The Cursed Crusade - konkurent dla Assassin's Creed? - gamescom 2011 - Strona 2
Już wkrótce tandem Atlus i Kylotonn Games zaproponują nam podróż w czasy wypraw krzyżowych dzięki grze The Cursed Crusade. Na gamescomie mogliśmy się przekonać, czy warto będzie skorzystać z tego zaproszenia.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
The Cursed Crusade to tytuł, który musi dźwigać ciężkie brzemię. Z jakiegoś powodu przylgnęło bowiem do niego określenie pogromcy Assassin’s Creed. W rzeczywistości gra, poza tematyką krucjat, ma niewiele wspólnego z tą serią. Nie mówiąc już o tym, że francuskie studio Kylotonn Games do gigantów nie należy i choćby nie wiem jak się starało, nie jest w stanie konkurować z Ubisoftem. Dlatego przy każdej prezentacji The Cursed Crusade twórcy odżegnują się od jakichkolwiek chęci bezpośredniego starcia z kolejną odsłoną cyklu o przygodach asasynów. Nie inaczej było podczas tegorocznego gamescomu. Warto ich posłuchać, ponieważ dopiero po zignorowaniu bezsensowych porównań z nieporównywalnie większą marką można dostrzec, że w rzeczywistości Francuzi szykują nam całkiem obiecującą zręcznościówkę.
Akcja zaczyna sie w roku 1198. Europa wciąż próbuje się pozbierać po stratach poniesionych podczas trzeciej wyprawy krzyżowej. Nie przeszkadza to jednak nowo wybranemu papieżowi Innocentemu III w rozpoczęciu przygotowań do kolejnej krucjaty. Wydarzenia te stanowią jednak jedynie tło głównej osi fabularnej, która obraca się wokół dwóch wojowników – templariusza Denza oraz najemnika Estebana. Na obu ciąży przerażająca klątwa i jeśli nie znajdą sposobu na jej zdjęcie, ich dusze po śmierci powędrują do piekła.
Gra została zaprojektowana głównie z myślą o dwuosobowym trybie kooperacyjnym. Dobrym przykładem takiego podejścia są momenty, w których punkty życia jednego z bohaterów spadają do zera. Pada on wtedy na ziemię, a w jego stronę zaczyna powoli kroczyć kostucha. Partner musi zdążyć go uleczyć zanim dopadnie go Śmierć. Szkoda tylko, że jeśli zdecydujemy się na samotną zabawę nie otrzymamy możliwości wyboru postaci. Zamiast tego pokierujemy wtedy zawsze Denzem, a kontrolę nad Estebanem przejmie sztuczna inteligencja. W tandemie z przyjacielem zagramy zarówno w sieci, jak i na podzielonym ekranie. Co ciekawe, ta druga opcja dostępna będzie również na PC, co w obecnych czasach jest rzadkością i zasługuje na pochwałę.
Częste porównania do Assassin’s Creed mogą zasugerować, że mamy do czynienia z typowym sandboksem. W rzeczywistości, The Cursed Crusade jest niczym innym niż współczesną wariacją na temat klasycznego Golden Axe. Dostaniemy zatem, w większości, liniową przygodę, w której zabawa polega głównie na siekaniu hord wrogów. W tego typu grze najważniejszym elementem jest system walki. Twórcy doskonale zdają sobie z tego sprawę i dlatego poświęcili temu aspektowi najwięcej uwagi. Starcia są dynamiczne i bardzo brutalne. Do naszej dyspozycji oddanych zostanie ponad sto trzydzieści typów oręża podzielonego na kilka grup o różnych zastosowaniach. Przykładowo, na lekko opancerzonych przeciwników idealne są miecze, ale spotkamy też wrogów w pełnych zbrojach płytowych i w tym przypadku konieczne jest najpierw zniszczenie pancerza, a do tego nadają się lepiej bronie obuchowe, takie jak maczuga.