autor: Maciej Kozłowski
Hawken, czyli Battlefield z mechami - test wersji beta gry - Strona 3
Wielkie mechy, spektakularne eksplozje i świat po galaktycznej apokalipsie. Hawken udowadnia, że można to wszystko zawrzeć w jednej, szalenie dynamicznej, a do tego darmowej strzelaninie.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Gry free-to-play wywróciły rynek elektronicznej rozrywki do góry nogami. Takie tytuły jak League of Legends czy World of Tanks cieszą się ogromną popularnością, przy okazji przynosząc ich twórcom ogromne zyski. Chociaż segment ten ma równie wielu zwolenników, co przeciwników, to jednak trudno wyobrazić sobie bez niego przyszłość – stał się po prostu zbyt powszechny. Widać to nie tylko w obserwowanym ostatnio „boomie na darmowe gry”, ale przede wszystkim w ich jakości. Hawken jest najlepszym dowodem na to, że w oparciu o ten model finansowania można stworzyć naprawdę imponujące tytuły. Gra studia Meteor Entertainment to rozbudowana, pełnoprawna produkcja, mogąca śmiało konkurować z gigantami sprzedawanymi w tradycyjny sposób.
Postapokalipsa i mechy
Na czym polega zabawa w Hawkenie? To proste – gracz siada za sterami mecha i za jego pomocą eksterminuje konkurencyjne maszyny, należące do innych graczy. Cztery tryby rozgrywki oferują kolejno: radosną rzeź (deathmatch), sieczkę drużynową (team deathmatch), kontrolę terenu (missile assault) oraz oblężenie (siege). W czternastoosobowych meczach udział biorą roboty najróżniejszego typu – od ciężkich miotaczy granatów, przez wyrzutnie rakiet, na szybkich zwiadowcach czy śmiercionośnych snajperach kończąc. To jednak nie wszystko – za gotówkę zdobytą podczas gry można ulepszać posiadane już droidy oraz dokupywać ich nowe modele, a kolejne rodzaje broni odblokowują się wraz z awansem na wyższy poziom doświadczenia. Rozwojowi postaci towarzyszą odpowiednie modyfikatory oraz drzewka z dodatkowymi cechami – można na przykład zwiększyć szybkostrzelność działek pokładowych lub wzmocnić pancerz kabiny sterowniczej. Słowem – zawarto tu wszystko, do czego przyzwyczaiły nas pierwszoligowe shootery, tyle że w futurystycznym sosie.
Co odróżnia Hawkena od konkurencji? Poza darmowością – przede wszystkim mechy. Kierowanie wielką, rozpadającą się i terkoczącą maszyną to doznanie nieporównywalne z żadnym innym. Podczas zabawy naprawdę czuć ciężar robotów, które poruszają się dość ślamazarnie i wzbijają kłęby kurzu przy każdym stąpnięciu. Lekkie opóźnienie reakcji spowodowane bezwładnością mechanizmu tylko pogłębia to wrażenie. Nie oznacza to jednak, że zabawa jest statyczna – co to, to nie! Każdy ze stalowych kolosów dysponuje dopalaczami, które znacznie zwiększają jego szybkość, oraz dyszami, które pozwalają mu latać (przez krótki czas). Niejednego gracza zdziwi też łatwość, z jaką te przerośnięte tostery unikają pocisków – szybkie uskoki czy zwody to dla nich absolutna norma. Jedynym ogranicznikiem jest paliwo – gdy to się skończy, potężny dotychczas gladiator stanie się powolnym i niemal bezbronnym celem. Na szczęście „benzyna” odnawia się w szybkim tempie, co pozwala na natychmiastowy powrót do walki.