autor: Amadeusz Cyganek
Metro: Last Light - widzieliśmy rosyjską postapokalipsę - Strona 2
Po odkryciu tajemnic moskiewskiego metra pora sprawdzić, jak wygląda sytuacja na zewnątrz – wycieczka ulicami zdewastowanej stolicy Rosji to w Metro: Last Light postapokaliptyczny poradnik przetrwania.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Metro: Last Light - przepiękna postapokalipsa 2034 roku
Jedni dopiero zabierają się za budowę drugiej linii metra i marzą, by przejechać się szybkimi wagonikami po nowiutkich torach, inni zaś obmyślają kolejne sposoby na opuszczenie podziemnych tuneli i przeżycie na powierzchni. Realia moskiewskiej postapokalipsy, przedstawione w książce Metro 2033, a następnie w jej udanej adaptacji, spodobały się na tyle, że THQ z marszu zdecydowało się na kontynuowanie komputerowej sagi o śmiałkach, którzy tym razem – zamiast błąkać się po pustych peronach – wolą wyjść na zewnątrz i eksplorować bezpowrotnie zniszczony świat.
W ostatnich miesiącach o Metro: Last Light, tytule tworzonym przez ukraińskie studio 4A Games, słyszeliśmy raczej niewiele, a jeśli już mieliśmy do czynienia ze skromnymi skrawkami informacji, to najczęściej dowiadywaliśmy się o opóźnieniach i problemach związanych z finansowaniem produkcji. Na szczęście kolejka z jedną z flagowych produkcji THQ zdaje się sukcesywnie zmierzać do końcowej stacji, zabierając po drodze wszystkich oczekujących na jej przybycie.
Łyk „świeżego” powietrza
Choć seria Metro pełnymi garściami czerpie z książek Metro 2033 i Metro 2034 autorstwa rosyjskiego pisarza Dmitrija Głuchowskiego (na zdjęciu), fabuła Last Light nie została oparta na tych powieściach. Pisarz brał także mniejszy udział w tworzeniu koncepcji świata w nowym Metrze niż podczas powstawania poprzedniej odsłony serii.
Metro 2033 urzekło wielu przede wszystkim ciężkim i oryginalnym klimatem zamkniętej w mrocznej przestrzeni moskiewskich podziemi małej społeczności, w której z czasem pojawiają się konflikty, a próba zaspokojenia najbardziej podstawowych ludzkich potrzeb popycha mieszkańców tej wyjątkowej enklawy do desperackich czynów. To, co ujrzymy w Last Light, ma stanowić twórcze rozwinięcie pomysłów z poprzedniej części. Przetrwanie w nowych realiach postapokaliptycznej Moskwy wymaga zupełnie nowych środków – autorzy podczas krótkiej prezentacji na każdym kroku próbowali uświadomić zgromadzonym, że wyjście z klaustrofobicznych czeluści metra wcale nie oznacza, iż strach pozostał gdzieś na bocznicy pomiędzy stacją Ochotnyj Rjad a Twerską. Wręcz przeciwnie – dopiero teraz na własnej skórze poczujemy przytłaczającą grozę „Nowego Świata”.
W nowym Metro zdecydowanie większy znaczenie będą mieć elementy charakteryzujące gatunek survival horror. Sekwencje te mają pomóc w zbudowaniu otoczki nieustannego napięcia wokół przygód głównego bohatera, Artema. W trakcie pokazu misji, w której nasz protagonista wraz ze swoim kompanem musi przedostać się przez zdewastowane ulice Moskwy do pobliskiego teatru, mogliśmy zaobserwować sporą liczbę często bardzo pomysłowych sztuczek. Co prawda większość z nich była w pełni oskryptowana, ale i tak robiły naprawdę duże wrażenie. Niejednokrotnie podczas wędrówki po ruinach staniemy oko w oko z rozbrykanymi mutantami w najmniej oczekiwanych momentach: w jednej z takich konfrontacji dosłownie o centymetry minęliśmy olbrzymią watahę czworonożnych poczwar, przebiegającą główną arterią miasta. Kiedy wydawało się, że zagrożenie już minęło i zdecydowaliśmy się wyjść z ukrycia, niespodziewanie natknęliśmy się na zagubioną sztukę, co poskutkowało gorączkową walką w zwarciu, w której jedynym argumentem Artema była jego siła i umiejętność szybkiego wyprowadzania ciosów.