Borderlands 2 na E3 2012 - krótki wypad na Pandorę - Strona 2
Borderlands 2 będzie twórczym poszerzeniem pomysłów z "jedynki" o czym przekonaliśmy się na targach E3 2012. Gearbox nie planuje żadnej rewolucji. I bardzo dobrze.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Borderlands 2 - tak powinno się robić sequele!
Od naszej ostatniej wizyty na planecie Pandora minęło pięć długich lat. W tym czasie wydarzyło się całkiem sporo – tajemniczy jegomość posługujący się ksywą Handsome Jack nie tylko przypisał sobie sukces czwórki bohaterów, ale również posiadł bogactwa ukryte w Skarbcu i za ich pomocą objął kontrolę nad mocno rozwiniętą technologicznie korporacją Hyperion. To mu jednak nie wystarczyło. Wkrótce potem Jack obwołał się samozwańczym władcą Pandory i stworzył ogromną stację kosmiczną w kształcie litery „H” w połowie drogi pomiędzy rzeczonym globem a jego jedynym naturalnym satelitą. Nieliczni oponenci, którzy usiłowali powstrzymać dyktatora, musieli uznać wyższość dowodzonej przez niego armii robotów. Jack bowiem rządzi twardą ręką i nie uznaje sprzeciwu.
W takich oto realiach przyjdzie nam walczyć o lepsze jutro w Borderlands 2. Czwórka nowych śmiałków, która z różnych względów podpadła przystojniakowi, otrzyma zadanie powstrzymania uzurpatora. W trakcie trwających w Los Angeles targów E3 mieliśmy okazję przetestować produkt w akcji i ukończyć jedną z przykładowych misji (podobno) piekielnie długiej kampanii. Nosiła ona nazwę Statuesque („posągowy”), a jej celem było zniszczenie czterech pomników Jacka, stojących w kontrolowanej przez firmę Hyperion metropolii.
Demo pozwalało wcielić się w każdego z bohaterów, ale ze względu na mocno ograniczony czas mogliśmy tak naprawdę pokierować tylko jednym z nich. Grający obok mnie jegomość wybrał jako pierwszy faworyzowanego przeze mnie Salvadora (Gunzerker), postanowiłem zatem zmienić plany i aktywowałem Axtona (Commando), mocno przypominającego Soldiera z pierwowzoru. Zmagania rozpoczęliśmy od razu na 25 poziomie doświadczenia, więc do dyspozycji mieliśmy sporą liczbę punktów umiejętności. Niestety, o porządnym obejrzeniu drzewek rozwoju można było zapomnieć. Nie chcąc tracić cennego czasu, podrasowałem żywotność i tarcze, zainwestowałem punkty w moją ulubioną klasę broni, czyli karabiny szturmowe, a także odpicowałem stacjonarne działko, które komandos rozstawia po użyciu zdolności specjalnej. Szybko przejrzałem otrzymane na początku misji uzbrojenie i tak przygotowany ruszyłem do ataku.
Zadanie było banalnie proste, ale tylko na papierze. Pomniki okazały się kuloodporne, więc trzeba było odszukać zlokalizowanego nieopodal latającego robota i przeprogramować go tak, by zaczął niszczyć posągi za pomocą działa laserowego. Oczywiście Jack próbował nas powstrzymać i co chwilę dorzucał nowe jednostki na pole bitwy. Przeciwnicy nie błyszczeli inteligencją, ale momentami sprawiali trochę kłopotu, zwłaszcza inżynierowie, potrafiący leczyć uszkodzone maszyny. Po zburzeniu pierwszego pomnika bot automatycznie ruszył do kolejnego, a my cały czas mu towarzyszyliśmy, pilnując jednocześnie, by nie został zanadto uszkodzony (był to zresztą warunek konieczny do wykonania zadania). Kilkanaście minut później, po ubiciu co najmniej pięćdziesięciu wrogów, w tym pary „super badassów”, i małej nerwówce wynikającej z troski o eskortowanego robota, misja zakończyła się sukcesem. Ufff...