Graliśmy w Blood Dragon - absurdalny dodatek do gry Far Cry 3 - Strona 2
Najlepsza gra 2012 roku według Czytelników serwisu gry-online.pl, już wkrótce, bo 1 maja, otrzyma samodzielny dodatek. Będzie to hołd złożony filmom akcji i science-fiction, produkowanym taśmowo w latach osiemdziesiątych.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Blood Dragon - samodzielnego DLC do Far Cry 3
Zaczęło się od żartu. Pierwszego kwietnia, czyli w dniu, kiedy żadnych zapowiedzi gier w stu procentach poważnie traktować nie można, Ubisoft uruchomił oficjalną stronę dodatku do Far Cry 3. Zarówno zapowiadana formuła rozszerzenia, jak i wykonanie witryny w stylu rodem z początków internetu, sugerowały, że mamy do czynienia z kolejnym wygłupem. Tymczasem efekt był zamierzony, a francuski koncern osiągnął swój cel – w końcu mało kto nie dał się nabrać. Blood Dragon istnieje, a dawka absurdu, jaką jego twórcy zaserwowali z okazji prima aprilis, w zasadzie nie odbiega od tego, co zobaczymy w samej grze. Wiemy o tym, bo mieliśmy okazję sprawdzić ów produkt podczas tegorocznej edycji Ubisoft Digital Days.
Blood Dragon obfituje w różne humorystyczne wstawki, których poziom bardziej pasuje do gier z serii Duke Nukem niż do cyklu Far Cry. Kiedy z dala od wroga wciśniemy klawisz odpowiedzialny za atak nożem, bohater wystawi środkowy palec, a gdy skończą się niezbędne do szybkiego leczenia strzykawki z życiodajnym płynem, nasz podopieczny wyjmie przyrząd do ćwiczenia palców dłoni i z uporem maniaka zacznie go ugniatać. Urocze.
Blood Dragon puszcza oko do użytkownika od samego początku. Zarówno menu główne, jak i otwierająca zmagania introdukcja prezentują poziom budżetowej produkcji sprzed lat piętnastu. Obrazki przedstawiające powstanie cyberkomandosa Rexa Colta i zatrzęsienie podlanych wulgaryzmami, wyjątkowo kiepskich kwestii dialogowych wywołują uśmiech na twarzy. O tym, że w dodatku do Far Cry 3 nie będzie żadnej taryfy ulgowej, przekonuje nas również tutorial. „Naciśnij A, żeby zademonstrować umiejętność czytania”, „Skocz, żeby skoczyć”, „Bieganie jest jak chodzenie, tylko szybsze” – autorzy kpią z konwencji na każdym kroku, wykazując się przy okazji sporym poczuciem humoru.
Kiedy w końcu przechodzimy do działania, nadal jest wesoło. Wybuch na wybuchu, stylowa, ale momentami wręcz drażniąca kolorystyka rodem z klubów techno z lat osiemdziesiątych, no i ta muzyka, w której twórcy nawet nie próbowali zatuszować, że zerżnęli ile wlezie z soundtracku do Terminatora. Czy można to wszystko traktować poważnie? Nie! – twierdzą autorzy. – Dołożyliśmy starań, żeby stworzyć możliwie najgłupszy scenariusz, na jaki było nas stać. Po półgodzinnej sesji z Blood Dragonem wierzę im na słowo.
Gra przenosi nas w niedaleką przyszłość, czyli do roku 2007. Ziemia w niczym nie przypomina tego, co możemy aktualnie podziwiać za oknem – znany nam świat spłonął podczas konfliktu atomowego. Na szczęście istnieje rozwiązanie dla przetrzebionej nuklearnym holokaustem ludzkości, a jest nim tajemnicza broń biologiczna, przetrzymywana na bliżej niezidentyfikowanej wyspie. Zdobycie informacji o technologii powierzono nie byle komu, bo Rexowi Powerowi Coltowi (w tej roli znany z filmów Obcy: Decydujące starcie i Terminator Michael Biehn) – weteranowi drugiej wojny w Wietnamie. Wyposażony w najnowsze cybernetyczne narządy, pół człowiek, pół maszyna, wyrusza z misją, która szybko zamienia się w rzeź niewiniątek. Bo Colt – o czym prędko się przekonujemy – nie bierze jeńców, nigdy.