autor: Amadeusz Cyganek
Już graliśmy w Anno 2070 - gamescom 2011 - Strona 2
Seria Anno w przyszłości – czy to może się udać? Byliśmy w Paryżu, by sprawdzić, czy fani rzeczywiście mają się czego obawiać.
Przeczytaj recenzję Odświeżający skok w przyszłość - recenzja gry Anno 2070
Seria Anno od wielu lat uważana jest za jeden z ostatnich bastionów prawdziwych strategii ekonomicznych – czas w niej biegnie swoją drogą, militarne zapędy schodzą na boczny tor, a prawdziwym problemem staje się dopięcie budżetu i odpowiedni rozwój naszych włości. Tym razem jednak fani przeżyli ogromne zaskoczenie, dowiadując się, że twórcy po raz pierwszy w historii postanowili przenieść realia rozgrywki w odległą przyszłość. Próbka możliwości Anno 2070 pokazuje jednak, że produkcja bazująca od kilku lat praktycznie na tym samym modelu gry nadal sprawdza się bardzo dobrze, nawet mimo radykalnej zmiany klimatów.
Na samym początku pokazu udostępniono misję będącą jednocześnie wprowadzeniem do kampanii i umożliwiającą szybkie zaznajomienie się z mechaniką rozgrywki. Kierujemy w niej frakcją Tycoons, stawiającą w głównej mierze na szybki rozwój technologiczny, nie bacząc na wynikające z tego konsekwencje dla środowiska naturalnego. Naszym zadaniem jest zmodernizowanie głównej turbiny elektrowni, co pomoże w większym stopniu wykorzystać możliwości energetyczne wyspy i otaczających ją wód. W opozycji do naszego pomysłu staje inżynier Peterson, wedle którego ulepszenie tegoż mechanizmu wywoła katastrofę wyeksploatowanej tamy i pozbawi setki mieszkańców dostępu do prądu. Musimy więc dołożyć wszelkich starań, by zadowolić również irytującego uczonego.
Każda z trzech frakcji ma swój niepowtarzalny klimat.
Gdy po przydługim fabularnym wstępie wreszcie przystąpiłem do działania, od razu poczułem się jak w domu. Koncepcja rozgrywki nie zmieniła się ani trochę – misję rozpoczynamy na pokładzie statku, który umożliwia transport produktów wymaganych do ulepszenia turbiny. Po raz pierwszy w serii oprócz naszych nowoczesnych fregat na pełnym morzu pojawia się także arka. To ogromna konstrukcja stanowiąca główny magazyn, w którym możemy przechować dowolną ilość surowców, a także platforma handlowa umożliwiająca zakupienie brakujących komponentów, w głównej mierze wymaganych do wznoszenia wszelakich budynków. Nasze działania monitoruje E.V.E. – specjalny wirtualny przewodnik, wskazujący optymalne rozwiązania i służący dobrą radą w razie nieprzewidzianych kłopotów. Wszelkie informacje, tym razem w formie maili, tradycyjnie pojawiają się po lewej stronie ekranu i możemy zajrzeć do nich w dowolnej chwili, co znacznie ułatwia realizowanie kilku celów naraz. Zakończenie misji przynosi spodziewany rezultat – tama nie wytrzymuje obciążenia i pęka, co powoduje małą ekologiczną katastrofę.
I ty możesz sobie pozwolić na własną Pandorę.
Kolejne kilkadziesiąt minut spędziłem na tworzeniu podwalin pod nowe miasto w trybie piaskownicy, chyba najbardziej ubóstwianym przez miłośników mozolnego kreowania własnego imperium rozsianego po malowniczych wysepkach. Cały proces kolonizowania archipelagu i zakładania miast wygląda dokładnie tak samo jak w poprzednich odsłonach serii. Rozpoczynamy od postawienia zlokalizowanego na wybrzeżu magazynu, następnie budujemy centrum naszego miasteczka i stopniowo rozbudowujemy je, tworząc nowe budynki mieszkalne, fabryki czy centra rozrywkowe – wszystko po to, by ludziom żyło się coraz lepiej. Brak większych zmian w strukturze rozgrywki wcale nie oznacza, że gra z każdą minutą staje się bardziej schematyczna czy monotonna – wręcz przeciwnie, twórcy wyszli z założenia, że nie poprawia się czegoś, co już doskonale sprawdza się w praktyce, i chwała im za to.