autor: Krzysztof Żołyński
Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - test przed premierą - Strona 2
Desert Siege to tzw. Mission Pack do taktycznej gry akcji Tom Clancy's Ghost Recon. Przenosi on akcję na teren Afryki Północnej, gdzie toczy się konflikt pomiędzy dwoma państwami: Etiopią i Erytreą.
Przeczytaj recenzję Tom Clancy's Ghost Recon: Desert Siege - recenzja gry
Prawdopodobnie myślałeś, że całkowicie uspokoiłeś sprawy kończąc Ghost Recon. Niestety nie, bo źli faceci sprzedając pułkownikowi Tesfaye Wolde nadwyżki uzbrojenia umożliwili zamach stanu. Jak się domyślacie broń nie posłużyła mu do udekorowania salonu. Po obaleniu w 2008 roku rządu w Etiopii, Wolde skupił się na Erytrei, małym państewku znajdującym się na północnej granicy, które po latach wojen w 1993 roku wywalczyło niepodległość. Rząd Erytrei niepokoi się, że nie zdoła powstrzymać inwazji wojsk Wolde, ale zdaje sobie także sprawę, że przegrana oznacza zniszczenie wszystkiego, co udało się stworzyć na tych ziemiach jak również zaprzepaszczenie procesu tworzenia młodego narodu. To, czego potrzebuje Erytrea to szybka i skuteczna interwencja z zewnątrz, która powstrzyma lub przynajmniej spowolni postępy armii etiopskiej. Krótko mówiąc, znowu nadszedł czas, aby żołnierze z Ghost Recon wzięli się do roboty.
Dzięki uprzejmości firmy PlayIt, otrzymałem wersję beta opisywanej gry. Przy okazji nadmienię, że Desert Siege to typowy dodatek i należy go doinstalować do głównej części gry. Inaczej nie ma mowy o zabawie. Wersja testowa gry, którą otrzymałem zawierała cztery misje dla pojedynczego gracza i tryb multiplayer oraz edytor misji IGOR. Z tego, co wyczytałem na stronie producenta gry (UbiSoft) wynika, że finalna wersja gry zawiera osiem misji single. Zresztą nie są to żadne domysły, gdyż Desert Siege miał już premierę na Zachodzie Europy.
Każda misja teoretycznie stawia przed graczem zróżnicowane zadania. Jednak rzeczywistość jest taka, że sprowadzają się one głównie do tego samego, czyli do w miarę szybkiego przemieszczania się po planszy i wykańczania przeciwników. Zazwyczaj jest tak, że wroga można zlikwidować ze sporej odległości. Prowadzi to do trochę dziwacznej sytuacji, bo jeśli wcielicie się w rolę snajpera rozprawicie się z przeciwnikiem samodzielnie, a reszta oddziału będzie tylko dodatkiem. Nie chcę być źle zrozumianym, więc dodam, że w Desert Siege nie zabrakło misji polegających na podkradaniu się, wymagających cierpliwości, a nie popisów bohaterstwa w stylu ułańskich szarż. Mimo wszystko misje nie są wybitnie oryginalne, a często dość łatwe, ale to ostatnie wydaje się być celowym zabiegiem twórców gry.
Gameplay znany graczom z Ghost Recon w niezmienionej postaci pojawia się także w Desert Siege. Przed każdą misją gracz otrzymuje dokładny opis sytuacji ogólnej, a także charakterystykę dodatkowych celów. Po przestudiowaniu sytuacji można skonstruować trzy drużyny uderzeniowe. Każda drużyna może zawierać trzech ludzi, jednak do wykonania misji wykorzystamy łącznie tylko sześciu żołnierzy, więc należy się dobrze zastanowić. Bardzo wygodnym rozwiązaniem jest możliwość przydzielania roli dla każdego żołnierza z osobna. Jeszcze rzut oka na mapę i do roboty.
Rozpoczynamy na plażach wybrzeża Erytrei, w pobliżu miasta Mossawa. Lądowanie naszych jednostek to prawdziwy koszmar, gdyż dostają się one pod silny ostrzał karabinów maszynowych. Kolejna misja wcale nie jest prostsza, bo walcząc z czasem musimy zapobiec wysadzeniu rafinerii ropy naftowej, która została zaminowana przez jednostki Wolde. Jakby tego było za mało, kilkaset metrów dalej jest budynek, a w nim przetrzymywani zakładnicy. Oba cele misji są ściśle połączone. Kiedy je spełnimy nastaje chwila radości, ale to wcale nie koniec, gdyż należy pędzić na dworzec kolejowy, aby upewnić się, że rebelianci nie zniszczą ważnej linii zaopatrzeniowej.