autor: Łukasz Znojek
Testujemy wersję beta gry Starbound, czyli kosmiczną Terrarię - Strona 3
Beta długo oczekiwanej gry Starbound, okazała się całkowitym sukcesem - przynajmniej w kwestii zainteresowania. Testujemy produkt i sprawdzamy czy ten szum jest uzasadniony.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Starbound – debiutancki produkt studia Chucklefish – można określić mianem wydarzenia. Minął zaledwie tydzień od udostępnienia wczesnej wersji gry na Steamie, a już udało się jej zadomowić na pierwszym miejscu bestsellerów, a także wskoczyć na drugą pozycję najczęściej ogrywanych tytułów. Panie i Panowie, oto kolejny fenomen, który – zakładając, że wszystko pójdzie dobrze – będzie mógł śmiało konkurować z Minecraftem i Terrarią.
Po wybraniu rasy i zdefiniowaniu jej wyglądu trafiamy na statek stanowiący nasze małe przenośne centrum dowodzenia. Zgodnie z sugestią skromnego samouczka sięgamy do luku po szczątkowy ekwipunek i ruszamy na spotkanie z nieznaną planetą. Już po kilkunastu minutach uderza nas ogrom świata, który możemy zwiedzać. Chociaż na początku nasze zasoby są ograniczone – uświadamiamy sobie, że jeśli tylko chcemy – mamy szansę stworzyć na tym globie całe miasta, a w przyszłości – nawet je zasiedlić! Jedyną przeszkodą (pomijając przejmujące zimno w wyższych partiach atmosfery) jest nasza wyobraźnia. Wystarczy jednak zrobić krok w tył, by odkryć, że to tylko jedna planeta układu, w którym przebywamy, i bez problemu da się odwiedzić kolejną, a po niej następną. Gdy natomiast znudzi nam się towarzystwo pobliskiej gwiazdy – możemy przeskoczyć do innego układu, a w miarę dalszych postępów – zwiedzać kolejne galaktyki, stanowiące coraz trudniejsze wyzwania. Świat w Starboundzie przytłacza wielkością.
Ciekawą nowinką, której próżno szukać u konkurencji, jest wielozadaniowa drukarka. Autorzy umieścili na statkach graczy specjalną maszynę, za pomocą której możliwe jest zeskanowanie praktycznie dowolnego mebla, skrzyni czy innego elementu otoczenia, który nie jest zasobem naturalnym i nie został stworzony za pomocą modułu craftingu. Nadmienić trzeba, że Starbound duży nacisk kładzie właśnie na różnorodność spotykanych w trakcie eksploracji elementów dekoracyjnych. Zamiast jednak – jak chociażby w Terrarii – pakować kilkadziesiąt różnych gratów do kolejnych skrzyń, tutaj możemy „zeskanować” po jednej sztuce każdego przedmiotu, a następnie wykorzystując piksele będące lokalną walutą gry, wydrukować sobie dowolną ilość tego obiektu. To sprytny sposób na uwolnienie graczy od tworzenia wypchanych po brzegi magazynów, a przy okazji – na wprowadzenie ukrytej dywersyfikacji lootu potworów. Mimo że przeciwnicy w większości przypadków obdarowują graczy pikselami – nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić z nich później stół, komodę czy inne drzwi.
Rozwój postaci oparty został na uzbrajaniu bohatera w coraz lepszy oręż. Interesującym dodatkiem do niego jest natomiast system technik. Gra pozwala na dobieranie ich spośród wszystkich odkrytych zdolności na naszym statku. Obsadzamy cztery dedykowane im sloty, a następnie, już w trakcie plądrowania planet, wybieramy interesującą nas technikę z poziomu ekwipunku. Umiejętności zostały ukryte w rozsianych losowo po planetach laboratoriach inteligentnych małp, ale zdarza się też, że natrafiamy na nie, otwierając jedną z leżących tu i ówdzie skrzyń. Wśród technik znajdziemy m.in. podwójny skok, powolną lewitację czy chociażby transformację w kulę przywodzącą na myśl Metroida. Pewną niedogodnością jest tu fakt, że do zmiany wybranej zdolności konieczne jest przeklikanie się przez interfejs ekwipunku i wybranie jej ręcznie. Nie ma obecnie mowy o dynamicznym łączeniu umiejętności, a szkoda.