autor: Szymon Liebert
Drużynowe pląsy na tropikalnej wyspie – graliśmy w tryb multiplayer w Far Cry 3! - Strona 2
Far Cry 3 zachwyca szybką rozgrywką, kolorami i wyrazistymi postaciami. Kilka dni temu przekonaliśmy się, że jedną z zalet gry może stać się multiplayer, nad którym pracuje Ubisoft Massive. Jak twórcy World in Conflict poradzili sobie ze strzelanką?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Far Cry 3 - rzeź w tropikach
Far Cry 3 nęci obiecującą kampanią solową, rozgrywającą się na tropikalnej wyspie pełnej wyrazistych i niebezpiecznych postaci. W Malmö, uroczym szwedzkim mieście, miałem jednak okazję zobaczyć nie rozgrywkę dla jednego gracza, a multiplayer, który szykuje, uwaga, Ubisoft Massive. Jak deweloper znany ze świetnych strategii (Ground Control i World in Conflict!) odnalazł się w specyfice strzelanek? Bez najmniejszych problemów. Co więcej, studio zatrudniające pracowników z około 25 różnych krajów ma parę pomysłów na to, jak sprawić, że w sieci będziemy chcieli grać drużynowo, dobrze się przy tym bawiąc.
Krzycząc na kolegów
Studio Ubisoft Massive rozpoczęło spotkanie z Far Cry 3 od zabawnego zdania: tryb multiplayer w tej grze pokaże, dlaczego przyjaciele są ważni. „Zwykły Team Deathmatch sprowadza się do określenia tego, do kogo masz nie strzelać” – nakreślił filozoficznie sytuację Soundboy (czyli Magnus Jansen, producent gry) – „a w rozbudowanych trybach jeden błąd niedoświadczonego gracza sprawia, że wszystko się sypie”. Szwedzi chcą to zmienić i sprawić, że rozgrywka będzie drużynowa, a przy tym zachęcająca dla świeżaków. To zadanie trudne, ale, jak się okazało, nie niewykonalne.
Przekonałem się o tym w trybie Domination, którego zasady są proste – dwie drużyny walczą o utrzymanie kontroli nad punktami strategicznymi. Zaraz po rozpoczęciu zabawy skorzystałem z jednej z nowości w rozgrywce: tak zwanego „Battle Cry”, czyli bojowego okrzyku, zagrzewającego do walki pobliskich kompanów. Używając go, sprawiałem, że członkowie drużyny zyskiwali bonusy – regenerację zdrowia czy wytrzymałość. Oczywiście chłopaki mogli odpowiedzieć tym samym i w ten sposób podpakować moją postać. Generalnie rzecz biorąc, w ciągu kilku godzin spędzonych z grą sporo się nakrzyczeliśmy, ale wszyscy byli zadowoleni.
Jesteśmy w tej samej drużynie
W multiplayerze Far Cry 3 wcielimy się w dwie grupy – piratów lub rebeliantów. Każdej z nich przewodzi wyjątkowo wyrazista postać. Jedną z nich jest Vaas, psychol znany ze zwiastunów i kampanii dla jednego gracza.
Prosta mechanika sprawiała, że człowiek instynktownie kierował się w stronę ludzi, aby zyskać przewagę. I przy okazji nabijać punkty drużynowe, za które gra nagradza mocarnymi atakami. Cenne punkciki wpadały zresztą nie tylko za (przyjazne) wydzieranie się – dostawaliśmy je także za podnoszenie rannych sprzymierzeńców oraz zaznaczanie/tagowanie przeciwników i celów (to przy okazji prosta forma komunikacji między graczami). System kojarzy się z killstreakami z Call of Duty, ale kładzie większy nacisk na zachowania konstruktywne (pomoc ziomkom!), a nie destruktywne (zabijanie).
Bogu ducha winnych Belgów z przeciwnej drużyny roznieśliśmy kilkakrotnie z pomocą trzech specjalnych technik. Pierwsza na ułamek sekundy odsłaniała pozycję wrogów, co przydawało się ze względu na wielopoziomowość map. Dwa kolejne ataki były już bardziej bezpośrednie – jeden pozwalał zrzucić bomby w dowolne miejsce, drugi zdetonować broń biologiczną. Psychotropowy środek sprawiał, że „odurzeni” gracze nie odróżniali wroga od sprzymierzeńca, widząc wokoło demony z piekła rodem. „Jeśli biegasz sam” – podkreślił Soundboy – „nie będziesz wiedział, kto jest kim”. Pozostawanie w grupie ułatwiało wyjście z twarzą z takiej sytuacji i ograniczało ofiary. W Far Cry 3 będzie można bowiem przypadkowo (lub celowo) zabijać współtowarzyszy, ale stracimy przez to cenne punkty.
Pełna dominacja
W Far Cry 3 pograłem na padzie i klawiaturze plus myszka – w obu przypadkach sterowanie miało cechy, z których słynie seria Call of Duty. Przede wszystkim było przyjemne, miękkie i łatwo przyswajalne (z typowym rozkładem klawiszy, wzbogaconym o tagowanie i okrzyki). Bez najmniejszych problemów rozpocząłem eksterminowanie przeciwników i współdziałanie z towarzyszami, odbijając, broniąc lub atakując kolejne punkty na mapie Subpen. Naparzanie do wrogów z niemal każdej broni okazało się radosne i satysfakcjonujące. To dobrze skrojony, współczesny, intuicyjny w obsłudze shooter, w którym każdy będzie miał szansę coś ugrać.
Jedyną kwestią wymagającą poprawek i szlifów jest siła poszczególnych rodzajów broni. Być może to po części świadoma decyzja deweloperów, by dać graczom odpowiednio mocne narzędzia. Strzelba i ciężki karabin wydawały się jednak przesadzone – pierwsza z pukawek była zaskakująco łatwa w obsłudze i absolutnie śmiercionośna. Drugą można było ściągnąć kilka osób na jednym magazynku. Nawet z dużej odległości, bo karabin ten cechował się celnością doskonałą.