweloper dodaje, że bohater o złożonej osobowości jest potrzebny, bo przy tak długiej grze – mówimy o 20-30 godzinach rozgrywki – trzeba zainteresować odbiorcę. Zamiast dwuwymiarowej karykatury ze sztucznymi zębami dostaniemy więc skomplikowaną kreację i historię prawdziwie tragiczną. To dotyczy także innych postaci, które wzorem „jedynki” nadal intrygują już samym wyglądem.