autor: Amadeusz Cyganek
Need for Speed: The Run - wrażenia z gry na chwilę przed premierą - Strona 2
The Run to najbardziej kontrowersyjna odsłona serii Need for Speed od lat – czy aby twórcy zbytnio nie przeszarżowali, wprowadzając szereg nieoczekiwanych zmian?
Przeczytaj recenzję Need for Speed: The Run - recenzja wyścigów ze skryptami jak z Call of Duty
Im bliżej do premiery nowego Need for Speed, tym więcej obaw. Chyba żadna gra z tej serii nie budził aż tak skrajnych emocji, głównie za sprawą kontrowersyjnego pomysłu wrzucenia do gry sekwencji bieganych, niezbyt pasujących do dotychczasowego wizerunku całego cyklu. Twórcy stoją przed trudnym zadaniem przekonania fanów do nowych rozwiązań, które ujrzymy w The Run. My mieliśmy już okazję sprawdzić, czy nie jest to czasami misja niemożliwa.
Na pierwszy ogień poszedł wyścig z czasem, czyli zawody, w których walczymy wyłącznie z upływającymi sekundami, próbując zaliczyć rozlokowane na drodze punkty kontrolne. Trasę umiejscowiono w bardzo malowniczych okolicach górskiego kanionu, choć płaska jak stół droga w ogóle nie wskazuje na bliski kontakt z naturą. Szybkie pokonywanie kolejnych kilometrów utrudnia ruch uliczny – mimo że nie jest on zbyt gęsty, a samochody poruszają się wolno, przy sporej prędkości z dodatkowym ładunkiem nitro nietrudno wjechać drogowej zapchajdziurze w tylny zderzak. Twórcy zadbali jednak, by ewentualne niepowodzenia nie przeszkadzały zbytnio w osiągnięciu ostatecznego celu – w każdym wyścigu możemy parokrotnie cofnąć go o kilka sekund, co pozwala szybko wrócić na trasę i kontynuować jazdę. Spore wrażenie robi fragment, w którym na prostym odcinku jezdni musimy lawirować pomiędzy samochodami przy pełnej szybkości z dodatkowym ładunkiem nitra – trzeba przyznać, że to niezwykle karkołomne zadanie, a kamieniste pobocza szybko stają się alternatywną ścieżką pozwalającą wybrnąć z tej sytuacji bez szwanku.
Wraz z przesiadką na kolejne stanowisko trafiamy w zupełnie inne miejsce – trasa wiedzie wzdłuż jeziora nieopodal sporego lasu, a zadaniem jest wyprzedzenie ośmiu konkurentów przed przekroczeniem linii mety. W tym etapie wyraźnie daje się we znaki spora podsterowność pojazdu – wejście w zakręt wymaga przyhamowania i niezłej dozy precyzji w wybraniu odpowiedniego momentu skrętu. Płynne pokonanie wirażu zyskuje na znaczeniu tym bardziej, że ich ścinanie bądź obijanie barierek ochronnych nie okazuje się najlepszą taktyką – pobocza są gęsto usiane różnego rodzaju atrakcjami, z zaroślami i sporymi głazami na czele. Sam proces wyprzedzania mija szybko i sprawnie – już po kilkudziesięciu sekundach wszystkich oponentów można oglądać w lusterku. Problemy zaczynają się, gdy próbujemy skutecznie bronić się przed atakami przeciwników. Szczerze powiedziawszy, wygląda to bardzo dziwnie – jakim cudem rywale, którzy do tej pory jechali niezbyt wariackim tempem, nagle dostali wiatr w spojlery? Twórcy po prostu próbują sztucznie utrzymać emocje, co tym razem, niestety, kompletnie się nie sprawdza.