Rzeź w kosmosie, czyli Aliens: Colonial Marines - Strona 3
Jeszcze w tym roku do sprzedaży trafi nowa gra z uniwersum Obcego - Aliens: Colonial Marines. Czy nowe dzieło firmy Gearbox Software zatrze złe wrażenie po przeciętnym Aliens vs. Predator Rebellionu?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Aliens: Colonial Marines - ten Obcy to wstyd i hańba
2012 to dla fanów filmów z uniwersum Obcego wyjątkowo dobry rok. Przez ostatnie lata byli oni karmieni przez przemysł tak kinowy, jak i growy marnymi spin-offami cyklu zapoczątkowanego przez Ridleya Scotta – ale ile można udawać, że Alien vs. Predator dorasta do takich dzieł jak pierwsze dwie części serii? Na szczęście przyszłe miesiące będą dla nich łaskawsze. Kinomaniaków zadowoli zapewne wchodzący na ekrany w maju Prometeusz. Miłośnikom interaktywnej rozrywki pozostaje zaś Aliens: Colonial Marines – najnowsza produkcja twórców Borderlands, firmy Gearbox Software.
Jedna z niewielu gier bazujących w całości tylko na uniwersum Obcego będzie jednocześnie kontynuacją wyreżyserowanego przez Jamesa Camerona Decydującego starcia z 1986 roku. Po tym jak Ripley wraz z ocalałymi po ataku ksenomorfów członkami załogi ewakuuje się ze statku U.S.S. Sulaco, do akcji wkracza oddział marines, który ma za zadanie dowiedzieć się, co było przyczyną pożaru na wojskowym transportowcu. W tym momencie przejmujemy dowództwo nad naszym składem. Wkrótce okazuje się, że zarówno Sulaco, jak i pobliska planeta LV-426 bynajmniej nie są bezludne – to schronienie setek śmiertelnie groźnych kosmitów, których jedynym celem egzystencji jest przedłużenie gatunku i pozbycie się każdego, kto może w tym przeszkodzić. Nic więc dziwnego, że już wkrótce nasz pobyt w tym niegościnnym otoczeniu stanie się rozpaczliwą walką o przetrwanie wobec przeważających sił obcych. W próbach ratowania własnej skóry wspomogą nas oczywiście podlegający naszym rozkazom towarzysze broni – Gearbox wsławiło się taktycznymi shooterami, na czele z serią Brothers in Arms – ale także postacie znane z filmu, takie jak chociażby android Bishop. Miłym smaczkiem dla miłośników serii okaże się zapewne fakt, że bohaterom znanym z kina głosy podkładać będą grający w pierwowzorach aktorzy. Jeżeli zaś chodzi o inne nawiązania do filmowej wersji, to w epizodach poza statkiem Sulaco zwiedzimy powierzchnię zniszczonego przez wybuch nuklearny księżyca LV-426 i mieszczącą się na nim opuszczoną kolonię ludzką Hadley's Hope.
Producenci od razu uprzedzają, że wykluczają możliwość opracowania kampanii także dla obcych. W Colonial Marines ksenomorfy będą jedynie przeciwnikiem – i to nie byle jakim. Autorzy nie ograniczyli się bowiem do stworzeń pokazanych przez Scotta czy Camerona, ale dodali także kilka swoich pomysłów na wrogów – choć jak dotąd ujawnili tylko jeden z nich. Walczyć będziemy więc z niedużymi, ale zwinnymi twarzołapami, dorosłą formą aliena, oraz z większym i trudniejszym do pokonania Crusherem. Ten ostatni to właśnie idea twórców – poruszający się na czterech nogach, dużych rozmiarów potwór z praktycznie kuloodpornym pancerzem na głowie. By go zabić, nie wystarczą zwykłe naboje – trzeba będzie użyć podstępu lub wykorzystać otoczenie. Potwierdzona w roli nieprzyjaciela została także Królowa, która podobnie jak wspomniany Crusher raczej nie będzie przejmowała się tradycyjnym ostrzałem. Na szczęście do eksterminacji obcych oddano graczom całkiem satysfakcjonujący arsenał: karabin pulsacyjny, shotgun, wyrzutnię granatów, zwyczajne pistolety czy miotacz płomieni. Dodatkowo od czasu do czasu napotkamy automatyczne wieżyczki strzelnicze, które samoczynnie zaatakują ogniem maszynowym każdego, kto do nich podejdzie.