autor: Krzysztof Mielnik
Duke Nukem: Manhattan Project - przed premierą
W Duke Nukem: Manhattan Project cofamy się nieco w czasie, do momentu gdy pewne tajemnicze osoby postanowiły odkryć nowe źródło radioaktywnej energii, gdy Duke zajęty był walką z obcymi najeźdźcami.
Przeczytaj recenzję Duke Nukem: Manhattan Project - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Pamiętam dokładnie, gdy po raz pierwszy przyszło mi ujrzeć informację o nowym projekcie Sunstorm Interactive; opisywanym tu właśnie „Manhattan Project”. Było to jednego z tych wieczorów, kiedy świat za oknem nie do końca jeszcze potrafił podjąć decyzję, czy aby pozostać w uścisku srogiej zimy, czy też oddać się już w cudownie wonne ramiona wiosenki. Pierwsza reakcja na ujrzany tytuł była jednoznaczna – robią jakąś gierkę na GameBoya. Kiedy jednak wzrok mój powędrował na znajdujące się nieopodal screenshoty, a do świadomości doszedł fakt, iż oto kolejna odsłona przygód Duke’a powstaje wyłącznie na NASZE, blaszane maszyny, z radosnym okrzykiem „King is baaaaaaaaaack!” na ustach wyskoczyłem w górę!
Projekt Manhattan, co ciekawe – z formą prezentacji do której przyszło nam się przyzwyczaić, czyli znanym z „Duke Nukem 3D”, czy wiecznie odwlekanego „Forever” przedstawieniem otoczenia z perspektywy pierwszej osoby, niewiele ma już wspólnego. Ba! Nie więcej wspólnych cech ma on także i z wydanym swego czasu na pierwsze PlayStation „Planet of the Babes”, w którym poczynaniami największego mordercy świń na świecie kierowaliśmy, jak pewno większość z Was kojarzy, na wzór Tomb Raidera, z pozycji TPP.
O ironio! Jedynymi grami z serii, do których możemy więc ów pozycję przyrównać, okazują się być pierwsze dwie przygody naszego bohatera, wydane jeszcze za czasów, kiedy w naszym kraju nieśmiało można było rzucić hasłem „Nie ma wolności bez Solidarności”, a niżej podpisany wgłębiał się w wielce trudne do opanowania tajniki mnożenia i dzielenia :P Tak bowiem, jak wtedy, tak i dziś demolkę czynioną przez największy autorytet Johny’ego Bravo przychodzi oglądać nam w dwóch wymiarach, nie mogąc ruszyć kuprem w inną stronę, niźli tylko w lewo, bądź prawo. (choć z pewnymi wyjątkami, których występowania możemy póki co domyślać się jedynie ze zdjęć)
Oczywiście nawet podchodząc do tematu w taki sposób, ciężko byłoby na przestrzeni dziesięciu z górą lat nie wprowadzić masy modyfikacji. Sam Duke ma więc chadzać lekko i swobodnie, częstując nasze oczy nieznaną dotychczas gracją ruchów. Nie znaczy to bynajmniej, jakoby zmienił swoje upodobania seksualne – wszechobecne dupeczki obok świńskich ryjów wciąż stanowić będą główny bodziec motywujący nas do parcia naprzód (i w tył, i w przód, i w tył...;). Również narzędzia eksterminacji nieprzyjaciół świecą XXI-wieczną świeżością: podręczny Golden Eagle, równie efektowne, co i efektywne wyrzutnie granatów oraz rakiet, działko plazmowe, czy też najbardziej zabójcza zabawka w grze; X-3000, przyprawione zawsze wiernymi shotgunem, czy „maszynówką” obiecują zaprawdę nielichy odrzut!