autor: Przemysław Zamęcki
Lost Planet 3 bliżej Dead Space i The Thing Carpentera - wrażenia z rozgrywki
Po dwóch częściach serii Lost Planet można by się spodziewać, że kolejna będzie rozwijać poprzednie pomysły. Nic bardziej mylnego. Lost Planet 3 to praktycznie "inna bajka".
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Lost Planet 3 - zwrot w stronę Gears of War i Dead Space
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
- akcja wolniejsza niż w poprzednich częściach;
- mechanika walki zapożyczająca od konkurencji popularne rozwiązania;
- postawienie na atmosferę, fabułę i osobowość głównego bohatera;
- interaktywna baza, po której można się dowolnie poruszać;
- interesująca oprawa audiowizualna podkreślająca klimat produkcji;
- sekwencje z mechem!
Capcom po raz trzeci posyła nas w lodową pustkę planety E.D.N. III, byśmy stawili czoła zamieszkującym ją monstrom. Lost Planet 3, pomimo kolejnej cyferki w tytule, nie kontynuuje wątków swoich japońskich poprzedniczek, a pod względem rozgrywki jest zdecydowanie bardziej zbliżone do tytułów tworzonych przez zachodnich deweloperów. I nic dziwnego, w końcu za przygotowanie gry odpowiada kalifornijski zespół Spark Unlimited – autorzy dość kontrowersyjnych pod względem jakości tytułów, jak Legendary czy Turning Point: Fall of Liberty. Na szczęście po kilku godzinach obcowania z wersją preview Lost Planet 3 jestem o nie wyjątkowo spokojny. I wyjątkowo zadowolony z tego, co zobaczyłem.
W Lost Planet 3 wcielamy się w Jima, operatora wielkiej maszyny przypominającej mecha, który w poszukiwaniu zarobku wyrusza na E.D.N. III, by dla korporacji NEVEC pozyskiwać źródła ciepła, interesuje go więc zarówno samo jądro planety, jak i substancja znajdująca się w ciałach zamieszkujących ją stworzeń. Poznając Jima w trakcie kolejnych misji, zauważamy pierwszą zmianę, jaką zafundowało graczom nowe studio. Otóż scenarzyści nie tylko nadali bohaterowi różne cechy osobowości, ale także wyposażyli go w pragnienia i bagaż wspomnień, czego wyrazem jest przychodząca do bohatera co jakiś czas wideopoczta z Ziemi, od jego żony i syna, Hanka. Nie są to jednak tylko nudne wiadomości do przejrzenia w menu. Zostały one dość umiejętnie wplecione w rozgrywkę i wyświetlają się albo podczas ładowania kolejnej lokacji, albo w trakcie akcji, kiedy Jim zasiada za sterami mecha.
Wszystkie spisane w tym tekście wrażenia pochodzą z kampanii dla jednego gracza. Informacje o trybie wieloosobowym, niedostępnym w wersji preview, zawrzemy we właściwej recenzji.
Mech stanowi drugą z długiej listy zmian w sposobie rozgrywki. To podstawowe narzędzie pracy Jima, wyposażone na początku gry w chwytak i wiertło, za pomocą których można manipulować zarówno elementami otoczenia, jak i atakować przeciwników (w późniejszym czasie mamy szansę zainstalować także bardziej tradycyjną broń). Chwytakiem da się nawet złapać jakiegoś stwora i w efektowny sposób unieść go do góry, by następnie potraktować wiertłem. Warto przy tym dodać, że mechem steruje się z perspektywy pierwszej osoby. Kokpit maszyny można także opuścić, czego wymaga gros misji. Jednak gdy pozostaje się w pobliżu, zdrowie bohatera regeneruje się szybciej, mamy także dostęp do prostego HUD-a, wyświetlającego chociażby minimapę czy ilość T-Energii. Kiedy się oddalamy, HUD znika z ekranu i jesteśmy zdani sami na siebie.
Kolejna innowacja w stosunku do Lost Planet i Lost Planet 2 zaszła w samej mechanice walki. Teraz zdecydowanie bardziej przypomina ona tę z Dead Space 3 czy Gears of War, oczywiście włącznie z możliwością chowania się za przeszkodami terenowymi. Wielu fanów może w tym momencie kręcić nosem, że poprawiono coś, co przecież funkcjonowało całkiem nieźle, ale wydaje mi się, że akurat w tym tytule, w obliczu tylu poczynionych w nim zmian, ta jest również jedną z trafionych. W takcie eksploracji planety Jim zawsze posiada przy sobie pistolet z niekończącą się amunicją, a ponadto wolno mu przenosić dwie inne sztuki broni – strzelbę, karabinek automatyczny lub na przykład jednostrzałowy karabin, który w późniejszej fazie zabawy da się ulepszyć i zamontować w nim celownik optyczny. Obowiązkowo protagonista wyposażony jest też linę umożliwiającą na przykład podciąganie się na sprawiające w pierwszej chwili wrażenie niedostępnych skalne występy.